Aktualności
01.09.2011
Krzysztof Łągiewka: Trenować, grać i wygrywać!
Zanim przejdziemy do bieżącej sytuacji drużyny opowiedz coś więcej o swojej przeszłości. Praktycznie całe swoje dorosłe życie związałeś ze wschodem: Łotwą i potem Rosją. Momentami masz charakterystyczny dla kresowian akcent. Jak to się stało, że tam trafiłeś?
Gdy byłem w Jagiellonii Białystok moim menadżerem był Białorusin, który wraz z Jerzym Kopą starali się o moją grę w Anglii. Byłem bardzo blisko gry w Southampton, którego menadżerem był wówczas Gordon Strachan (były piłkarz reprezentacji Szkocji i wielu klubów angielskich, także potem trener w Celticu Glasgow). Na testach przebywałem wówczas w sumie 3 tygodnie, a na przeszkodzie stanął mi brak pozwolenia na pracę. Wspomniany menadżer znał prezydenta Skonto Ryga i polecił mnie do tego klubu i tak zamiast w Anglii zaczęła się moja przygoda za wschodnią granicą.
Nie miałeś jeszcze 20 lat, gdy wyjechałeś i zdobyłeś mistrzostwo oraz puchar. To był spory sukces.
Zgadza się. Łotwa jednak była dla mnie okresem przejściowym. Jednak tamta liga nie prezentowała takiego poziomu jak w Polsce, czy w Rosji. Nie można nawet tego porównywać. Fakt, że był wtedy nowy stadion, wspaniała w porównaniu z Jagiellonią, baza do treningów, ale ten najciekawszy okres miałem potem w Rosji. Tam przyzwyczaiłem się do ich stylu gry, do życia. Nie narzekam, że tak się stało i bardzo mile wspominam ten okres. Praktycznie od gry w Rosji zaczęła się moja kariera.
Wcześniej, bo w 1999 roku zdobyłeś wicemistrzostwo Europy U-16. Jak to wspominasz. Czy Wasz sukces wtedy był kolejnym jakie znamy z polskiej piłki, czyli sukcesem „straconego pokolenia”?
Wtedy grałem najpierw w swoim roczniku u Antoniego Szymanowskiego i jako zawodnik wyróżniający się otrzymałem szansę u trenera Michała Globisza. Ten turniej był dla mnie i kolegów wspaniałą przygodą. Sporo chłopaków grało i gra na ligowych boiskach. Tacy jak Madej, Łobodziński, Grzelak, Matusiak czy Mila .Inni mogli na pewno zdziałać więcej, ale każdy przypadek jest indywidualny. Zresztą uważam, że nie do końca po osiągnięciu sukcesu w piłce młodzieżowej łatwo przebić się w „dorosłej” piłce. Są wszędzie „starzy wyjadacze”, walczą o swoje , nie odpuszczają placu. Teraz jest w lidze trochę więcej młodych, otwartych trenerów stawiających także na młodych zawodników i nieco się to zmieniło. O czyste talenty jest jednak wciąż trudno. Teraz także w Rosji jest płacz, że brakuje młodych utalentowanych graczy, a gdy taki się pojawi to od razu wołają za niego grube miliony dolarów lub euro. Sporo zależy od bazy treningowej, która dopiero teraz się polepsza. Sporo jednak zależy od trenerów. Ja sam najbardziej miło wspominam z okresu gry w SMS-ie Piaseczno trenera Macieja Skorżę. On bardzo nowocześnie już wtedy podchodził do szkolenia .
Prawie 60 spotkań rozegrałeś w Krylia Sowietow Samara. To był najlepszy okres w Twojej karierze?
Dużo pomogła mi gra wśród doświadczonych kolegów w Szynniku Jaroslaw. Dzięki temu otrzymałem ofertę z Krylii. Tam grałem praktycznie wszystkie mecze. Był to bardzo przyjemny etap mojej kariery.
Opowiedz jaka jest mentalność piłkarzy w Rosji. Czy jest podobna jak w Polsce czy zauważyłeś pewne różnice?
Aby w Rosji zagrać i zaistnieć trzeba ich praktycznie natychmiast poznać i zrozumieć. Im szybciej to zrobisz, masz szanse wejścia w kolektyw i grać. Żadnych wzorców z miejsca innego, w którym przebywałeś nie masz szans tu powielać. Rosjanie lubią prostolinijnych ludzi, nieskomplikowanych i szczerych. O pewne stereotypy byłem oczywiście wypytywany, ale ja nie mam i nie miałem nigdy żadnych uprzedzeń i Rosjan polubiłem od razu. Reszta to sprawa zaszłości historycznych i my nic na to nie poradzimy.
Podkreślałeś, że polskiej ligi nie śledziłeś i teraz także pod kątem naszych spotkań „zaskakuje” Cię poziom rozgrywek. Spodziewałeś się, że liga jest słabsza?
Oglądałem ligę sporadycznie. Na pewno różnica jest . W I lidze sporo w zespołach się pozmieniało i nie wiadomo, na co każdy zespół stać. Przykładem tego był nasz mecz z Piastem . Wszyscy mówili, że oni są słabi, rozbici, a przyjechali do nas i praktycznie uratowaliśmy z nimi ledwo remis. Okazuje się, że u nas w lidze nie do końca liczą się budżety klubów.
Miałeś jakiś wzór do naśladowania?
Dla mnie od lat najlepszymi obrońcami byli Fabio Cannavaro i Alessandro Nesta. Jeden mały szybki, drugi wysoki, zwrotny. Obaj na wysokim poziomie.
W Arce na razie huśtawka nastrojów. Początek remisowy, potem porażki, a ostatnio wygrana i remis. Jesteście źli na siebie, czy po prostu na tę chwilę było to maksimum biorąc pod uwagę rotacje w składzie i brak zgrania?
Zespół jest praktycznie nowy. To trzeba wyraźnie podkreślić. Co innego gdyby tu był jakiś trzon, szkielet 5-6 osób. Tu jest cały zespół budowany od nowa. Trzeba teraz jednak zacisnąć zęby i walczyć, niezależnie od tego, w jakim składzie w danym meczu wychodzimy. Nie możemy jednak dalej tak tracić punktów. W sobotę będzie to jednak już siódma kolejka i powoli ten efekt zgrania powinien zacząć funkcjonować.
Gracie z Ruchem, a potem prestiżowy dla trenerów i kilku zawodników mecz z Flotą. Będą dwa zwycięstwa?
Mój cel to grać i wygrywać, aby kibice z tego względu przyjęli nas do swoich serc. Na razie to my musimy na to zapracować. Potrzeba na to czasu. Musimy to wywalczyć wynikami i udowodnić, że jesteśmy tu po to, aby walczyć o jak najwyższe cele. Musimy trenować, grać i wygrywać.
Z racji wyglądu masz przydomki „Wiking”, „Wiedźmin”. Nogi na boisku też raczej nie odstawiasz. W życiu prywatnym też taki zdecydowany jesteś ?
Zawsze jestem łagodny… Na boisku nie należę do technicznych piłkarzy. Jestem po to, aby zabrać piłkę i oddać. Staram się robić to jak najlepiej. A co do domu, tam też musi być porządek! (śmiech)
Rozmawiał: tomryb
Copyright Arka Gdynia |