Aktualności
16.09.2019
Michał Nalepa: Musimy w życiu doceniać to co mamy
Arkadiusz Chomicz: Rozegrałeś w Bełchatowie 150 mecz w Arce. To nie był jednak udany jubileusz?
Michał Nalepa: Niestety, zdecydowanie zawiedliśmy siebie i kibiców. Po wygranej z Górnikiem byliśmy pozytywnie nastawieni do tego meczu i liczyliśmy na kolejne punkty. Tymczasem przegraliśmy i znowu nasza sytuacja w tabeli nie wygląda różowo. Musimy jednak wziąć się w garść i w meczu z ŁKS-em zagrać zdecydowanie lepiej, bo możemy utknąć na dnie tabeli na dobre.
Sebastian Jędrzejewski: Dlaczego tak się dzieje?
M.Nalepa: Moim zdaniem Arce przede wszystkim brakuje pewności siebie i wiary we własne umiejętności - chociaż nieco odżyła po ligowym zwycięstwie z Górnikiem. Teraz znowu przegraliśmy. Zaliczyliśmy falstart, bo każdy o tym doskonale wie. Nie trzeba nam tego mówić, bo zdajemy sobie z tego wszystkiego doskonale sprawę.
Piłka jest taka, że każdy chce wygrać. My trenujemy, by odnieść zwycięstwo i każdy zespół, który z nami się mierzy robi dokładnie to samo, by pokrzyżować nam plany i zostawić punkty dla siebie. Teraz celem nadrzędnym jest zdobycie i odrobienie straconych punktów w ligowej tabeli. Uważam, że nasza drużyna ma umiejętności i potencjał by być zdecydowanie wyżej.
S.J: A co powiesz o ostatnich transferach Arki? Zawodnicy, którzy przyszli do Arki są w stanie wnieść dodatkową jakość i podnieść rywalizację?
M.Nalepa: Oczywiście, że dla każdego piłkarza, który jest już w klubie powoduje to dodatkowy bodziec do pracy. To może wyjść z korzyścią dla całego zespołu. Czas pokaże. Nowi zawodnicy z Hiszpanii muszą pokazać na co ich stać i co są w stanie zaoferować drużynie. Tak samo byłoby przecież w momencie gdyby ktoś z nas przeszedł do np. II-ej ligi hiszpańskiej - tam też musiałby pokazać swoją wartość i udowodnić włodarzom klubu, że warto było po niego sięgnąć.
S.J: Ale Marko Vejinović to już zawodnik z dużą jakością nie tylko w Arce, ale także w skali naszej ligi?
M.Nalepa: Na pewno Marko jest postacią, której “zasmakowaliśmy” i wiemy, że jest to świetny piłkarz, który pomógł nam i podniósł przede wszystkim poziom sportowy. Nie róbmy też z Marko Boga, nie zrzucajmy na niego całej presji. Powtórzę, jest świetnym zawodnikiem i na pewno nam pomoże. Sam Marko meczu nam jednak nie wygra, jesteśmy drużyną i razem musimy wznosić się na swoje wyżyny umiejętności - Ja, Steinbors, Serrarens, Deja, Marciniak i inni - wszyscy musimy dać maksa, by ta maszyna była dobrze naoliwiona. Tak jak wspomniałem to nie tenis, żeby jeden zawodnik miał wygrać mecz.
A.Ch: Porozmawiajmy o Tobie. Gdy słyszysz Arka Gdynia to…?
M.Nalepa: Gdy słyszę nazwę klubu Arka Gdynia to przede wszystkim kojarzy mi się to z fanatycznymi kibicami i ich sporą ilością na trybunach. Ostatnimi czasy, zwłaszcza na wyjazdach troszkę ich nam brakuje. My robimy wszystko by było ich jak najwięcej - potrzebujemy ich. Dodatkowo uważam, że Arka Gdynia powinna się wszystkim kojarzyć z drużyną waleczną, która może nie gra szczególnie pięknie, ale była i jest charakterna. Wiemy, że ostatnio wyglądało to nieco gorzej, ale taka jest po prostu piłka nożna - lubi płatać figle.
