Aktualności
12.07.2011
Arifović: "Ciężkiej pracy się nie boję!"
Naszej rozmowy nie mogę zacząć inaczej niż od pytania o podbite oko, dzięki któremu obecnie bardziej przypominasz pięściarza niż piłkarza...
Ensar Arifović: - Szczerze mówiąc, to sam nie pamiętam dokładnie. Zdaje się, że w czasie meczu z Dynamem zderzyłem się z ich bramkarzem i nie najlepiej się to dla mnie skończyło. Ale taka czasami jest piłka.
Od kiedy jesteś w Polsce?
EA: - Już szósty rok.
Pytam, bo świetnie mówisz po polsku. A z tego, co udało mi się dowiedzieć, to posługujesz się biegle jeszcze kilkoma innymi językami!
EA: - To prawda, nieźle znam jeszcze angielski, francuski i niemiecki. Nie jestem jednak jakimś miłośnikiem nauki języków, ale po prostu mieszkałem w tych krajach i stąd ich znajomość. Oczywiście poza angielskim, którego nauczyłem się jeszcze w szkole.
Jak trafiłeś do takiego klubu jak FC Metz?
EA: - Przypadkowo. Grałem z kadrą U-18 turniej w Bośni i wypatrzył mnie jeden z ich skautów, który tam przyjechał. Zaprosił mnie do Francji na testy i zostałem tam na trzy lata. Nie grałem w pierwszej drużynie, ale z nią trenowałem. Grałem za to w ich rezerwach, podobnie zresztą jak Mateusz Siebert. Oczywiście ja byłem tam kilka lat wcześniej.
Jak się czujesz w Polsce?
EA: - Doskonale. Przyznam szczerze, że miałem teraz propozycję, aby wyjechać do innego kraju, ale razem z żoną nie mieliśmy na to ochoty. Zyskałbym na tym finansowo, ale nie miałem już ochoty na naukę kolejnego języka.
Ensar, jesteś napastnikiem, ale nigdy nie należałeś do czołowych strzelców ligi, a mimo to rzadko miewałeś problemy z grą w swoich klubach. W czym tkwi tajemnica?
EA: - Tak naprawdę to pytanie do trenerów. Być może bierze się to stąd, że zwykle dostawałem takie zadania, które nie polegały tylko na zdobywaniu bramek, ale także na dużej pracy na boisku. Rzeczywiście nigdy nie miałem problemów z grą w moich klubach, widocznie trenerzy doceniali to, że oprócz strzelania bramek dużo sytuacji wypracowuję kolegom. Jak do tej pory podobnie jest w Arce, gdzie jestem ustawiany na pozycji cofniętego napastnika i mam też dużo zadań defensywnych. Nie tylko bramki trzeba strzelać, żeby drużyna wygrała, a żeby tak się stało, trzeba wykonać naprawdę dużo ciężkiej pracy. Ja wychodzę z założenia, że nie ważne są moje gole, tylko dobro drużyny i jeśli pomogę koledze zdobyć bramkę, to jestem szczęśliwy.
Co jest najmocniejszą stroną Ensara Arifovića? Strzał z dystansu? Gra głową? A może drybling?
EA: - Z tym dryblingiem to akurat nie jest u mnie najlepiej, ale gra głową to już chyba jeden z moich atutów. Poza tym to, o czym mówiłem wcześniej, czyli walka przez cały mecz.
Jakie znaczenie dla twojej obecności w Arce miał fakt, że trenerem tego klubu został znany Ci Petr Nemec?
EA: - Oczywiście, odegrało to jakąś rolę. Pracowałem wcześniej przez półtora roku z trenerem Nemcem i wiedziałem, czego on może ode mnie oczekiwać. Nie musiałem się uczyć gry u innego szkoleniowca, a wiadomo, że każdy trener wymaga od swoich zawodników czegoś innego. Rozmawiałem wcześniej z trenerem na temat mojej roli w Arce, więc z pewnością nie było to bez znaczenia.
Trener Nemec nie należy do trenerów, który sprawia, że życie piłkarza jest lekkie, łatwe i przyjemne, a mimo tego Ty nie wahałeś się, aby kontynuować z nim współpracę. Dlaczego?
EA: - Ten kto boi się u Nemca pracy, jest u niego na straconej pozycji. Ja się ciężkiej pracy nie boję. Wszystko, co w życiu osiągnąłem, to dzięki sobie i ciężkiej pracy, którą wykonałem. Pracując z Nemcem wiedziałem, że przez ciężką pracę osiągniemy wspólnie dobre wyniki i tak faktycznie było. We Flocie nie było żadnych wirtuozów piłkarskich, a mimo to właśnie dzięki ciężkiej pracy, udało nam się osiągnąć bardzo dobre wyniki. Jestem przekonany, że podobnie będzie w Arce.
