TA STRONA UŻYWA COOKIE.
Dowiedz się więcej o celu ich używania. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na korzystanie z cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.

chignahuapan
Arka-Facebook Arka-Instagram Arka-Twitter Arka-YouTube Arka-TikTok Arka LinkedIn NO10 Nocny Bieg Świętojański Stowarzyszenie Inicjatywa Arka Betclic


Aktualności

img

27.07.2017

Arka - FC Midtjylland. Liczbowi maniacy i Rafael van der Vaart.

W Gdyni zdają sobie sprawę, że przygoda z Ligą Europy może być bardzo krótka, więc każdy z zawodników chciał pokazać się na tle którejś z europejskich potęg. AC Milan, Everton, Olimpique Marsylia... Wtedy nazwa „Arka Gdynia” dotarłaby do szerszego grona odbiorców, a o to przecież chodzi.

Algorytmiczni kosmici

O Midtjylland po raz pierwszy w szerszym kontekście w Polsce usłyszano w 2015 roku. Bo nie dało się przejść obojętnie obok klubu, który rywalizował z Legią Warszawa w grupie Ligi Europy. I gdy zagłębimy się w funkcjonowanie duńskiego młokosa (istnieje dopiero od 1999 roku), zauważymy, do jakich rewolucji doszło w tym dopiero co pełnoletnim tworze.

 

„Nie wierz swoim oczom, ufaj statystykom”. „Nigdy nie zwolnimy trenera na podstawie pozycji w tabeli, bo tabela kłamie”. To wciąż dość kontrowersyjne zasady, ale to właśnie nimi kierują się właściciele i pracownicy Midtjylland. W Herning zakochani są w liczbach bez opamiętania, a co najważniejsze, przekładają je na boiskowe – z pozoru spontaniczne – wydarzenia.

 

To brzmi aż dziwnie i abstrakcyjnie jak na polskie warunki, ale rolę prezesa i trenera w Midtjylland odgrywa... model statystyczny. Jest jednak bardzo pilnie strzeżony i o zasadach jego funkcjonowania nie dowiadujemy się zbyt wiele. Najprościej mówiąc: pokazuje, który piłkarz jest dobry i spełnia swoje zadania, a który nie powinien grać. Ale to tylko mała część tych tajemnic.

 

Twarzą tego projektu jest prezes Rasmus Ankersen. Pieniądze na niego wykłada właściciel Matthew Benham, który jednocześnie w posiadaniu ma angielski Brentford. Oba kluby działają w podobny sposób. Są siostrami. Gdy dołożymy do tego fakt, że Benham to zawodowy hazardzista, który gigantycznego majątku dorobił się na bukmacherce, w której kierował się zaawansowanymi modelami matematycznymi przewidującymi wyniki spotkań i szukającymi dziur w kursach, na światło dzienne wychodzą jasne wnioski: dlaczego w Midtjylland taką uwagę skupia się na liczbach? Bo to one – według Duńczyków – są głównym wiarygodnym miernikiem.

 

To jednak trudne algorytmy, których zapewne zwykły kibic nawet nie chciałby poznawać. On, idąc na stadion, chce być przekonany, że gol zdobyty przed chwilą ze stałego fragmentu to efekt umiejętności piłkarskich, a czasem też szczęścia – a nie skomplikowanych wyliczeń matematycznych. Bo jaka byłaby z tego frajda, gdyby uświadomiony szary Kowalski przychodził na trybuny z kartką, długopisem i prowadził wyliczenia, jak procentowo duże szanse na powodzenie daje dany element gry.

 

Ale w Danii na tym się opierają. Dla przykładu: wyliczono, że niemiecki klub Greuther Furth radzi sobie lepiej, niż powinien, stąd w jego kadrze muszą znajdować się zawodnicy wybijający się ponad stan tego – bądź co bądź – średniaka niemieckiej piłki. Tak do Midtjylland w 2014 roku trafił stamtąd choćby fiński defensywny pomocnik Tim Sparv, który do tej pory gra w ekipie z Herning.

Gwiazda bardziej już z nazwiska niż z boiska

Zejdźmy nieco na ziemię i zadowólmy kibiców, którzy piłkę nożną kochają z pasji, a nie przez liczby. Dla większości laików ekipa Midtjylland jest przede wszystkim wspomnianym łamaczem językowym. Poza tym... nic nie mówi. Dopóki oczywiście nie zajrzymy w kadrę zespołu, w której najjaśniejszą gwiazdą jest Rafael van der Vaart. Od razu trzeba dodać, że dzisiaj Holender to jedynie piłkarz bardziej z nazwiska niż z boiska. Trafił do Danii w sierpniu ubiegłego roku, a ostatni swój mecz rozegrał jeszcze w minionym sezonie – 28 maja przeciwko Lyngby BK.

 

Jak to się jednak stało, że była gwiazda Ajaksu Amsterdam, Hamburgera SV, Realu Madryt i Tottenhamu Hotspur znalazła się – w porównaniu do wymienionych firm – na peryferiach europejskiej piłki?

 

Powód jest dość prozaiczny – kobieta. Van der Vaart w wieku 33 lat powoli tracił pozycję w swoim ostatnim klubie, Realu Betisie, i o powrocie na szczyt w wielkim klubie nie miał co marzyć. Została więc opcja zarobku niższych, ale wciąż przyzwoitych pieniędzy dzięki wypracowanemu przez lata nazwisku. Gdzieś w zaciszu.

 

Do gry włączyła się więc jego partnerka, Estavana Polman. To rodaczka Holendra, o 10 lat młodsza piłkarka ręczna, która w 2013 roku trafiła do duńskiego Team Esbjerg. To ona miała odegrać decydującą rolę w transferze partnera do Midtjylland, van der Vaarta po prostu chciała mieć u swojego boku. Mimo że piłkarz początkowo nie przystawał na odbiegającą od jego oczekiwań propozycję Duńczyków, ostatecznie zszedł nieco z ceny za własne usługi.

 

Holendra w Gdyni jednak nie zobaczymy. Daleki jest od piłkarskiej formy pozwalającej mu znaleźć się w meczowej kadrze na spotkanie z Arką.

 

Dawid Kowalski







Poprzedni Następny

 

 

 

 

 

 

SPONSORZY MŁODEJ ARKI

 

 

     

 

 

 

 

 

 

PARTNERZY MEDIALNI

 

 

Arka Gdynia Copyright Arka Gdynia