Aktualności
30.12.2017
Arka Gdynia ma rok, jak ze snów. Żółto-niebiescy mogą obronić Puchar Polski.
Nie ujmujemy przy tym nic piłkarzom prowadzonym przez charyzmatycznego trenera Leszka Ojrzyńskiego, czwartego szkoleniowca pod względem liczby spotkań w polskiej ekstraklasie - 169. Więcej mają tylko Michał Probierz (334), Waldemar Fornalik (313) i Jan Urban (230).
Nie ma wątpliwości, że gdyby nie sportowa eksplozja Górnika Zabrze, beniaminka przecież, i znakomita postawa Korony Kielce, drużyny po właścicielskich przejściach, to najwięcej ciepłych słów kierowano by wyłącznie pod adresem Arki. Gdynianie zyskują w oczach wielu dzięki swojej waleczności.
Dowód na to, to palma pierwszeństwa, jeśli chodzi o największą liczbę fauli na mecz - średnio 19,29 (najrzadziej faulująca Legia - średnio 11,90). Nie miało to jednak proporcjonalnego odzwierciedlenia w kartkach (średnio 2,24 żółtych na mecz, czyli ani dużo ani mało; 0,05 czerwonej na mecz - jedna z najniższych w lidze). Żółto-niebiescy nie zawsze porywali finezją, ale do bólu byli efektywni, jeśli chodzi o punktową zdobycz.
Siłą Arki Gdynia w pierwszej części sezonu 2017/2018 była jej obrona. Na gwiazdę zespołu wyrósł Pavels Steinbors. Bramkarz żółto-niebieskich aż w siedmiu ligowych meczach zachował czyste konto.
Był więc stawiany w gronie tych, którzy najlepiej wykazywali się między słupkami, czyli Michał Gliwa (Sandecja Nowy Sącz), Arkadiusz Malarz (Legia Warszawa), czy Tomasz Loska (Górnik Zabrze). 32-latek rodem z Rygi przyczynił się znacząco do tego, że Arka w 21 meczach ligowych straciła tylko 20 bramek.
To daje średnią 0,95, a lepszy pod tym względem jest tylko Lech Poznań, z imponującą średnią 0,76. Interweniował średnio 3,76 raza na mecz, co jest jednym z najwyższych wskaźników w lidze w tej statystyce. Nie było więc wątpliwości, że miano piłkarza rundy, poprzez głosy na oficjalnej stronie Arki, przyznali mu kibice. Dziennikarze z różnych gazet i portali nie szczędzili mu również pochwał, wstawiając go w „jedenastce” jesieni.
Zapewne statystyki Steinborsa nie byłyby tak okazałe, gdyby nie wsparcie w osobach Damiana Zbozienia (trzy bramki i trzy asysty), pozyskanego przed sezonem Duńczyka Frederika Helstrupa oraz Marcina Warcholaka (trzy bramki i asysta). Najwięcej, bo 20 ligowych meczów zaliczył pierwszy z nich. Zbozienia zabrakło jedynie w 1. kolejce, w spotkaniu ze Śląskiem Wrocław. Helstrup zaczął grać regularnie od meczu z Lechem, czyli od końcówki sierpnia.
Arkowcy strzelają, tak jak grają, czyli ławą. Próżno szukać napastników Arki w czołówce ligowych strzelców, a ten czub to przecież 19 trafień Igora Angulo z Górnika. Po cztery trafienia Rafała Siemaszki i Mateusza Szwocha wyglądają w tym ujęciu po prostu blado. Po trzy gole w lidze mają Rubén Jurado oraz wspomniani wcześniej obrońcy. I to rzecz jasna nie wystawia dobrej oceny formacji ofensywnej.
Drużyna Ojrzyńskiego nie kwapiła się do częstego posiadania piłki. W tym elemencie duże pole manewru pozostawiała rywalom, czekając na ich ruch, a przede wszystkim na ich potknięcia. Nie grzeszyła także celnością. Miała średnią czterech uderzeń w światło bramki na mecz. Arka częściej strzelała niecelnie - średnio 5,81. W takim ujęciu gorsze były tylko drużyny z Niecieczy (6,19) oraz ci, którzy ogólnie strzelali dużo, czyli Górnik (5,81) i Korona Kielce (6,62). Żółto-niebiescy mogą się pochwalić 30,88 proc. strzałów celnych (po uwzględnieniu także tych zablokowanych). Tutaj słabszy były jedynie Bruk-Bet Termalica (29,20 proc.).
Przed sezonem przed drużyną i trenerem postawiono dwa cele: utrzymanie w ekstraklasie oraz obrona Pucharu Polski. Z pierwszym z nich problemów być nie powinno. W tym drugim przypadku też nie jest źle, bo Arka zameldowała się w półfinale, w którym w marcu i kwietniu w dwumeczu zmierzy się z Koroną Kielce. Drugą parę stanowi Górnik Zabrze i Legia Warszawa. Kolejny finał na Stadionie Narodowym jest więc bardzo realny.
Rafał Rusiecki
Copyright Arka Gdynia |