Pozostając przy temacie Petra Nemca, co w jego warsztacie jest największym atutem: przygotowanie fizyczne, motywacja, a może taktyka?
EA: - Niewątpliwie przygotowanie fizyczne w 1. lidze mieliśmy najlepsze, z tym nigdy nie było problemów. Poza tym, trener Nemec ze swoim współpracownikiem wprowadzają bardzo dobrą atmosferę do zespołu. Pomimo tej ciężkiej pracy, o której rozmawialiśmy, zawsze znajdzie się miejsce na jakieś żarty i dowcipy. To nie jest tak, że tylko praca, praca i praca, a my chodzimy ze spuszczonymi głowami – zawsze ze strony trenerów można się spodziewać czegoś, co rozluźni atmosferę. Oczywiście każdy jest inny i może mieć inne zdanie, ale ja złego słowa na temat trenera Nemca powiedzieć nie mogę.
W jakim ustawieniu drużyny czujesz się najlepiej? Z jednym napastnikiem, dwoma, a może w 4-3-3?
EA: - W Polsce zawsze grałem w ustawieniu z jednym napastnikiem. U trenera Nemca gra się dwójką napastników, ale jeden z nich jest zawsze odrobinę cofnięty i w grze obronnej pełni tak naprawdę rolę pomocnika. Ja sam czuję się najlepiej właśnie w tej roli.
Zanim trafiłeś do Arki, miałeś okazję wcześniej zobaczyć Gdynię?
EA: - Nie, nie znałem tego miasta. Byłem tam oczywiście kilka razy, gdy grałem przeciwko Arce, ale miasta nie widziałem. Teraz też jeszcze nie było do tego okazji, ale w Gdyni czekają już na mnie moja żona i córeczka, więc z pewnością wkrótce zwiedzimy ją dokładnie.
Wspomniałeś o meczach przeciwko Arce, wspominasz je w jakiś szczególny sposób?
EA: - Przyznaję, że w Gdyni zawsze mi się bardzo źle grało, głównie ze względu na długą podróż. Jeśli mnie pamięć nie myli, żadnego meczu tam nie wygrałem, za każdym razem wywoziłem stamtąd remis.
Ta długa podróż nad morze nie działała przypadkiem na niekorzyść Arki i nie wywoływała u jej rywali takiej dodatkowej motywacji, aby ten zespół spadł z ligi i w ten sposób skończyły się te wielogodzinne wyprawy?
EA: - Nie, o Arce w ten sposób nigdy nie myślałem, ale może dlatego, że miałem zawsze innych kandydatów do tej roli (śmiech). Na stadionie w Gdyni, nawet na tym starym, całkiem przyjemnie się grało, czego nie mogę powiedzieć o innych obiektach, gdzie się w ogóle nie chciało grać, a to kryterium było dla mnie najważniejsze.
A prywatnie jakiej drużynie kibicujesz?
EA: - Tak naprawdę to chyba tylko klubowi, którego jestem wychowankiem, czyli Sarajewa. Śledzę ich wyniki, bo mam tam wielu kumpli, z którymi jestem w stałym kontakcie.
W polskiej lidze nie brakuje twoich rodaków, czyli piłkarz z Bośni. Trzymacie się wszyscy jakoś razem, jesteście w kontakcie?
EA: - Nie tylko Bośniacy trzymają się razem, ale generalnie wszyscy z byłej Jugosławii pozostajemy w dobrej komitywie. Ja sam bardzo dobrze znam się z Vukiem Sotirovićem, który jest Serbem. Tak na marginesie, wygląda na to, że będziemy sąsiadami (śmiech). Poza tym grałem razem i doskonale się znam z Udarevićem, czy Kascelanem, więc nie ma znaczenia obecna przynależność państwowa. Te rany powoli już się goją.
A miałeś okazję poznać się z Semirem Stilićem?
EA: - Oczywiście. Teraz we Wronkach, gdzie na treningi przyjechał Lech, spędzaliśmy ze sobą dużo wolnego czasu. Poznaliśmy się podczas wspólnej gry w Zeljeznićarze Sarajewo.
Wspominałeś, że w Polsce czujesz się doskonale. Myślałeś już o tym, co będziesz robił po zakończeniu swojej kariery?
EA: - Z pewnością wrócę do Bośni. W Polsce raczej nie zostanę, bo tam już mam taki mały interes z bratem, a poza tym babcie bardzo tęsknią za swoją wnuczką. Za mną już nie, ale za małą – bardzo (śmiech). Ostatnio byliśmy tam przez dziesięć dni i dla wszystkich to było zdecydowanie za krotko. Powoli czas już tam wracać.
Dziękuję za rozmowę!
Rozmawiał: Arkadiusz Skubek
Copyright Arka Gdynia |