Aktualności
28.11.2017
Sergei Krivets: Bez lekceważenia i odpuszczania.
Jacek Główczyński: W tym sezonie zagrał pan we wszystkich meczach Arki w Pucharze Polski, ale wówczas nie występował pan w "11" w ekstraklasie. Gdy przebił się pan do podstawowego, ligowego składu, zdziwiłby się pan, gdyby trzeba było wyjść na boisko w środę?
Sergei Krivets: Nie wiem, jak się będę czuł, bo w sobotę, przeciwko Sandecji zagraliśmy na bardzo ciężkim boisku. Ale oczywiście - jestem do dyspozycji trenera, chcę grać. Po części pewnie i te pucharowe mecze sprawiły, że teraz dostałem szansę od szkoleniowca i w ekstraklasie.
Po pokonaniu Chrobrego na jego boisku 2:0, a przed rewanżem u siebie co można powiedzieć: jesteście już jedną nogą w półfinale, czy może dmuchacie na zimne, bo koledzy pamiętają, że przed rokiem w podobnej sytuacji z Wigrami Suwałki rewanż Pucharu Polski wcale nie był formalnością?
Na pewno można powiedzieć, że mamy przewagę, ale to jest piłka nożna. Może być niedobrze, jeśli wkradłoby się lekceważenie rywala, czy odpuszczanie.
Wie pan pewnie także jak szybko zejść na ziemię po wygranej 5:0, bo zapewne w dorosłej piłce już takie wyniki pańskie drużyny notowały?
No tak. Z Bate Borysów wygrywaliśmy i wyżej, bo pamiętam mecze, gdy strzelaliśmy 6 czy 7 bramek. W polskiej lidze, chyba jeszcze tak okazałego zwycięstwa nie miałem, bo z Lechem Poznań chyba na 4:0 się zatrzymywaliśmy. Ale z cały szacunkiem dla Sandecji, to jest przeciwnik, z którym zwłaszcza u siebie powinniśmy wygrywać. Dlatego nie można się nadmiernie z tego cieszyć.
Pan w tym meczu strzelił gola oraz popisał się efektownym zagraniem do Mateusza Szwocha, które on zamienił na asystę przy bramce Rubena Jurado. Do pełni szczęścia chyba jednak zabrakło jednego gola, gdy przeszkodziła kałuża?
Rzeczywiście. Byłem zły, że podanie Adama Marciniaka do mnie do doszło. Już widziałem tę piłkę może nie w bramce, ale na nodze do oddania strzału, a jednak stanęła na boisku i nie doszła do mnie.
Gdy rozmawialiśmy w połowie października mówił pan o dwóch celach: podstawowym składzie Arki i powrocie do reprezentacji Białorusi. Czy ten pierwszy jest już zrealizowany w pełni i nie odda pan miejsca w "11" do końca sezonu?
Oczywiście, że nie czuję, iż to miejsce dostałem już na stałe. Jak widzimy w Arce jest dużo zawodników, jest rywalizacja. Ja długo czekałem na tę ligową szansę. Tym bardziej wiem, że jeśli gdzieś tylko odpuszczę, mogę stracić to co ostatnio wywalczyłem. Dlatego to jest dla mnie kolejna motywacja, aby utrzymać się w składzie.
autor: Jacek Główczyński
więcej: sport.trojmiasto.pl
Copyright Arka Gdynia |