TA STRONA UŻYWA COOKIE.
Dowiedz się więcej o celu ich używania. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na korzystanie z cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.

chignahuapan
Arka-Facebook Arka-Instagram Arka-Twitter Arka-YouTube Arka-TikTok Arka LinkedIn NO10 Nocny Bieg Świętojański Stowarzyszenie Inicjatywa Arka Betclic


Aktualności

img

24.08.2018

Michał Janota: Potrzebowałem nad sobą bata. Trener Smółka to wiedział

Pomocnik Arki nie ukrywa, że to dzięki Zbigniewowi Smółce odżył piłkarsko i uporządkował swoje życie prywatne. ? Nie jestem łatwym człowiekiem. Trafiłem jednak na osobę, która mi mocno zaufała i teraz to zaufanie procentuje ? mówi Michał Janota w wywiadzie dla Przeglądu Sportowego.

Piotr Wiśniewski: „Nigdy nie mówiłem, że jestem grzecznym chłopcem”. Wie pan czyje to słowa?

Michał Janota: Moje. Wiem jaki mam charakter. Wiele osób nie mogło sobie z nim poradzić. Nie jestem łatwym człowiekiem. Trafiłem jednak na osobę, która mi mocno zaufała i teraz to zaufanie procentuje.

 

Kto to taki?

Michał Janota: Trener Zbigniew Smółka.

 

Co takiego zrobił?

Michał Janota: Dzięki niemu ustabilizowałem formę w Stali Mielec. Trzymał nade mną bat. Dobrze wie, że ja tego potrzebuję. I powiedziałem mu to otwarcie. Byliśmy wobec siebie szczerzy. Nieraz iskry leciały, ale to normalne, skoro spotkają się dwa mocne charaktery. Ale najlepsze, że potrafiliśmy się nawzajem słuchać. Zbudowaliśmy fajną więź. W ogóle w Mielcu bardzo dobrze się czułem. Trafiłem na dobry zespół, grupę, która chciała grać w piłkę. Stworzyliśmy niezłą drużynę. W tym mieście mogłem liczyć na wsparcie na każdym kroku. Są tam fajni ludzie, którym można ufać. To mnie napędzało do dobrej gry.

 

Podejrzewam, że „pierwsze starcie” pana z trenerem Smółką do przyjemnych nie należało?

Michał Janota: Na początku pobytu w Stali mieliśmy różne... zdania. Może nie były to sprzeczki, ale żywe dyskusje. To też nie jest łatwy człowiek we współpracy, jednak cenię go właśnie za szczerość. Mówi w otwarte oczy co myśli. W ogóle uważam, że wzajemne relacje powinno się budować na szczerości i zaufaniu. Można powiedzieć, że kupił mnie tą swoją szczerością.

 

Chyba charakterem pasuje pan do drużyny Zbigniewa Smółki?

Michał Janota: Obaj jesteśmy trudni. Nie chciałbym też, żeby moje słowa nie wiadomo jak zabrzmiały – z trenerem Smółka da się dogadać, jeśli jest się szczerym wobec niego, to on odpłaca tym samym. Ja natomiast wolę usłyszeć najgorszą prawdę. Miałem już trenerów, którzy nie mówili wprost, przez co nasze relacje nie były najlepsze.

 

Kogoś konkretnego ma pan na myśli?

Michał Janota: Nie będę teraz rzucał nazwiskami, bo nie o to chodzi. Po prostu spotkałem na swojej drodze osoby, z którymi miałem nie po drodze.

 

A z trenerem Leszkiem Ojrzyńskim miałem pan po drodze?

Michał Janota: Tak. W końcu to on ściągnął mnie do Korony Kielce. I myślę, że nasza współpraca wyglądała nie najgorzej. Może i nie dostałem wtedy tylu szans ile chciałem, ale teraz wiem, że to efekt moich błędów. Teraz mam ich świadomość. Z drugiej strony nie ma chyba osoby, która nie popełniła w swoim życiu żadnego błędu, zgadza się? A jeśli jesteś trenerem, to masz małe szanse, aby upilnować grupę 25 piłkarzy...

 

Od jakieś czasu powtarza pan, że ustatkował się.

Michał Janota: Narodziny syna i żona tak na mnie wpłynęły. Dziecko wymaga stałej opieki, człowiek nie może skupiać się tylko na sobie, bo jest odpowiedzialny za drugą osobę. Bycie ojcem w pewnym stopniu uspokoiło mnie. Już tak często nie wychodzę z kolegami. Są inne priorytety. Trzeba siedzieć w domu, opiekować się potomkiem. W środę na przykład byliśmy na placu zabaw. Na pewno też nie zmienię się całkowicie, rodzina rodziną, ale każdy ma prawo jeszcze do własnych spraw.

 

Dziecko uczy cierpliwości?

