Aktualności
01.05.2011
Arka - Lechia 2:2. Końcówka wstrząsnęła Gdynią. Relacja.
To co się stało w doliczonym czasie gry Wielkich Derbów Trójmiasta, zaszokowało Gdynię. Arka, która jeszcze w 89 minucie prowadziła 2:0, straciła dwie bramki i tylko zremisowała z Lechią. Wyrównujące trafienie padło w 97. minucie meczu, choć słupski sędzia doliczył ich pięć.
24. kolejka Ekstraklasy
Arka Gdynia - Lechia Gdańsk 2:2 (1:0)
Bramki: Noll 35' Labukas 88' - Nowak 89' Vućko 90+7'
Arka: Moretto - Płotka (14' Giovanni), Szmatiuk, Rozic, Noll - Bruma, Burkhardt (70' Czoska), Zawistowski, Bożok, Ivanovski (81' Mawaye) - Labukas.
Lechia: Kapsa - Deleu , Bąk, Vućko , Airapetian (65' Bajić) - Pietrowski, Surma, Nowak (89' Zejglić) - Lukjanovs, Buval (77' Poźniak), Traore.
Żółte kartki: Bożok, Moretto, Burkhardt, Labukas - Vućko, Bąk, Traore, Nowak
Sędziuje: Dawid Piasecki (Słupsk)
Widzów: 10170
Materiał Arka TV "Tuż przed meczem" dostępny jest TUTAJ
Te derby na długo pozostaną w pamięci kibiców obydwu drużyn. To, co się stało w ostatnich minutach tego meczu zszokowało wszystkich. Arka, która była zdecydowanie lepsza od swojego przeciwnika, grała agresywniej, ambitniej, była zdecydowanie bardziej zdeterminowana, popełniła dwa katastrofalne błędy w ostatnich minutach spotkania i dała sobie wyrwać zwycięstwo.
Pierwsze zaskoczenie nastąpiło tuż po pierwszym gwizdku arbitra, gdy okazało się, że Marciano Bruma występuje w roli prawego pomocnika, a za jego plecami porusza się Michał Płotka. Niestety taki system miał szanse funkcjonować jedynie przez 14 minut, bo Płotka nabawił się kontuzji i na boisku zastąpił go Giovani Duarte, który zmusił w ten sposób Brumę do powrotu do linii obrony. A szkoda, bo przez te kilka minut Holender pokazał kilka ciekawych zagrań, a nawet oddał groźny strzał na bramkę gości, po którym skuteczną interwencją wykazał się Kapsa. W 6. minucie Bruma doskonale podał w pole karne do Labukasa, a piłka po strzale reprezentanta Litwy minęła światło bramki, lecz wcześniej zablokowali ją obrońcy. Niestety, z tylko sobie znanych powodów sędzia ze Słupska i jego dwaj asystenci z Gdańska (!) nie zdecydowali się na przyznanie Arce rzutu rożnego. Gdy dwie minuty później ręką zagrał Nowak, zamiast żółtej kartki dla piłkarza Lechii zobaczyliśmy reprymendę arbitra pod adresem… Bożoka.
Arka przeważała i rzadko pozwalała rywalom na zbliżenie się pod własne pole karne, jak chociażby w 12. minucie, gdy niecelnie zza pola karnego uderzał Ljukanovs. Swą nieporadność gdańszczanie odreagowywali poprzez coraz częstsze faule, nierzadko brutalne. Przodował w nich zwłaszcza Abdou Razack Traore, którego przed meczem trener Kafarski porównywał do Leo Messiego, ale dziś reprezentant Burkina Faso bardziej przypominał przedstawiciela sztuk walki niż piłkarza. Już w 18. minucie powinien obejrzeć żółtą kartkę po brzydkim faulu na Zawistowskim, ale innego zdania był sędzia Piasecki.
W 20. minucie umiejętnością uderzania z rzutów wolnych znów popisał się Emil Noll. Jego strzał z 23 metrów ominął mur Lechii, lecz zatrzymał się w rękach Pawła Kapsy. Pięć minut później z podobnej odległości, tyle że z gry, uderzał Labukas, ale także tym razem pewnie złapał piłkę bramkarz gości, choć ta wcześniej zrobiła niebezpieczny kozioł.
