Aktualności
29.10.2020
Coraz większa demolka
Gdyby nie fakt, że za tydzień zaplecze ekstraklasy nie gra, rozgrywkom groziłaby kompletna dezorganizacja, a może i katastrofa. Sytuacja jest o tyle zaskakująca, że w innych niższych ligach liczba odwołanych meczów wcale nie rzuca na kolana (w II lidze przeniesiono dwa spotkania, w czterech grupach III – siedem). O co tu chodzi? Jeśli o liczbę przeprowadzanych testów, to włos się jeży na głowie, bowiem oznaczałoby to, że po boiskach II i III ligi mogą biegać zawodnicy zarażeni.
Jedną z drużyn, która rozegrała mecz 10. kolejki, był GKS Tychy (wygrana z GKS Jastrzębie 3:1). Trener tyszan Artur Derbin jest nieco zdziwiony pierwszoligowym tąpnięciem.
– Nie wiem, dlaczego w naszej lidze notujemy tyle zarażeń. Mogę tylko powiedzieć, jak jest u nas. Mocno pilnujemy zaleceń PZPN. Jednym z nich jest codzienne wysyłanie wypełnianych przez piłkarzy i sztab szkoleniowy ankiet. Każdy określa w niej, jak się czuje, czy ma jakieś niepokojące objawy, czy przebywał w miejscach szczególnie zagrożonych zakażeniem i tak dalej. Nikt nie lubi papierowej roboty, ale pilnujemy tego. No i zawodnicy sami się pilnują. Przecież każdemu zależy na zdrowiu i grze – mówi szkoleniowiec.
Bartosz Tarachulski, trener drugoligowej Pogoni Siedlce.
– Jaka jest praktyka? Po przyjściu do klubu każdemu zawodnikowi i członkowi sztabu szkoleniowego mierzymy temperaturę ciała. Poza tym wszyscy mają obowiązek natychmiast zgłaszać takie objawy, jak katar, kaszel, bóle głowy czy mięśni, gorsze samopoczucie. Wtedy takie osoby od razu są izolowane i poddawane testom. Myślę, że tak działa większość klubów. Takie postępowanie jest zgodne z zaleceniami przesłanymi nam przez PZPN – powiedział szkoleniowiec.
Andrzej Iwan, 29-krotny reprezentant Polski, długoletni pierwszoligowy ekspert Polsatu patrzy na sprawę inaczej.
– Zwróciłbym uwagę na nieco inny aspekt sprawy. Z wielu piłkarskich pieców chleb jadłem i mam wrażenie, że część odwołanych spotkań I ligi to również efekt wykorzystywania pandemii do własnych celów. Wystarczy, że drużyna jest słabo przygotowana do jesiennych rozgrywek i wolałaby grać wiosną, by mieć czas na uzupełnienie składu, poprawienie formy lub zgrania. I co wtedy? Nic łatwiejszego: trzeba zgłosić podejrzenie lub przypadek choroby i automatycznie unika się niechcianego spotkania. Mówię oczywiście w dużym uproszczeniu. Nie twierdzę, że tak czynią wszyscy. Część ma problemy, ale część problemów szuka – mówi były piłkarz.
– Kombinują? – pyta sam siebie trener Derbin.
– Jeśli tak, to mam nadzieję, że nie chcą grać w trosce o zdrowie swoich zawodników... Chciałbym w to wierzyć – dodaje po chwili.
Pamiętajmy, że mówią to ludzie znający od podszewki polski futbol, zatem i taka wersja wydarzeń jest możliwa.
Jedno jest pewne. W zaistniałej sytuacji konieczne jest stałe monitorowanie realizowania przez kluby wytycznych PZPN w taki sposób, aby nie stały się one działaniami pozornymi, sztuką dla sztuki. Ostatnie wydarzenia w I lidze dają bowiem do myślenia. Wszystkim nam zależy na kontynuowaniu rozgrywek, ale będzie to możliwe tylko przy zachowaniu zalecanych reżimów. Natomiast wiele wskazuje na to, że tak nie jest.
Powalający przykład przyszedł z samej góry piłkarskiej piramidy. Oto kilku zawodników Hapoelu Beer Szewa przed meczem Ligi Europy ze Slavią Praga miało pozytywne wyniki testów na koronawirusa, ale UEFA... pozwoliła im zagrać w tym spotkaniu! Szok! Jeżeli takie rzeczy dzieją się na tak wysokim szczeblu, to w niższych krajowych ligach (również polskich) można spodziewać się podobnego bagna. W Lidze Mistrzów i Lidze Europy są do wyjęcia ogromne pieniądze i można przypuszczać, że europejskim działaczom wydaje się, że kwoty z sześcioma zerami przykryją wszystko. Nie wykluczamy, że ten idiotyzm (choć w zupełnie innej skali finansowej) dotyka również związki krajowe. Problem w tym, że koronawirusa pieniądze nie interesują. On kupić się nie da.
Nie dane nam było poznanie stanowiska PZPN. Kiedy dyrektor Departamentu Krajowych Rozgrywek Łukasz Wachowski usłyszał, o czym chcemy z nim porozmawiać, poprosił o czas na przygotowanie i mimo prób nawiązania kontaktu więcej się nie odezwał.
Dariusz Stolarczyk
Copyright Arka Gdynia |