Aktualności
05.04.2015
25 lat minęło: Grzegorz Witt od A do Z. cz.1.
Motto: "Klub bez tożsamości nie będzie istniał".
Grzegorz Witt. Mając zaledwie 46 lat mógł niedawno obchodzić już jubileusz ćwierćwiecza w Arce. Nie ogląda się jednak wstecz. Wciąż wie , że kolejne nowe wyzwania przed nim. Mówi , że Arka weszła w jego życie i ten związek trwa. Przez kolejne tygodnie, miesiące, lata jest obecna obok żony Emilii i 6-letniej córeczki Agatki . Zaczynał jako zawodnik 10 marca 1990 roku w meczu z Flotą Świnoujście…
Z czym kojarzy się i czym była przez te 25 lat dla Grzegorza Witta piłka nożna i oczywiście Arka?
A – jak Arka. Pierwszy kontakt był przez czysty przypadek. Ucząc się w technikum w Bydgoszczy wybrałem się na mecz Zawisza – Arka w 3 lidze. Z tego co pamiętam Zawisza wygrał 3:0, a wtedy nawet przez sekundę mi nie przyszło do głowy, że kiedyś z Arką zwiąże się na tak długo. Jedna rzecz mnie wtedy uderzyła. Duża grupa kibiców z Gdyni dopingująca swój zespół i mająca…dobry kontakt z kibicami Zawiszy. Teraz wiem, że już tak dobrych stosunków ze sobą raczej nie mają…
Mój drugi raz z Arką to kontakt z trenerem Grzegorzem Polakowem podczas egzaminów na studia. Zwrócił na mnie uwagę podczas egzaminów z piłki nożnej . Pozytywnie ocenił moje umiejętności i zapowiedział, że jeśli zdam na studia to chętnie mnie zobaczy trenującego w jednym z zespołów tutaj na Wybrzeżu, po czym okazało się, że chodzi o …Arkę.
I ten trzeci decydujący moment. Będąc już na studiach podczas jednego z fakultetów z piłki nożnej mieliśmy zaplanowaną grę kontrolną z … Arką. Spodobałem się wówczas trenerowi Mieczysławowi Rajskiemu, który zaprosił mnie na trening. Praktycznie w 1990 roku zawitałem do klubu i …tak zostało do dziś. Jak widać od początku „coś” wisiało nade mną.
Ciekawostką z tamtego okresu jest to , że w 1990 roku trener Polakow zastrzegł sobie moją tzw. kartę zwolnienia z Arki z datą na…1993 rok. Wtedy kończyły się moje studia. Wierzył, że może odejdę i zrobię jakąś karierę, ale jak widać nieco się przeliczył (śmiech). Zostałem w Gdyni, a ten odcinek zwolnienia leży chyba wciąż u trenera w szufladzie.
B – jak Barbachen Józef. Wiele lat funkcjonowaliśmy obok siebie w klubie. To człowiek związany z Arką przez wiele, wiele lat. Gdy my się poznaliśmy nie był już czynnym trenerem, ale zajmował się naborami do Arki i potem pracą administracyjną. To co mnie w nim uderzało to wielka skrupulatność, dbałość o detale. Często był krytyczny, ale umiał także podpowiadać. Mimo, że był starszym wiekiem trenerem to elementy wyszkolenia technicznego, przygotowanie młodych ludzi w tym zakresie, były wciąż dla niego ogromnie istotne. Ja byłem naładowany wiedzą, ale korzystałem z doświadczenia także jego pracy i to sobie ceniłem. Dla mnie jako młodego trenera był pewnym wyznacznikiem, ale i surowym recenzentem. Już wtedy był historią i legendą Arki. O niej dowiadywałem się także od niego. Przebywałem z nim często i wiele się nauczyłem.
