Aktualności
28.04.2019
Marcus: Wierzę głęboko, że się odblokowaliśmy
Jacek Główczyński: W klasyfikacji piłkarzy, którzy strzelili najwięcej goli w historii oficjalnych meczów Arki awansował pan na 5. miejsce, a od 4. lokaty dzieli pana tylko jedna bramka. Jakie to ma dla pana znaczenie?
Marcus: Dla mnie to mega sprawa. Strzelam przecież nie 5. czy 10. bramkę, ale już 52. Oczywiście to nie tylko moja zasługa. Dziękuję całej drużynie, łącznie z rezerwowymi, bo wszyscy pracowaliśmy tak na tego gola jak i zwycięstwo nad Miedzią, a także trenerowi Jackowi Zielińskiemu, który przywrócił mnie do pierwszego zespołu, pozwolił ponownie zagrać w ekstraklasie.
Czy to prawda, że nie był pan wyznaczony do strzelania karnego jako pierwszy?
Tak. Kolejność jest taka jak była. Pierwszy Michał Janota, drugi Damian Zbozień. Jednak powiedziałem, że chcę strzelać, a Damian powiedział, iż OK.
Czuł się pan aż tak pewny, że będzie gol?
Tak powiedziałem właśnie Damianowi. Karny to zawsze dodatkowe emocje i stres, ale bardzo chciałem strzelać także ze względu na to, jak byłem potraktowany przez poprzedniego trenera. Była też okazja do dedykacji. Rodzina mi się powiększy. Żona ma wyznaczony termin na grudzień.
Bramkarz Miedzi rzucił się w ten róg, w który pan strzelił. Nie zadrżało serce?
Nie. Przy karnych mam swoje ulubione miejsca, w które strzelam. I tam uderzyłem też piłkę tym razem. Oczywiście nie zawsze tak robię. Najpierw patrzę, co robi bramkarz. Gdy zareaguje na pierwszy mój ruch i się położy wcześniej, to strzelam adekwatnie do zaistniałej sytuacji.
Między meczem z Miedzią a Koroną macie mało czasu na regenerację sił, a ponadto czeka was podróż do Kielc. Wystarczy czasu na właściwą odnowę?
Rzeczywiście czasu jest mało, ale wszystkie drużyny są w podobnej sytuacji. Lepiej mają te, które dysponują szerszą kadrą, choć z drugiej strony wszędzie są kontuzje i kartki. Dlatego trzeba liczyć się z tym, że po 70. minucie każdy z piłkarzy może gorzej wyglądać pod względem fizycznym. Ale od tego są trenerzy, aby właściwie ocenić możliwości każdego piłkarza, decydować, na ile odpocząć i do czego może się przydać.
7 kwietnia ubiegłego roku to po pańskiej bramce z 85. minuty Arka awansowała do finału Pucharu Polski, eliminując Koronę Kielce. Czy teraz może opór rywali będzie mniejszy, bo oni są pewni utrzymania?
Myślę, że nie. Miejsce w tabeli nie ma żadnego znaczenie. Nikt się w tej fazie rozgrywek nie położy, nie powie: "my jesteśmy bezpieczni, więc wy wygrajcie". Każdy ma swój honor. Gra o punkty, ale też o premie finansowe, które są z nimi związane.
autor: Jacek Główczyński
więcej: sport.trojmiasto.pl
Copyright Arka Gdynia |