Aktualności
30.04.2011
Z obozu rywala: Lechia Gdańsk
Jeszcze tydzień temu Lechia Gdańsk należała do dwóch najbardziej rozczarowujących zespołów w Ekstraklasie. Drugim była Legia Warszawa. Wystarczyło jednak jedno zwycięstwo biało-zielonych w bezpośrednim starciu obu tych drużyn, aby media mogły ogłosić, że Lechia powróciła do swojej dyspozycji z jesieni.
W pierwszej rundzie sezonu zespół z Gdańska był prawdziwym odkryciem Ekstraklasy. Trafione transfery umożliwiły mu efektowną, a zarazem skuteczną grę, co w konsekwencji pozwoliło na systematyczne zdobywanie punktów. Furorę na polskich boiskach zrobił Abdou Razack Traoré, którego uznano za jedno z największych odkryć w lidze. Rzeczywiście, reprezentant Burkina Faso potrafi jak mało kto zrobić użytek ze swojej nienagannej techniki i jednym zagraniem nie tylko oczarować kibiców, ale przede wszystkim oszukać swoich przeciwników. Traoré jest najskuteczniejszym zawodnikiem Lechii, ale również konstruktorem większości akcji, po których jego zespół zdobywa bramki. Wydaje się jednak, że to, co jest największym atutem gdańszczan, może się okazać ich największą słabością. Prosta matematyka wykazuje, że gdyby nie postawa tego jednego piłkarza, cele Lechii mogłyby być zgoła odmienne. Dobitny tego przykład dało ostatnie siedem spotkań. Gdy Traoré był wyraźnie pod formą, a jego gra była przewidywalna dla rywali, Lechia nie potrafiła wygrać żadnego z sześciu spotkań. W siódmym meczu ofensywny pomocnik nagle się przebudził, pokazał kilka efektownych akcji i jego zespół wreszcie odniósł zwycięstwo. Triumf nad Legią mógłby robić wrażenie na piłkarzach Arki, gdyby nie to, że drużyna z Warszawy jest w najgorszej dyspozycji od lat, a większą liczbę porażek ma na koncie tylko ostatnia w tabeli Cracovia. Trudno zatem nazwać wiktorię nad podopiecznymi Macieja Skorży jakimś nadzwyczajnym wyczynem.
Żółto-niebiescy powinni natomiast pamiętać, że nawet tak rozczarowująca Legia potrafiła kilka dni wcześniej zdeklasować biało-zielonych w półfinale Pucharu Polski. Potyczka w Warszawie powinna służyć dla Frantiska Straki jako lekcja instruktażowa, jak wygrywać z Lechią Gdańsk. Przy Łazienkowskiej wystarczyło zneutralizować poczynania Traoré, zagęścić grę w środku pola, a zespół Kafarskiego był bezradny. Czy jednak Arka jest w stanie nie tylko powtórzyć sposób gry Legii z tamtego meczu, ale również uporać się z własnymi słabościami?
Od 11. kolejki bieżącego sezonu szkoleniowiec Lechii stawiał w bramce na Sebastiana Małkowskiego. Decyzja okazała się strzałem „w dziesiątkę”, bo wychowanek Wisły Tczew stał się na tyle wyróżniającą postacią w lidze, że wiosną dostąpił zaszczytu gry w reprezentacji narodowej. Powołanie od Franciszka Smudy i nieudany debiut przeciwko Litwie stał się przekleństwem dla Małkowskiego, bo nagle zaczęły mu się przytrafiać proste błędy, co „zaowocowało” utratą miejsca między słupkami Lechii. Jego zmiennik, Paweł Kapsa, sprawuje się lepiej, ale i jemu przypisano błędy w fatalnym dla gdańszczan pucharowym meczu w Warszawie. Można zatem przyjąć, że pozycja bramkarza nie należy obecnie do największych atutów biało-zielonych.
Jest natomiast kogo chwalić w obronie naszych rywali. Numerem jeden jest tam Chorwat Luka Vućko. Mający za sobą epizod w reprezentacji kraju piłkarz trafił do Lechii zimą, gdy poszukiwano zmiennika dla poważnie kontuzjowanego Sergejsa Kożansa. Vućko z miejsca stał ostoją defensywy, któremu niezwykle rzadko przytrafiają się poważniejsze błędy. Nie można tego z pewnością powiedzieć o Krzysztofie Bąku, który za sprawą bramek samobójczych strzelonych w dwóch ostatnich meczach nieoczekiwanie stał się największym zagrożeniem pod własną bramką. Na bokach obrony możemy się natomiast spodziewać występu kolejnego zimowego nabytku Lechii Lewona Hajrapetjana, młodego Ormianina, który potrafił już wykazać się sporymi zapędami ofensywnymi, zwłaszcza skutecznym dryblingiem i bardzo groźnym dośrodkowaniem. W jego wypadku wszystko to odbywa się kosztem jego podstawowych zadań w obronie, gdzie zdarza mu się nie nadążać z powrotami pod własne pole karne. Dość podobnie sprawa wygląda na prawej stronie obrony, gdzie zbierający wysokie noty jesienią Deleu, obecnie mocno obniżył loty i bywał nawet wybierany najsłabszym ogniwem w swoim zespole.
Trener Kafarski zwykł określać swój system gry jako 4-3-3, ale bardziej przypomina on ustawienie 4-5-1, gdyż poza napastnikiem reszta piłkarza szuka gry w środku pola, bądź na skrzydłach i dopiero dynamiczne wejścia w pole karne sprawiają największe problemy przeciwnikom. Dlatego nie popełni się wielkiego błędu, jeśli prawdziwej siły zespołu z Gdańska będziemy się doszukiwać w środkowej linii. Łukasz Surma od kiedy pojawił się w Gdańsku stał się niekwestionowanym dyrygentem poczynań biało-zielonych. To on inicjuje niemal każdy atak, a jednocześnie przerywa większość akcji rywala. Kapitanem Lechii jest nie tylko z racji noszonej na ręce opaski, ale przede wszystkim z roli pełnionej w zespole. To on potrafi zmobilizować swoich kolegów do walki wtedy, gdy Ci tego najbardziej potrzebują. Oprócz wspomnianego Traoré, to właśnie Surma stanowi największy atut gdańszczan.
Mówiąc o pomocy Lechii nie sposób pominąć Pawła Nowaka. Ten zawodnik wyróżnia się niesamowitą walecznością i nieustępliwością, a ponadto dysponuje bardzo niebezpiecznym uderzeniem z obu nóg. Jego dynamiczne wejścia w pole karne już nie raz sprawiły sporo problemów obrońcom Arki we wcześniejszych pojedynkach derbowych.
Kolejnym piłkarzem, którego występu możemy być niemal pewni to Ivans Lukjanovs. Gdy Łotysz przychodził do Lechii z rodzimej ligi, wszyscy upatrywali w nim superstrzelca. Czas jednak szybko zweryfikował te oczekiwania, ale Kafarski potrafił optymalnie wykorzystać inne atuty Lukjanovsa, takie jak szybkość i spryt. Ustawienie go na skrzydle dodało akcjom Lechii polotu i nieprzewidywalności, a tej wiosny przyniosło nawet kilka bardzo ważnych trafień Łotysza (bramki przeciwko Jagiellonii w PP i przed tygodniem z Legią). Do obsady ostatniego miejsca w drugiej linii największym faworytem pozostaje wychowanek Marcin Pietrowski. Wydawało się, że to może być słabszy punkt Lechii, ale fantastyczna akcja i asysta przed tygodniem pokazuje, że nie wolno tego młodego zawodnika w żadnym wypadku lekceważyć.
W roli najbardziej wysuniętego napastnika zobaczymy z pewnością Bediego Buvala. Jeszcze jesienią Francuz był postrachem każdej defensywy w lidze, ale na wiosnę zupełnie zatracił swoją skuteczność i nic dziwnego, że stracił miejsce na boisku na rzecz Tomasza Dawidowskiego. Polak w meczu z Legią odniósł jednak kontuzję, która wykluczyła go z gry do końca sezonu i Buval pozostał ostatnim zawodnikiem w kadrze Kafarskiego mogącym grać na tej ważkiej pozycji.
Choć Lechia przed tygodniem pokazała kilka akcji rodem ze znakomitej dla niej jesieni, to jednak wciąż jest to zespół, na który ma sporo słabości, a podejmujący ją Cracovia, Legia, czy Śląsk Wrocław potrafiły to bez problemów wykorzystać. Jeśli Arka wyciągnie z tych spotkań należyte wnioski, w niedzielę to gdynianie cieszyć się będą z triumfu nad lokalnym rywalem.
Arkadiusz Skubek
Copyright Arka Gdynia |