S.J: Debiutowałeś w I zespole 5 lat temu. W Arce przeszedłeś od juniorów po drugi zespół występujący w III lidze, a następnie seniorów grających w I lidze i teraz w Ekstraklasie. Jak te etapy oceniasz?
M.Nalepa: Zacznę może od samego przeskoku z piłki juniorskiej i drugiego zespołu do seniorskiej ekipy Arki. Przeskok jest naprawdę duży. Gdyby było to stosunkowo łatwe, to każdy mógłby sobie przyjść i grać. Życie pokazuje, że wcale takie łatwe to nie jest. Wielu zawodników “ginie” i nie ma ich w kadrach zespołów - nie mówię tylko tutaj o sytuacji mojej i Arki, ale mówię ogólnie jak to wygląda również w innych klubach. Jeśli chodzi o sam debiut to miał miejsce w wyjazdowym spotkaniu z Dolcanem Ząbki w I lidze i było wtedy 1:1.
A.Ch : Pamiętasz może swój pierwszy mecz rozgrywany już od pierwszych minut? Jakie emocje towarzyszyły Ci w tej sytuacji?
M.Nalepa: O ile mnie pamięć nie myli to było to w meczu z Widzewem Łódź w Gdyni. Był to mecz zaraz po porażce, którą niestety odnieśliśmy na wyjeździe. Pamiętam do dziś jak trener Dariusz Dźwigała wziął mnie na bok dzień po tym przegranym spotkaniu i powiedział: “Szykuj się, bo będziesz grał w następnym meczu od pierwszej minuty”. Czułem niesamowite podekscytowanie w tamtym momencie, ponieważ parę tygodni wcześniej nawet nie grałem w II drużynie. Stres był niesamowity jak u każdego młodego zawodnika, ale uważam, że zaprezentowałem się naprawdę solidnie.To było spełnienie marzeń - byłem przecież chłopakiem, który marzył by zagrać na tym stadionie i ponieść Arkowców do zwycięstwa.
S.J: Gdy chodziłeś na mecze, kto był dla Ciebie takim idolem, postacią na której chciałeś się wzorować w Arce ? Wchodziłeś do zespołu w którym było wielu klasowych i ogranych zawodników na poziomie Ekstraklasy. Co w takim momencie czuje młody zawodnik? Dodatkową motywację, może coś zupełnie innego?
M.Nalepa: Wchodziłem do zespołu pewny siebie, wiedziałem po co tu jestem. Nie było wielkiego “wow” na fakt, że są to tacy ograni piłkarze, nie mniej jednak zawsze podziwiałem np. grę Bartka Ławy, głównie dlatego, że występował m.in na mojej pozycji. Warto wspomnieć również o Miro Bożoku - imponował mi ten gość, szczególnie jak zasuwał jeszcze na sztucznej murawie w Gdyni na skrzydle, potem przeszedł natomiast do środka pola.
Po czasie doceniłem też ile dla Arki zrobił Dariusz Ulanowski z którym miałem okazję zagrać. Mimo swojego wieku (39-ciu lat) robił wszystko by nie odstawać od młodszej części drużyny i to było w nim niesamowite. Trzeba przyznać, że zawsze mnie zachwycał. Ja twardo wchodziłem do pierwszej drużyny, w której była niezła „banda” w postaci Jarzębowskiego, Radzewicza czy Sobieraja. Z tym ostatnim miałem najlepszy kontakt. Gdy chce się zostać ważną częścią drużyny trzeba mieć motywację do pracy. Szacunek zdobywa się z czasem pokazując swoje zaangażowanie i oddanie drużynie.
A.Ch: Czym dla Arkowca z krwi i kości był awans do najwyższej klasy rozgrywkowej?
M.Nalepa: Dla mnie awans do Ekstraklasy był niesamowitym przeżyciem. Wracam teraz pamięcią do chwil w których jako młody chłopak byłem na trybunach i w głowie powtarzałem sobie, że “Fajnie by było tutaj zagrać dla Arki”. Chciałem grać w drużynie, która walczyłaby o awans - to było niesamowite móc odwdzięczyć się kibicom w ten sposób. Sam chodziłem na trybuny, miałem dobry kontakt z kibicami i wiem ile sukces drużyny znaczy dla każdego z nich. Wtedy każdy nakręcał się na grę w Ekstraklasie - lepiej jest grać z Lechią w meczach derbowych, Lechem, czy Legią, aniżeli z Kluczborkiem czy Kolejarzem Stróże - nie ujmując tym drużynom, bo to tylko porównanie jakości rywali. Teraz priorytety z sezonu na sezon się zmieniają. Każdy ambitny zawodnik, a ja za takiego się uważam chcę iść dalej i dalej - apetyt rośnie w miarę jedzenia.
S.J: W pierwszym sezonie po powrocie do Ekstraklasy doznałeś urazu, który wykluczył Cię na dłuższą część sezonu - zagrałeś wtedy zaledwie w 10-ciu spotkaniach. Nadmienię, że był to zwariowany sezon ponieważ Arka zdobyła Puchar Polski, a zarazem musiała stoczyć heroiczny bój o pozostanie w Ekstraklasie. Co czułeś patrząc na to wszystko z perspektywy trybun?
M.Nalepa: Poprzedni sezon przed tym wydarzeniem, grając w I lidze zakończyłem wyróżnieniem “I-ligowca roku”, Grałem naprawdę sporo - wtedy też dostałem powołanie do kadry U21. Wszystko układało się po mojej myśli. Okres w którym byłem kontuzjowany trwał 6 miesięcy, a w kolejnych miesiącach musiałem nadrabiać zaległości po kontuzji - po prostu dochodziłem do siebie i swojej optymalnej formy. Można powiedzieć, że był to swojego rodzaju “strzał w kolano”. Trzeba było na nowo się zreperować i podnieść się po tym całym nieprzyjemnym zajściu i grać dalej. Serce bolało i łza w oku się kręciła, że nie mogę pomóc swoją obecnością na boisku, po sukcesach jakie miałem przed kontuzją.
Cała ta sytuacja bardzo mnie jednak wzmocniła, dała dużo do myślenia. Pokazała mi przede wszystkim, że musimy doceniać w życiu to co mamy. Wiele razy człowiek narzeka, marudzi, a nie docenia po prostu takich prostych rzeczy jak fakt, że jest zdrowy i może trenować na pełnych obrotach. Wszystko przebiegło tak szybko. Regularne występy w I lidze, nagroda indywidualna, powołanie do kadry, wygranie Pucharu Polski - muszę powiedzieć, że dopiero po kilku dniach doszło do nas, że go wygraliśmy i że zagramy w eliminacjach do Ligi Europy - tego nikt po prostu się nie spodziewał. Było to spełnienie marzeń bez dwóch zdań dla każdego z nas.
A.Ch: Po zwariowanym sezonie przyszedł czas na kolejny emocjonujący rok. Najpierw zdobyty Superpuchar Polski, potem Michał Nalepa wpisuje się na listę strzelców i zdobywa swoją pierwszą bramkę w Ekstraklasie. Pamiętasz sytuację po której ją zdobyłeś? Był to gol stosunkowo nietypowy jak dla Ciebie.
M.Nalepa: Tak, pamiętam. Sam gol był rzeczywiście troszkę nietypowy, ponieważ przebiegłem spory dystans z piłką od połowy naszej części, do niemalże samej bramki przeciwnika... Do dziś jak przypomnę sobie tę sytuację to na boisku wydawało mi się, że jest zdecydowanie bliżej do bramki, jednakże już po meczu włączyłem telewizor i okazało się, że jest ze mnie niezły sprinter, bo odległość była zdecydowanie większa. Jak wiecie do szybkościowców nie należę - więc było to spore zaskoczenie, że Michał Nalepa potrafi tak szybko biec. Śmiałem się później ze znajomymi, że ten sprint wykonałem zaraz po tym jak dostałem piłką w krocze i chyba to dało mi takiego powera.
S.J: A jak wspominasz mecze w eliminacjach Ligi Europy w meczu z FC Midtjylland?
M.Nalepa: To było coś cudownego! Nikt nie wierzył w to, że możemy osiągnąć taki sukces - najpierw wygrany Puchar Polski, po którym na tamten moment byliśmy w niesamowitej euforii, ale przed oczami mieliśmy już spotkania na jeszcze wyższym poziomie w rozgrywkach o których można żartobliwie powiedzieć marzył każdy z nas. Jedynie coś takiego mogło się zdarzyć tylko w Football Managerze. Nikt nie powiedziałby mi, że po powrocie do Ekstraklasy za rok lub dwa będziemy grali w meczu kwalifikacyjnym do Ligi Europy, a życie i piłka piszą takie scenariusze, że tak się stało.
Sama otoczka tych spotkań, czy to w Gdyni, czy w Danii była niesamowita. W Danii można było poczuć ten fajny skandynawski klimacik z padającą mżawką. Z kolei w Gdyni sama oprawa, doping - w dużym skrócie BOMBA. Myślę, że te dwa spotkania, to póki co najlepsze momenty w mojej dotychczasowej karierze. Wracając do tamtego meczu to lubię sobie czasami włączyć na YouTube akcję w której dogrywam do naszego “Papieża” (Rafał Siemaszko-red.), a ten ładuje bramkę Duńczykom. Piękna chwila.
S.J: Na pewno nazwisko Steven Gerrard nie jest Ci obce - Istnieje szansa na to by Michał Nalepa stał się takim gdyńskim Stevenem “G”? Wychowywałeś się tutaj od najmłodszych lat i póki co jesteś na dobrej drodze by tak się stało, a może jakaś atrakcyjna oferta zmieniłaby Twoje podejście?
M.Nalepa: Szanuję dom w którym jestem, ale nie ukrywam, że ambicje moje są takie by grać w piłkę na najwyższym możliwym poziomie i myślę, że każdego kogo byście o to zapytali powiedziałby dokładnie to samo.
Jeśli chodzi o kwestię wzorowania się na takiej postaci jak Steven Gerrard, to sprawa wygląda w ten sposób, że jeśli nie będzie odpowiednich wyników, żaden lepszy klub (mam na myśli topowe ligi) nie będzie chciał skorzystać z moich usług, to będę doceniał to co mam i będę dążył do tego by otrzymać takie miano. Kwestia przywiązania do barw klubowych jest złożona. Gdyby np. Gerrard urodził i wychowywał się w klubie np. pokroju Ipswich Town to podejrzewam, że gdyby dostał ofertę z takiego Liverpoolu to w mgnieniu oka by ten klub zmienił. On z kolei miał to szczęście wychowując się w topowym zespole i szukanie innego podobnego klubu, gdy jesteś już na szczycie nie ma większego sensu.
Nie chcę też by było to odebrane w ten sposób, że Michał Nalepa z chęcią by wyfrunął z Gdyni - nic z tych rzeczy - tu jest mój dom, czuję się tu dobrze i nie przyjąłbym oferty podobnej finansowo, czy rozwojowo podobnej do tej, którą mam w Arce, bo to mijałoby się z celem. Oferta atrakcyjna nad którą mógłbym rozmyślać to oferta, która da mi możliwość rozwoju, regularnej gry przy 2 lub 3 krotnie większych zarobkach. U każdego z nas liczą się także pieniądze i nie ma co się oszukiwać w tej kwestii. Każdy wybrałby racjonalnie - to jest proste i logiczne. Tak jest niestety skonstruowany ten świat.
