Aktualności
28.04.2019
Kłócimy się między sobą, bo każdy chce dobrze dla zespołu
– To był mecz klucz. Powiedzieliśmy sobie, że jeśli go nie wygramy, to nie ma się co dłużej oszukiwać. Spadek byłby już praktycznie przyklepany – mówił po spotkaniu z Miedzią Legnica Damian Zbozień. Spadku Arka wciąż może uniknąć, ale każdy z zawodników wie, że aby utrzymać Ekstraklasę, czeka ich ogrom pracy.
Pięć miesięcy bez jednego dnia – dokładnie tyle czasu żółto-niebiescy czekali na wygrany mecz od listopadowego zwycięstwa z Wisłą Kraków. Coś, co wówczas mogło wydawać się początkiem znakomitej serii, zamieniło się w pięciomiesięczny koszmar, jeden z najdłuższych w historii gdyńskiego klubu.
„DALI Z SIEBIE PONAD MAKSA”
– Przede wszystkim spadł nam kamień z serca, bo wreszcie wygraliśmy pierwszy mecz od listopada i to jest najważniejsze – mówił na pomeczowej konferencji prasowej Jacek Zieliński. – Dzisiaj walory estetyczne, piękna gra zeszły na dalszy plan. Wygraliśmy, wydrapaliśmy to zwycięstwo i z tego się najbardziej cieszę – przyznał trener.
– Duże uznanie dla chłopaków, myślę, że dali z siebie ponad maksa. Widać było po nich, jak schodzili z boiska, że to był ogromny wysiłek – zaznaczył szkoleniowiec.
– Doceniamy to, że zostały oczyszczone nasze głowy. Nie jesteśmy już zespołem, którego będą szukać w statystykach, kto inny będzie teraz na tapecie. A my skupimy się na swojej pracy.
ZARANDIA: POWAŻNA CHOROBA, TRZY SERIE ANTYBIOTYKÓW
Po długiej nieobecności do pierwszej jedenastki powrócił Luka Zarandia. Wskutek urazu, w 61. minucie opuścił plac gry.
– Luka doznał stłuczenia. Myślę, że nie jest to groźna kontuzja – poinformował na konferencji trener i kontynuował temat Gruzina.
– Spotkałem się z opiniami, że nie wpuszczam go, że nie bardzo wiem, kogo mam. Muszą państwo wiedzieć, że ten chłopak leżał trzy tygodnie w łóżku i brał trzy serie antybiotyków. Naprawdę ciężko chorował, był mega odwodniony – poinformował Jacek Zieliński.
– Luka nie jest jeszcze w takiej dyspozycji, jak trzeba, ale my niestety nie mamy już wielkiej możliwości manewru, dlatego dzisiaj grał trochę więcej, niż mógł wytrzymać. Zrobił swoje i z tego się cieszę – podsumował.
„CZUŁEM, ŻE JESTEM POTRZEBNY”
W jedenastce kolejki Ekstraklasy po meczu z Miedzią znalazł się Marcus da Silva. Brazylijczyk nie mógł wymarzyć sobie powrotu na murawę stadionu przy ul. Olimpijskiej w lepszym stylu.
– Dałem z siebie tyle, ile fabryka dała (śmiech). Tyle czasu czekaliśmy na to zwycięstwo, dla naszego klubu, dla naszych kibiców. Najważniejsze jest to, że w Gdyni w końcu wszyscy są szczęśliwi – powiedział po meczu.
Wykorzystany przez Da Silvę w 33. minucie rzut karny dał Arce prowadzenie, a samemu zawodnikowi potrzebną dozę poczucia, że nadal wiele dla niej znaczy.
– Grałem od pierwszej minuty, bo była taka potrzeba. Janota kontuzja, Aankour pauzował. To jest fajne, gdy deklarujesz, że chcesz pomagać, a z drugiej strony faktycznie czujesz, że jesteś potrzebny. Nie zostało mi zatem nic więcej, jak dać z siebie wszystko – przyznał pomocnik.
„AŻ” RZUT KARNY
Rzuty karne w ocenach umiejętności strzeleckich potrafią być niedoceniane. Cierpiał z tego powodu – niejednokrotnie krytykowany przez kibiców – Mateusz Szwoch, cierpieć mógłby także Da Silva. Ale w czwartkowe popołudnie żadna bramka nie cieszyła żółto-niebieskich sympatyków bardziej, niż wykorzystana przez Brazylijczyka jedenastka.
