Aktualności
23.03.2017
To już nie Siemaszko. To Siemaszgol
Ciągle jest skromny. – