Aktualności
20.09.2010
Ciężkie życie lidera (Gazeta Współczesna)
Jagiellonia przekonała się, jak trudne jest życie lidera. Każdy chce z nim wygrać.
Cały tydzień mobilizowaliśmy się na spotkanie z Jagą. W końcu do Gdyni przyjeżdżał lider Ekstraklasy. Bardzo nam zależało na zwycięstwie – powiedział napastnik Arki Tadas Labukas. Litwin został bohaterem niedzielnego meczu, strzelając zwycięskiego gola.
Arka wcale nie przestraszyła się lidera. Od początku pojedynku poczynała sobie bardzo odważnie. Gospodarze osiągnęli przewagę i stworzyli kilka dobrych sytuacji strzeleckich. Nie były to "setki”, ale Grzegorz Sandomierski musiał się wyciągnąć, aby obronić uderzenie Denisa Glaviny, a obrońcy sporo napocić, by zatrzymać aktywnego Labaukasa.
W ciągu pierwszych 45 minut żółto-czerwoni praktycznie nie zagrozili bramce Arki. Gra w ofensywie nie bardzo im się kleiła. Na dodatek w 35 minucie Jaga straciła Marcina Burkhardta, który nabawił się kontuzji stawu skokowego po brutalnym faulu Ante Rozicia. "Burego” zastąpił Mladen Kascelan.
Po przerwie wydawało się, że kibice żółto-czerwonych doczekają się powodów do radości. Doskonałą okazję na zdobycie bramki miał Kamil Grosicki, ale fatalnie spudłował. Niestety, "Grosik” wczoraj nie poszalał na murawie. Kompletnie odcięty od podań nie mógł zaprezentować swojego największego waloru, czyli szybkości.
Jadze wciąż w ofensywie nie szło. Na domiar złego popełniała fatalne błędy w obronie. W 68 minucie rozkojarzony Alexis Norambuena koszmarnie wybił piłkę spod końcowej linii boiska. Ta trafiła przed pole karnym do Labukasa. Litwin ograł mało zdecydowanych Kascelana oraz Andriusa Skerla i precyzyjnym strzałem umieścił piłkę tuż przy słupku bramki Sandomierskiego.
Liczyliśmy, że nieco przypadkowy gol podrażni jagiellończyków. Rzeczywiście goście ruszyli do ataków, ale trafili na ambitnie, niezwykle twardo walczącego rywala. Nawet kiedy Arka grała w dziesiątkę (w 77 minucie drugą żółtą i w konsekwencji czerwoną kartką ukarany został Rozić) nie dała się zepchnąć do desperackiej obrony. Tylko w samej końcówce w jej polu karnym zrobiło się naprawdę gorąco. Białostoczanie wykonywali rzut rożny, w szesnastkę zapędził się nawet Sandomierski. Piłka trafiła do Skerli, a ten pomylił się dosłownie o włos.
Dodajmy jednak, że wcześniej słupek ratował Jagiellonię przed stratą kolejnych goli po uderzeniach Josepha Mawaye oraz Miroslava Bozoka.
Jagiellonia poniosła pierwszą porażkę w sezonie, ale zachowała pozycję lidera tabeli Ekstraklasy. Teraz czeka ją mecz w Pucharze Polski. Już w środę żółto-czerwoni zmierzą się w dalekim Świnoujściu z pierwszoligową Flotą.
Krzysztof Sokólski
Cały tydzień mobilizowaliśmy się na spotkanie z Jagą. W końcu do Gdyni przyjeżdżał lider Ekstraklasy. Bardzo nam zależało na zwycięstwie – powiedział napastnik Arki Tadas Labukas. Litwin został bohaterem niedzielnego meczu, strzelając zwycięskiego gola.
Arka wcale nie przestraszyła się lidera. Od początku pojedynku poczynała sobie bardzo odważnie. Gospodarze osiągnęli przewagę i stworzyli kilka dobrych sytuacji strzeleckich. Nie były to "setki”, ale Grzegorz Sandomierski musiał się wyciągnąć, aby obronić uderzenie Denisa Glaviny, a obrońcy sporo napocić, by zatrzymać aktywnego Labaukasa.
W ciągu pierwszych 45 minut żółto-czerwoni praktycznie nie zagrozili bramce Arki. Gra w ofensywie nie bardzo im się kleiła. Na dodatek w 35 minucie Jaga straciła Marcina Burkhardta, który nabawił się kontuzji stawu skokowego po brutalnym faulu Ante Rozicia. "Burego” zastąpił Mladen Kascelan.
Po przerwie wydawało się, że kibice żółto-czerwonych doczekają się powodów do radości. Doskonałą okazję na zdobycie bramki miał Kamil Grosicki, ale fatalnie spudłował. Niestety, "Grosik” wczoraj nie poszalał na murawie. Kompletnie odcięty od podań nie mógł zaprezentować swojego największego waloru, czyli szybkości.
Jadze wciąż w ofensywie nie szło. Na domiar złego popełniała fatalne błędy w obronie. W 68 minucie rozkojarzony Alexis Norambuena koszmarnie wybił piłkę spod końcowej linii boiska. Ta trafiła przed pole karnym do Labukasa. Litwin ograł mało zdecydowanych Kascelana oraz Andriusa Skerla i precyzyjnym strzałem umieścił piłkę tuż przy słupku bramki Sandomierskiego.
Liczyliśmy, że nieco przypadkowy gol podrażni jagiellończyków. Rzeczywiście goście ruszyli do ataków, ale trafili na ambitnie, niezwykle twardo walczącego rywala. Nawet kiedy Arka grała w dziesiątkę (w 77 minucie drugą żółtą i w konsekwencji czerwoną kartką ukarany został Rozić) nie dała się zepchnąć do desperackiej obrony. Tylko w samej końcówce w jej polu karnym zrobiło się naprawdę gorąco. Białostoczanie wykonywali rzut rożny, w szesnastkę zapędził się nawet Sandomierski. Piłka trafiła do Skerli, a ten pomylił się dosłownie o włos.
Dodajmy jednak, że wcześniej słupek ratował Jagiellonię przed stratą kolejnych goli po uderzeniach Josepha Mawaye oraz Miroslava Bozoka.
Jagiellonia poniosła pierwszą porażkę w sezonie, ale zachowała pozycję lidera tabeli Ekstraklasy. Teraz czeka ją mecz w Pucharze Polski. Już w środę żółto-czerwoni zmierzą się w dalekim Świnoujściu z pierwszoligową Flotą.
Krzysztof Sokólski
Copyright Arka Gdynia |