C – jak Czasy. Trudne czasy. Dla mnie to istotne hasło. Arka przechodziła przez te lata nie tylko momenty kryzysowe, ale także wręcz krytyczne będąc wręcz na skraju upadku. Pierwszy taki moment był wtedy, gdy Arka opuszczała siedzibę na Skwerze Kościuszki. Pamiętam jak trener Jacek Dziubiński pakował puchary w koce i przewoził na stadion. To wiązało się na początku lat 90-tych ze zmianą systemu polityczno-gospodarczego i utratą ówczesnych sponsorów. Dopiero powstanie spółki HTM z wiodącą rolą Jacka Dziubińskiego i Krzysztofa Tomaszewskiego sprawiło, że Arka zaczęła się odradzać. Przyszedł awans z 3 do 2 ligi. Wszystko opierało się na juniorach , wówczas także m.in. z Grzegorzem Nicińskim, Maćkiem Faltyńskim. Kolejnym takim momentem było opuszczenia stadionu przy Ejsmonda . To wtedy był brutalny czas dla Arki. Różnie to było oceniane, ale faktu samego oddania stadionu nie chcę komentować gdyż za mało wiem , a historii już nie zmienimy.
Po powołaniu spółki akcyjnej udało się klubowi odrodzić w nowych czasach. Teraz też walczymy z różnymi trudnościami, ale mam nadzieję, że takich krytycznych chwil już Arka nie będzie przeżywać. Chcę dodać,że nigdy nie było chwili zwątpienia, ani pomysłu na to, że mogę stąd odejść.
D - jak Dziubiński Jacek. Od momentu gdy trener Dziubiński przejął w 1991 roku zespół po trenerze Rajskim moje losy są z nim związane. Zaraz po ukończeniu przeze mnie uczelni złożył mi propozycje abym został asystentem trenera Ryszarda Lipińskiego. Potem zostałem jego asystentem. Także gdy objął kadrę U-19 zaproponował mi współpracę i wspólnie przemierzyliśmy tysiące kilometrów, prowadząc ją w 36 meczach. Byli tam wtedy m.in. Maciej Rybus i Grzegorz Krychowiak, który był młodszy, ale grał w tamtej reprezentacji. Praca z reprezentacją młodzieżową to była wspólna wspaniała przygoda. Wtedy poznaliśmy się na zgrupowaniach jeszcze bliżej. Następnie była Młoda Ekstraklasa, juniorzy. Praktycznie więc cały czas byliśmy ze sobą związani zawodowo. Nie ukrywam, że jego śmierć jest wciąż dla mnie trudna do akceptacji. Nie wierzę w to, że taka sytuacja nastąpiła . To dla nas ogromna strata. To fachowiec wysokiej klasy, oddany piłce nożnej, ważna postać dla naszego Klubu i moje losy ściśle były z nim powiązane. Wcześniej mówiłem, że moment przełomu lat 90-tych to ewidentnie uratowanie Arki także dzięki jego osobie.
E – jak Ejsmonda. Z pełną odpowiedzialnością kiedyś stwierdziłem, że to był mój drugi dom i tak faktycznie było. Gdy byłem jeszcze zawodnikiem, a już powierzono mi grupy młodzieżowe, praktycznie kończyłem swoje treningi i zostawałem dalej w klubie. Zdarzało się, że spędzałem tam całe dnie. Poprzez to, że nie tylko tam trenowałem, ale miałem dwa razy epizody gdy mieszkałem tam po 2 miesiące. Byłem więc praktycznie od rana do wieczora. Zdarzało się więc , że otwierałem i zamykałem bramę stadionu. Takie to były czasy… Nie mając zabezpieczonego akademika tam właśnie klub umożliwił mi spokojne funkcjonowanie. Potem był także pobliski Hotel Lazurowy .
Jeśli chodzi o sportowy wymiar to oczywiście stadion ze słynną Górką był niezapomniany i atmosfera zwłaszcza w meczach derbowych z Lechią czy Bałtykiem zawsze nas niosła. Widoku zapełnionych trybun nie zapomnę. Oczywiście były też czasy, gdy nie rozpieszczaliśmy naszych kibiców wynikami , gdy było przysłowiowe 500-1000 osób i praktycznie można było rozpoznawać twarze tych stałych, najbardziej zagorzałych kibiców.