A.Ch: Czy zdarzyło Ci się usłyszeć kiedyś uwagę na temat swojego wzrostu i warunków fizycznych ? Mam tutaj na myśli zdanie “Michałku, jesteś troszkę za niski, nie dysponujesz porządną muskulaturą do grania na tej pozycji” ? Czy czegoś takiego w polskiej piłce nie ma?
M.Nalepa: Zdarzyło się, oczywiście - dość często tak się zdarza niestety. Takimi uwagami zniechęca się wielu ciekawych zawodników, którzy mogliby wiele osiągnąć. Moim zdaniem wzrost to nie wszystko i uważam, że jestem tego dobrym ligowym przykładem.
Są niestety trenerzy w naszym kraju i nie chcę tutaj rzucać nazwiskami, dla których wzrost jest głównym wskaźnikiem do grania w piłkę, a tak być nie powinno. Ja miałem zawsze takie podejście, że muszę udowodnić tym, którzy tak do mnie mówili, że zwyczajnie są w dużym błędzie. Podam jeszcze raz przykład Darka Ulanowskiego o którym rozmawialiśmy, że nie trzeba być wysokim chłopem, by dobrze grać głową - do tego potrzebne są też inne czynniki takie jak: dobry timing, odpowiednie ustawienie się, przyblokowanie rywala. Jednym słowem wzrost to nie wszystko.
A.Ch: Odejdźmy nieco od piłki nożnej…Czy Michał Nalepa ma czas na realizację swoich zainteresowań i pasji? Istnieje coś w Twoim życiu czemu poświęcasz się równie bardzo jak piłce?
M.Nalepa: Piłka nożna chcąc, nie chcąc pochłania 90% mojego czasu. Gdy niedawno urodził mi się syn to może te proporcje się nieco zmieniły, aczkolwiek piłka nożna jest nieodłącznym elementem niemalże każdego mojego dnia. Partnerka narzeka, że te mecze ciągle są w naszym domu, a ja jak wrócę z meczu, czy z treningu to nie ukrywam lubię obejrzeć sobie jakiś ciekawy mecz - najbardziej lubię oglądać ligę angielską. Tak totalnie poza piłką od jakiegoś czasu wciągnął mnie tenis i wielkie turnieje np. US Open - nie ma co ukrywać, że siłą rzeczy wszystko obraca się wokół sportu.
Nawet na PlayStation dominuje sport, a to włączę sobie UFC, a to FIFĘ. Wracając jeszcze do tych pasji to w zasadzie brakuje na to wszystko czasu - cały czas w rozjazdach, trening, mecz, dochodzą jeszcze obozy przygotowawcze. Człowiek ma ochotę poświęcić wtedy te 2-3 dni wolnego do spędzenia czasu i nadrobienia zaległości ze swoją rodziną.
S.J: Urodziłeś się w Wejherowie, od dziecka mieszkałeś i wychowywałeś się natomiast w Redzie. A czy w Twoim domu rodzinnym mówiło się w języku kaszubskim? Sam może jesteś w stanie się porozumieć w tym języku?
M.Nalepa: W moim domu nie rozmawialiśmy po kaszubsku. Moja mama z kolei jest w stanie porozumieć się w tym języku, ponieważ większość życia mieszkała w Wejherowie. Tak samo jak świętej pamięci babcia, która też świetnie mówiła w tym języku. Ja natomiast niewiele rozumiem i niewiele potrafię powiedzieć - jakieś pojedyncze słówka tak, ale to maks na co mnie stać.
A.Ch: Na koniec...Czego możemy Ci życzyć?
M.Nalepa: Myślę, że po prostu życzcie mi zdrowia i jeszcze raz zdrowia, a z resztą jakoś sobie poradzę.
Rozmawiali: Arkadiusz Chomicz i Sebastian Jędrzejewski
BILETY NA MECZ Z PIASTEM GLIWICE
Copyright Arka Gdynia |