– To nie jest moja pierwsza, piąta czy dziesiąta bramka, tylko pięćdziesiąta druga. Ma to dla mnie mega duże znaczenie – przyznał z uśmiechem Marcus, ponownie pnąc się w górę w kategorii najlepszych strzelców w historii Arki.
– Rzutom karnym zawsze towarzyszą dodatkowe, fajne emocje, również stres. Bardzo chciałem strzelić tą bramkę ze względu na wszystko. Także ze względu na to, jak zostałem potraktowany przez poprzedniego trenera – kontynuował.
– Do wykonywania rzutów karnych zawsze wyznaczony jest Janota i Zbozień, w takiej kolejności. Dzisiaj czułem się jednak na tyle pewnie, żeby do niego podejść. I Damian powiedział: „Okej, to jest twój karny”.
URODZINOWE ZWYCIĘSTWO
Lepszego scenariusza na 25 kwietnia nie mógł wymarzyć sobie również Damian Zbozień. To w dniu jego 30. urodzin Arka przełamała długą, fatalną passę.
– Dzwoniła do mnie kuzynka, jest miesiąc starsza i mówiła, że przy trójce z przodu nic się nie zmienia. A ja powiem, że się zmieniło, wygraliśmy mecz. Jeśli zatem tak ma to wyglądać, to szkoda, że nie miałem tej trzydziestki wcześniej, bo chcę jak najwięcej zwycięstw – mówił po meczu uśmiechnięty.
– Cierpieliśmy dzisiaj na boisku, ale było warto, bo wreszcie zostaliśmy nagrodzeni. Myślę, że nareszcie wróci wiara w ten zespół, bo zasługujemy na utrzymanie. Mamy za dobry skład, żeby to spartaczyć. Nie jest lekko, nie będzie lekko, ale musimy dotrzeć po trupach do celu – przyznał stanowczo.
– Nie wyobrażam sobie, żebyśmy dopisali sobie do CV spadek. Myślę, że większość z nas zapisała się w historii klubu bardzo fajnie i teraz trzeba to utrzymać. Bardzo nam zależy, szczególnie zawodnikom, którzy jesteśmy tutaj dłużej. No nie wyobrażamy sobie innego scenariusza jak utrzymanie. Dzisiaj wykonaliśmy w jego kierunku malutki kroczek i to cieszy – dodał obrońca żółto-niebieskich.
„PRZERZUCILIŚMY TROCHĘ KAMIENI Z PLECAKA, KTÓRY DŹWIGALIŚMY”
W czwartek w szatni Arki każdy zdawał sobie sprawę z tego, że jeśli mecz z Miedzią nie zakończy się zdobyciem kompletu punktów, widmo spadku najprawdopodobniej skutecznie odgoniłoby resztki nadziei na pozostanie w Ekstraklasie.
– Złapaliśmy Miedź, złapaliśmy Śląsk, i na pewno teraz będzie w tych obozach troszeczkę stresu. Teraz my im dołożyliśmy trochę tych kamieni z naszego plecaka, który dźwigaliśmy. Przerzuciliśmy część do nich i zobaczymy, jak będą sobie z tym radzić – skomentował Damian Zbozień.
– Ten worek z kamieniami gdzieś tam nam ciąży i ciężko się biega, bo nie jest łatwo. Nie wygraliśmy od pięciu miesięcy i to jest skandal, nie ma się co oszukiwać. Sami między sobą się nad tym zastanawiamy, bo przecież to jest nieprawdopodobne, żeby mieć taką serię w Ekstraklasie – mówił rozemocjonowany.
– Kłócimy się między sobą, bo każdy chce dobrze dla zespołu. Rozmawialiśmy o tym, że to jest nieprawdopodobne, żeby tak długo nie wygrać. Zastanawialiśmy się, że przecież nawet przychodząc z urlopów, bez treningów, jeden mecz na piętnaście byśmy wygrali, bo to jest Ekstraklasa – kontynuował.
Póki co, na optymizm wciąż jest miejsce. – Wierzymy, że suma szczęścia zawsze równa się zero. My ostatnio tego szczęścia nie mieliśmy i wierzymy, że teraz powoli uśmiechnie się do nas – podsumował obrońca Arki.
Anita Kobylińska
Copyright Arka Gdynia |