Michał Janota: Dokładnie! Zresztą mając żonę też trzeba być cierpliwym. Moja żona jest akurat bardzo wyrozumiała. Rozumie jaki zawód wykonuje. Nie ma z tym problemu, gdy na przykład siedzę w klubie od samego rana do wieczora. Dużo czasu poświęca naszemu dziecku. I stopuje mnie. Naciska, abym jak najwięcej czasu spędzał z nią i synem. To akurat sprawia mi dużą przyjemność. Przebywanie z nimi pozytywnie wpływa na moją formę, osobowość. Żonie dużo zawdzięczam.

 

Pewnie dlatego w Arce z meczu na mecz gra pan coraz lepiej?

Michał Janota: To między innymi dlatego, że spotkałem chłopaków, których znałem z poprzednich klubów. Ale oni są nowi tutaj, więc siłą rzeczy drużyna potrzebuje czasu, żeby się zgrać. Ostatni mecz pokazał jaki potencjał drzemie w tym zespole. Chcemy grać w piłkę, efekty przyjdą tylko wiadomym było, że nie od razu wszystko zaskoczy.

 

Czyli spotkanie z Wisłą będzie przełomem w waszej i pańskiej grze?

Michał Janota: Właśnie u nas tak jest, że jak ktoś zagrał słabszy mecz to od razu pojawia się krytyka. Rozumiem, że po porażce szuka się przyczyn niepowodzenia, wskazuje mankamenty w grze, jednak ja od samego początku uważałem, że idziemy w dobrym kierunku. Najważniejsze, że mamy swój styl. I tego się trzymajmy, chociaż wiadomo, że nie zawsze będziemy punktować.

 

Kiedyś o panu mówiono: „Młody, obiecujący”. Teraz można powiedzieć, że jest pan piłkarzem w pełni ukształtowanym, który jest gotowy wejść w buty lidera Arki?

Michał Janota: Nigdy nie bałem się brać na siebie ryzyko. Jeżeli tylko dostanę zaufanie i drużyna dobrze gra, to indywidualnie jestem w stanie dać coś od siebie. Dzięki kolegom, bo zagraliśmy bardzo dobre spotkanie w Płocku taktycznie i piłkarsko, byłem bardziej widoczny. Tak jest zawsze, w każdym zespole. Zespół zaplusował, a ja przy okazji dostroiłem się do poziomu, prezentując się nieźle. Wcześniej byłem młodszy, oczekiwania wobec mnie były duże. Możliwe, że nie uniosłem tego. Zawsze powtarzam, że na sukces piłkarza składa się wiele czynników. Nie wszystko zależy od niego. Duży wpływ ma środowisko, ludzie, z którymi się pracuje, otoczenie klubowe. No i trener.

 

Boiskowe ryzyko jest wpisane w pańskie DNA?

Michał Janota: Tak już mam, że lubię niekonwencjonalnie zagrać. Czasami wiąże się to ze stratą piłki, jednak „kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana”.

 

No i dlatego pasuje pan do koncepcji trenera Smółki. On stawia na piłkarzy niekonwencjonalnych, takich, którzy są nieprzewidywalni dla rywala.

Michał Janota: Filozofia trenera Smółki opiera się na grze w piłkę. Dobiera zawodników pasujących do tej strategii. W Arce chciał Aankoura, Cvijanovicia, Janotę i dostał ich. To pokazuje, że charakterystyką Arki ma być niekonwencjonalna gra. Wracając jeszcze do ofensywnej gry. Nie da się grać w ten sposób, nie ryzykując na boisku. Oczywiście musisz do tego dołożyć walkę. W Polsce nie trzeba grać nie wiadomo jak, wystarczy założyć dobry pressing i zostaniesz za to doceniony.

 

W piątek wraca pan do Kielc. Jakie wspomnienia stamtąd pan wyniósł?

Michał Janota: To będzie dla mnie podróż sentymentalna. Cieszę się, że znów będę mógł zagrać przed kielecką publicznością, ze starymi kolegami. To fajny dodatek. Chcę się pokazać z jak najlepszej strony.

 

Nie tęskni pan za kielecką bandą świrów?

Michał Janota: Mieliśmy zgraną paczkę. Pasowaliśmy do siebie charakterami. Piłkarsko też wyglądaliśmy całkiem, całkiem. Szkoda, że nie udało się zrobić lepszego wyniku. W Koronie się już wiele zmieniło od tego czasu. W tym sezonie dobrze wystartowali. Na pewno nie będzie nam łatwo.

 

rozmawiał: Piotr Wiśniewski

 








Poprzedni Następny

 

 

 

 

 

 

SPONSORZY MŁODEJ ARKI

 

 

     

 

 

 

 

 

 

PARTNERZY MEDIALNI

 

 

Arka Gdynia Copyright Arka Gdynia