Aktualności
19.03.2020
Prezes Radomir Sobczak: Gram kartami, jakie mam
JAKUB RADOMSKI: To prawda, że piłkarze Arki nie dostali w terminie pensji za luty?
RADOMIR SOBCZAK, PREZES ARKI GDYNIA: Tak. Jednak w piątek doszło do spotkania z zawodnikami i wypracowaliśmy porozumienie. Niektórzy gracze dostaną całość pensji, inni jej część. Jesteśmy od wielu miesięcy w sytuacji kryzysowej, która się nasiliła, gdy władze miasta zdecydowały o zaprzestaniu finansowania Arki. To trudny czas, musimy go przetrwać. Nasz budżet jest zaciśnięty do granic możliwości i należy ograniczyć bieżące wypłaty do minimum. Miasto uzależnia ewentualny powrót do wspierania klubu od zmian właścicielskich. Rozmowy z potencjalnymi inwestorami są w toku.
Jeżeli nie zakończą się powodzeniem, miasto nie zmieni zdania?
W tej chwili nie zanosi się na to. Rozmowy z miastem zostały zawieszone.
Arka znajduje się na pozycji spadkowej. Liga nie gra z powodu koronawirusa, klub w związku z tym na pewno notuje straty finansowe. Poza tym ciągle nie wiadomo, ile drużyn będzie spadać z ligi, gdyby nie udało się dograć sezonu. Myśli pan, że w takiej sytuacji ktoś wesprze klub?
Wierzę, że tak, ale jednocześnie gram w Arce takimi kartami, jakie mam. Warunki zewnętrzne nie ułatwiają nam działania, ale nie przesądzałbym w tym momencie, że nie znajdziemy inwestora.
Jak zareagowaliście na piątkową decyzję o zawieszeniu ligi?
Byliśmy gotowi grać z Lechią bez kibiców, ale muszę przyznać, że spodziewaliśmy się takiego kroku.
Pozostaje pytanie, co dalej z ligą. Władze PZPN zapowiedziały, że jeśli nie uda się rozegrać wszystkich kolejek, uznamy wyniki po ostatniej odbytej. Kilka osób zaczyna jednak sugerować, że może byłoby lepiej, gdyby nikt nie spadał, awansowałyby dwie drużyny z I ligi i po prostu rok wcześniej mielibyśmy ligę złożoną z 18 zespołów.
Jedyną szansą Arki na utrzymanie jest możliwość rozegrania wszystkich 37 spotkań. Zostało jeszcze jedenaście. Uważam, że ograniczanie grania i jednocześnie uznawanie wyniku po mniejszej liczbie kolejek byłoby krzywdzące. Władze nie dałyby w ten sposób trzem drużynom możliwości walki sportowej o pozostanie w elicie. System z powiększaniem ligi i brakiem spadków wydaje się w tym momencie najsprawiedliwszy i ze wszech miar pożądany.
Utrzymanie Arce miał zapewnić trener Aleksandar Rogić, ale oficjalnie odszedł z klubu po porażce 1:2 z Wisłą Płock, przyznając, że decyzję podjął kilka dni wcześniej. Jak pan dziś oceni jego pracę?
Uważam, że Rogić to znakomity trener, z dużym doświadczeniem, potrafiący przekazać innym wiele pożytecznych informacji. Można natomiast zadać pytanie, czy styl, jaki preferował, i sposób grania były właściwe dla tej drużyny w tym czasie.
W rozmowie na naszych łamach Rogić powiedział, że już po remisie u siebie 1:1 z ŁKS zapowiedział odejście panu i dyrektorowi sportowemu Antoniemu Łukasiewiczowi.
Rzeczywiście, rozmawialiśmy wtedy i chodziło o jego przyszłość. To nie było jednak tak, że Rogić zrezygnował. Mówił o własnych planach i o tym, jak widzi ich realizację. Ustaliliśmy wówczas plan minimum, który miał być zrealizowany w najbliższych spotkaniach i nie chodziło w nim wyłącznie o wynik sportowy. Patrzyliśmy na grę. Po porażce z Wisłą stało się jasne, że to był jego ostatni mecz w Arce.
Po spotkaniu Rogić powiedział piłkarzom w szatni oficjalnie, że odchodzi, ale z tego, co wiem, wielu z nich już wcześniej dostawało takie sygnały. Nie uważa pan, że to mogło wpłynąć na ich grę?
Wierzę, że nie. Piłkarze to profesjonaliści i mam przekonanie, że w takiej sytuacji potrafią skupić się wyłącznie na grze. A wszystko, co wtedy słyszeli, to plotki, bo odejście trenera Rogicia przed meczem z Wisłą nie było stuprocentowo pewne.
Czytając o panu przed wywiadem, dowiedziałem się, że jest pan specjalistą w zakresie przywództwa, sprzedaży i ryzyka finansowego. Znajomość tych obszarów może się przydać w zarządzaniu Arką. Interesuje się pan też piłką od lat?
To byłoby zbyt mocne stwierdzenie. Nie jestem zapalonym kibicem, a raczej człowiekiem, który ostatnio ciągle poznaje kolejne tajniki futbolu i który zrozumiał, jak skomplikowany jest to sport. Dopiero gdy zarządzasz klubem, widzisz, ile jest reguł, zasad i jak trudno przewidzieć końcowy rezultat. Ale ta praca jest ekscytująca. Przed jej podjęciem byłem na dwóch, może trzech meczach Arki. Nie mogłem chodzić regularnie, bo dużą część życia spędziłem poza Trójmiastem. Pracowałem w Wielkiej Brytanii, Niemczech, Grecji, Warszawie czy we Wrocławiu.
Mówi pan, że coraz bardziej poznaje futbol. Widział pan jakikolwiek postęp w grze Arki w ostatnich spotkaniach?
Odpowiem tak: chciałbym zauważyć postęp, lepszą grę pod wodzą nowego trenera.
Następcą Aleksandara Rogicia został jego dotychczasowy asystent Krzysztof Sobieraj. To prawda, że przedstawiciele dwóch firm, którzy myśleli o zainwestowaniu w Arkę, lobbowali za kandydaturą Leszka Ojrzyńskiego, ale na tę nie zgodzili się obecni właściciele?
Nie rozmawiałem z potencjalnymi inwestorami na temat nowego szkoleniowca. Został nim ostatecznie Krzysztof Sobieraj i bardzo mu kibicuję.
Po tym, jak władze Arki ogłosiły tę wiadomość, w mediach społecznościowych rozgorzała dyskusja, czy to właściwe, aby pierwszym trenerem zespołu ekstraklasy był człowiek, który jako piłkarz został skazany prawomocnym wyrokiem za korupcję. Jakie jest pana zdanie w tej kwestii?
To, do czego pan nawiązuje, wydarzyło się ileś lat temu. Uważam, że każdy człowiek zasługuje na drugą szansę. Na to, by dostać możliwość zmiany. Jedni ją wykorzystają, a inni nie. Gdy patrzę na trenera Sobieraja, jestem przekonany, że on tę szansę wykorzystał.
Rozmawiał Jakub Radomski
Copyright Arka Gdynia |