Aktualności
15.05.2013
Marcus da Silva: Nie rozumiałem jak można grać w piłkę w długich spodniach.
Z Marcusem da Silvą, piłkarzem Arki Gdynia rozmawiał dziennikarz naszego partnera prasowego Janusz Woźniak.
- Grałeś w juniorach legendarnego brazylijskiego klubu Vasco da Gama. Mogło się wydawać, że jesteś skazany na piłkarską karierę.
- Na pewno gra w Vasco da Gama to olbrzymia radość, satysfakcja i wyróżnienie. Do pewnego czasu wszystko się dobrze układało. Mając 17 lat podpisałem w tym klubie pierwszy profesjonalny kontrakt, przedłużany później przez dwa kolejne lata. Konkurencja była jednak ogromna i ja swojej szansy musiałem szukać w dwóch innych klubach grających w regionalnej I lidze. Strzeliłem tam po kilka bramek i otrzymałem propozycję z niemieckiej agencji menadżerskiej, że zajmie się moją karierą w Europie.
- Na pewno gra w Vasco da Gama to olbrzymia radość, satysfakcja i wyróżnienie. Do pewnego czasu wszystko się dobrze układało. Mając 17 lat podpisałem w tym klubie pierwszy profesjonalny kontrakt, przedłużany później przez dwa kolejne lata. Konkurencja była jednak ogromna i ja swojej szansy musiałem szukać w dwóch innych klubach grających w regionalnej I lidze. Strzeliłem tam po kilka bramek i otrzymałem propozycję z niemieckiej agencji menadżerskiej, że zajmie się moją karierą w Europie.
- Brzmi obiecująco.
- No właśnie. Przyjechałem do Europy w listopadzie, po raz pierwszy zobaczyłem śnieg, nie rozumiałem jak można grać w piłkę, na treningu, w długich spodniach.
Miałem duże kłopoty z adaptacją do trudnych i nowych dla mnie warunków. A tymczasem trzeba było przechodzić testy. W klubach niemieckich, litewskich, szwajcarskich. W żadnym, w okresie zimowym, nie mogłem pokazać pełni swoich umiejętności. Bodaj w lutym trafiłem do klubu z Chorwacji. Tam było już trochę cieplej, dla mnie normalniej i wydawało się, że zacznę tam grać. Ja swoje warunki uzgodniłem, ale z klubem nie dogadała się agencja. Wróciłem do Niemiec i… trafiłem na odbywające się pod Hanoverem zgrupowanie Floty Świnoujście. Do porozumienia nie doszliśmy, ale jedna z osób z kierownictwa Floty zaproponowała mi występy w IV-ligowym Piaście Choszczno. I tak trafiłem do Polski.
- To był wiosna 2008 roku. Z Choszczna przeniosłeś się do Czarnych Żagań, później był Zdrój Ciechocinek i Orkan Rumia. Nazwy tych klubów raczej nie rzucają na kolana, podobnie jak klasy rozgrywkowe w których one występują.
- Taka prawda, ale ja starałem się myśleć pozytywnie. Trochę brakowało mi szczęścia, trochę dłuższego pobytu w jednym klubie, jednocześnie wierzyłem, że zagram w Polsce w wyższych ligach. Problemem był też brak menadżera, bo niemiecka agencja uznała, że nie zrobi na mnie interesu i przestała się mną opiekować. Mimo wszystko pojawiła się szansa na grę w Zawiszy Bydgoszcz.
Podpisałem nawet w Bydgoszczy półroczny kontrakt, byłem z tym zespołem na zimowym zgrupowaniu, po którym na treningu skręciłem nogę w kostce. Zamiast pomocy ze strony klubu usłyszałem od trenera Mariusza Kurasa, że… nie widzi dla mnie miejsca w drużynie. Wówczas byłem bliski załamania, decyzji o powrocie do Brazylii, ale dyrektor Zawiszy Piotr Burlikowski znalazł mi miejsce w Orkanie Rumia.
- Z Orkana wykonałeś jakościowy skok. Trafiłeś na roczne wypożyczenia do ekstraklasy, do GKS Bełchatów. Zagrałeś tam 20 spotkań, nie strzeliłeś żadnej bramki. Musiałeś po sezonie wrócić do Rumi.
- Grę w GKS Bełchatów zaproponował mi trener, którego poznałem w Zdroju Ciechocinek, czyli Maciej Bartoszek. W rundzie jesiennej wiodło mi się w ekstraklasie naprawdę dobrze. Zdobyłem nawet bramkę, ale w meczu Pucharu Polski. Kłopoty ze zdrowiem zaczęły się na wiosnę, a wraz z nimi - co przyznaję - obniżka formy. Może jednak w Bełchatowie bym został, ale za pracę podziękowano trenerowi Bartoszkowi, a jego następca, Paweł Janas, układał klubową kadrę po swojemu. Wróciłem więc na Wybrzeże do Orkana i grając zdobyłem w trzeciej lidze chyba 11 bramek.
- To była przepustka do gry w Arce?
- Dokładnie nie wiem, ale w jakiejś części na pewno. Ważne było i to, że właściciele Orkana mieli dobre kontakty w Arce i to też było powodem, dla którego znalazłem się właśnie w gdyńskiej drużynie. Tu jestem jednak także wypożyczony, a okres tego wypożyczenia kończy się w czerwcu tego roku.
- W Gdyni zacząłeś strzelać bramki. Masz ich aktualnie 12. Królem strzelców I ligi już nie zostaniesz, ale drugie miejsce w tej klasyfikacji jest ciągle realne. Powalczysz?