Zawodnicy w Gdańska coraz częściej uciekali się do przewinień i niestety zaczynały się mnożyć przepychanki na boisku. Po jednej z nich żółtą kartkę otrzymał Bożok, co będzie skutkowało pauzą w kolejnym meczu. Po chwili za faul na Labukasie taką samą karę otrzymał Traore, choć powinno to nastąpić już zdecydowanie wcześniej.
Wyższość Arki została udokumentowana w 35. minucie. Rzut rożny wywalczył Ivanovski, a do dośrodkowania Zawistowskiego najwyżej wyskoczył Noll i uradował całą Gdynię. Lechia próbowała szybko odpowiedzieć, ale Vućko posłał piłkę głową obok bramki. Na szczęście Arka nie pozwalała rozwinąć skrzydeł gdańszczanom i sama szukała kolejnych bramek. Bliska szczęścia była w ostatniej minucie pierwszej odsłony, gdy po fantastycznej wymianie podań na czystą pozycję wyszedł Labukas, ale z pojedynku z naszym napastnikiem zwycięsko wyszedł Kapsa.
Zanim zawodnicy udali się do szatni, mieliśmy jeszcze jedną awanturę na boisku. Znów w roli głównej wystąpił Traore, który najpierw próbował wymusić rzut karny, a później wdał się w przepychanki z arkowcami. Na murawie znalazł się nawet Frantisek Straka, który starał się zapobiec eksalacji wydarzeń. Sędzia tymczasem zdecydował się na ukaranie kartkami Moretto, który zbyt nachalnie starał się zmusić Traore powstania z boiska oraz Nowaka za odepchnięcie Szmatiuka. Po meczu trener Kafarski miał pretensje do arbitra, że zbyt surowo karał jego piłkarzy, ale tak naprawdę powinien być wdzięczny, że sędzia wbrew logice nie zdecydował się usunąć Traore z placu gry.
W drugiej połowie nadal przewagę posiadała Arka, podczas gdy Lechia zdawała się być bezradna na konsekwentną grę gospodarzy. Strzałów na bramkę próbowali Bożok i Labukas, ale jedyną korzyścią z tych prób były rzuty rożne. Najwięcej zagrożenia ze strony gości było po szarżach prawym skrzydłem Ljukanovsa. Łotysz sprawiał sporo problemów Nollowi, choć ostatecznie niewiele korzyści odnosiła z tego Lechia.
W 59. minucie na strzał z linii pola karnego zdecydował się Ivanovski. Piłka trafiła w rękę Pietrowskiego, ale gwizdek sędziego milczał. W tym przypadku decyzję arbitra można tłumaczyć małą odległością, która dzieliła Macedończyka od wychowanka Lechii. Trudno natomiast wytłumaczyć kolejną, gdy Brumę powalił na boisko Traore, ale sędzia żadnego przewinienia się nie dopatrzył. W 63. minucie mocno zgrał w szesnastkę gdańszczan Bruma, a do piłki zdecydowanie ruszył Labukas. Do piłki niemal jednocześnie doszli Litwin i Kapsa, ale szczęście uśmiechnęło się do gości, bo piłka nie zdołała wpaść do siatki.
W 67. minucie szczęście było przy Arce, bo Ljukanovs posłał niebezpieczną piłkę w pole karne, która bezkarnie omijała kolejnych gdyńskich obrońców, ale także zawodników biało-zielonych. Po chwili Lechia wykonywała rzut wolny z ok. 25 metrów od bramki Moretto, lecz Traore posłał piłkę wysoko nad poprzeczką.
Na dwie akcje rywali szybko odpowiedzieli arkowcy. Na bramkę Kapsy uderzali Bruma, Ivanovski, a także Paweł Czoska, lecz bez efektu bramkowego. Czoska na murawie zastąpił dobrze dysponowanego Burkhardta, który plac gry opuszczał z kontuzją… i żółtą kartką, która oznacza absencję w kolejnym spotkaniu.