Górka to symbol. Zawsze aktywny doping, wsparcie. Atmosfera jaką stwarzali kibice była niepowtarzalna. Cieszy mnie fakt, że ostatnia prezentacja drużyny tam się odbywała i że ma to być już naszą tradycją. Tak jak naród bez historii i dbania o nią nie ma racji bytu, tak klub bez swojej tożsamości nie przetrwa i nie może istnieć.
Historię trzeba kultywować i pielęgnować. Takim momentem jest dbanie o to miejsce wyjątkowe dla Arki i jej kibiców. Odkrywanie go na nowo przez młodsze pokolenia. Taka była ostatnia prezentacja. Byłem zbudowany i wręcz zaskoczony ilością osób które tam przyszły i spontanicznym dopingiem stworzyły znakomitą atmosferę.
F – jak Futbol. To praktycznie całe moje życie. Trudno, aby tak nie było . Mieszkałem 100 metrów od stadionu w Lubaszczu, a wiec praktycznie każdy trening, każde odbicie piłki słyszałem na podwórku i był to sygnał , aby biec na stadion. Wszystkie treningi, bieganie za piłką to była dla mnie normalna rzecz. Poza przerwą na lekką atletykę piłka to sport, który wybrałem i który …mnie wybrał. Oglądam oczywiście także mecze w telewizji. Rodzina wie, że jeśli jest środa to obowiązkowo jest Liga Mistrzów. Weekendy to zawsze mecze Arki, czasami Ekstraklasa i 1 liga w tv jeśli to nie koliduje z obowiązkami. Jakoś dajemy sobie radę (śmiech).
Sam futbol przez te 25 lat sporo się zmienił. Dynamika gry obecnie jest niesamowita. Na najwyższych poziomach dominuje wykonanie wszystkich elementów technicznych na dużej szybkości. To cechuje najlepszych. Różnica jest teraz w szybkości działania. Ogromną rolę odgrywa taktyka. Jest wiele programów analizujących grę zespołów i każdego zawodnika z osobna. W tej kwestii piłka poszła do przodu. Poza tym wspomaganie, regeneracja zawodników. To powoduje, że zawodnicy mogą w tej piłce dłużej funkcjonować.
G – jak Gole. Jak na lewego obrońcę nie było ich aż tak mało. Zdecydowanie więcej było oczywiście asyst. Z tych które mi utkwiły w pamięci . Na pewno zdobyty w meczu jubileuszowym z okazji 70-lecia Arki, gdy wygraliśmy z Wisłą Kraków 3:1. Pokonałem wówczas Artura Sarnata, a gol padł z podania Grześka Nicińskiego, który zagrał jedną połowę w Arce, a drugą w Wiśle. Ważna i ładna była bramka z meczu z Unią Janikowo pieczętującym awans do 2 ligi. Wtedy z kolei była asysta Darka Ulanowskiego i strzał w samo okienko. Z Wigrami w Suwałkach także nie była najgorsza. Zresztą napisał kiedyś red. Domański, że strzelam rzadko, ale jak już trafiam to są to piękne bramki. To dawało satysfakcję.
H – jak Hotel Lazurowy. Integralna część stadionu przy Ejsmonda. Mieszkaliśmy tam 2,5 roku. Miejsce fantastyczne, blisko morza. Trening, blisko do obiektu. Wszystko było na miejscu , pełne wyżywienie, stadion obok.
I – jak Inwestycja. Czy się opłacało postawić na piłkę? Ja nie narzekam. Jeżdżę na rowerze bo lubię. To, że nie mam samochodu chyba o niczym nie świadczy. Można zresztą zapytać żonę, czy narzeka czym jeździ (śmiech…) Mieszkam w ładnym miejscu od paru lat, w nowym mieszkaniu. Nigdy nie narzekałem , nie jestem pazerny . Zawsze wolałem czerpać małą łyżeczką niż pełną chochlą.
zebrał: tryb
Część druga TUTAJ.
Copyright Arka Gdynia |