- Jasne, że powalczę. Chcę strzelać jak najwięcej bramek dla Arki, chcę, żeby drużyna wygrywała. Przy tym, to działa w dwie strony. Moje gole pomagają zespołowi, a jednocześnie pracują na mnie samego. Na moją wartość na piłkarskim rynku.
- Marcus da Silva pomocnik czy napastnik? Gdzie sam byś się ustawił na piłkarskim boisku?
- Co ja myślę na ten temat, to akurat nie ma większego znaczenia. Decyzje kadrowe, taktyczne, podejmuje przecież trener Paweł Sikora. Ja mogę zagrać na każdej pozycji w linii środkowej lub w ataku. I tak właśnie w Arce jest. W ostatnim meczu z Okocimskim zdobyłem dwa gole grając jako boczny pomocnik.
- Kończy się sezon i Twoje wypożyczenie do Arki. Myślisz co będzie dalej?
- Nie wszystko zależy tylko ode mnie. Podoba mi się w Arce, podoba mi się Gdynia, mam tu dziewczynę i najchętniej zostałbym na dłużej nad morzem. Powiem wręcz, że przedłużenie kontraktu z Arką jestem gotów potraktować priorytetowo. Tyle deklaracji z mojej strony, a co będzie pokaże najbliższy czas.
- Skąd u Ciebie taka dobra znajomość języka polskiego?
- Jestem w Polsce już 5 lat. Poznanie waszego języka uznałem za konieczne, bo przecież dzięki temu łatwiej mi o codzienną komunikację. Wiem, że nie wszyscy obcokrajowcy tak uważają, ale ja podszedłem do tej sprawy inaczej. No cóż, łatwo nie było, ale cieszę się, że efekty są widoczne. Dzięki temu lepiej mi się w Polsce żyje, dzięki temu mam lepszy kontakt z moją dziewczyną Eweliną i jej rodziną. Z tego po prostu są same korzyści.
- Z Orkana wykonałeś jakościowy skok. Trafiłeś na roczne wypożyczenia do ekstraklasy, do GKS Bełchatów. Zagrałeś tam 20 spotkań, nie strzeliłeś żadnej bramki. Musiałeś po sezonie wrócić do Rumi.
- Grę w GKS Bełchatów zaproponował mi trener, którego poznałem w Zdroju Ciechocinek, czyli Maciej Bartoszek. W rundzie jesiennej wiodło mi się w ekstraklasie naprawdę dobrze. Zdobyłem nawet bramkę, ale w meczu Pucharu Polski. Kłopoty ze zdrowiem zaczęły się na wiosnę, a wraz z nimi - co przyznaję - obniżka formy. Może jednak w Bełchatowie bym został, ale za pracę podziękowano trenerowi Bartoszkowi, a jego następca, Paweł Janas, układał klubową kadrę po swojemu. Wróciłem więc na Wybrzeże do Orkana i grając zdobyłem w trzeciej lidze chyba 11 bramek.
- To była przepustka do gry w Arce?
- Dokładnie nie wiem, ale w jakiejś części na pewno. Ważne było i to, że właściciele Orkana mieli dobre kontakty w Arce i to też było powodem, dla którego znalazłem się właśnie w gdyńskiej drużynie. Tu jestem jednak także wypożyczony, a okres tego wypożyczenia kończy się w czerwcu tego roku.
- W Gdyni zacząłeś strzelać bramki. Masz ich aktualnie 12. Królem strzelców I ligi już nie zostaniesz, ale drugie miejsce w tej klasyfikacji jest ciągle realne. Powalczysz?
- Jasne, że powalczę. Chcę strzelać jak najwięcej bramek dla Arki, chcę, żeby drużyna wygrywała. Przy tym, to działa w dwie strony. Moje gole pomagają zespołowi, a jednocześnie pracują na mnie samego. Na moją wartość na piłkarskim rynku.
- Marcus da Silva pomocnik czy napastnik? Gdzie sam byś się ustawił na piłkarskim boisku?
- Co ja myślę na ten temat, to akurat nie ma większego znaczenia. Decyzje kadrowe, taktyczne, podejmuje przecież trener Paweł Sikora. Ja mogę zagrać na każdej pozycji w linii środkowej lub w ataku. I tak właśnie w Arce jest. W ostatnim meczu z Okocimskim zdobyłem dwa gole grając jako boczny pomocnik.
- Kończy się sezon i Twoje wypożyczenie do Arki. Myślisz co będzie dalej?
- Nie wszystko zależy tylko ode mnie. Podoba mi się w Arce, podoba mi się Gdynia, mam tu dziewczynę i najchętniej zostałbym na dłużej nad morzem. Powiem wręcz, że przedłużenie kontraktu z Arką jestem gotów potraktować priorytetowo. Tyle deklaracji z mojej strony, a co będzie pokaże najbliższy czas.
- Skąd u Ciebie taka dobra znajomość języka polskiego?
- Jestem w Polsce już 5 lat. Poznanie waszego języka uznałem za konieczne, bo przecież dzięki temu łatwiej mi o codzienną komunikację. Wiem, że nie wszyscy obcokrajowcy tak uważają, ale ja podszedłem do tej sprawy inaczej. No cóż, łatwo nie było, ale cieszę się, że efekty są widoczne. Dzięki temu lepiej mi się w Polsce żyje, dzięki temu mam lepszy kontakt z moją dziewczyną Eweliną i jej rodziną. Z tego po prostu są same korzyści.
Rozmawiał: Janusz Woźniak
Copyright Arka Gdynia |