Lechia coraz dłużej utrzymywała się przy piłce, choć nie przekuwało się to na sytuacje bramkowe. Nie brakowało natomiast ostrych fauli, jak chociażby Surmy w 77. minucie, co jednak ponownie nie skłoniło sędziego do pokazania kartki. Podobnie było kilka chwil później, gdy po raz drugi w tym meczu siatkarskim zagraniem popisał się Nowak i po raz drugi ominęła go kara indywidualna. Gdy ten zawodnik w 82. minucie skierował piłkę do siatki, zadrżały serca kibiców na trynunach, jednak ich obawy trwały ledwie ułamek sekundy, bo wcześniej faulowany był Bruma i gra została w przerwana.
Później z bardzo dobrej strony pokazał się Paweł Czoska. Najpierw w 86. minucie świetnym podaniem obsłużył Bożoka, który jednak posłał piłkę nad poprzeczką. Dwie minuty później, w szybkiej akcji zainicjowanej przez Giovanniego, świetnie dostrzegł Labukasa, który zdecydował się na strzał, zanim wbiegł w pole karne. Piłka po rękach Kapsy zatrzymała się w siatce, a trybuny i sam strzelec oszalały ze szczęścia. W tym momencie nikt nie dopuszczał do siebie myśli, że w tym meczu Arkę może jeszcze spotkać nieszczęście.
Tymczasem tuż po wznowieniu gry, Lechia przeprowadziła akcję, która dała jej bramkę kontaktową. Bajić wygrał pojedynek główkowy z niższym Brumą, a piłka wpadła pod nogi Poźniaka. Pomocnik Lechii posłał ją wzdłuż bramki, gdzie przy biernej postawie środkowych obrońców Arki formalności dopełnił Nowak.
Po chwili sędzia techniczny wyświetlił na tablicy informację aż o pięciu minutach doliczonych do regulaminowego czasu gry, co było zupełnie niezrozumiałe, bo w drugiej połowie dłuższych przerw w grze raczej nie było. Zdecydowanie więcej odnotowaliśmy ich w pierwszych trzech kwadransach meczu, ale wtedy piłkarze zagrali zaledwie o 60 sekund dłużej.
Okazało się, że zdaniem sędziego pięć minut było nadal zbyt krótkim czasem, o który należało przedłużyć ten mecz. W 97. minucie Poźniak wykonywał rzut wolny z miejsca oddalonego o pięć metrów od miejsca, w którym przewinienia miał się dopuścić jeden z arkowców. W polu karnym Arki znalazł się nawet Paweł Kapsa i w jego kierunku poszybowała piłka. Doszedł do niej jednak Krzysztof Bąk, który zgrał ją jeszcze głową przed bramkę, a tam znalazł się inny środkowy obrońca Lechii i skierował do pustej bramki. Szok i niedowierzanie – to wszystko, co można było powiedzieć o tej chwili.
Arka dała sobie odebrać zwycięstwo w niewiarygodny sposób. Brak koncentracji w ostatnich minutach nie przydarzył im się jednak po raz pierwszy tej wiosny; wystarczy przypomnieć bramki tracone w meczach z Wisłą i Lechem, a także końcowe fragmenty spotkań z Górnikiem i Jagiellonią. Punkty stracone w ten sposób powodują, że na sześć kolejek przed końcem sezonu żółto-niebiescy wciąż są pod kreską. Za tydzień w Bełchatowie staną przed kolejną szansą na trzy punkty, choć ich zadanie będzie utrudnione, bo Straka nie będzie mógł skorzystać z usług dwóch wyróżniających się postaci w swoim zespole: Bożoka i Burkhardta, a poza tym nie wiadomo, jak poważny uraz odniósł Michał Płotka. Jeśli jednak Arka będzie w stanie w każdym z pozostałych meczów zaprezentować formę z derbów, jej utrzymanie wciąż jest bardzo prawdopodobne. Dziś była zespołem zdecydowanie lepszym od Lechii, ale z różnych przyczyn spotkania nie wygrała. Oby następnym razem było inaczej.
Arkadiusz Skubek
Copyright Arka Gdynia |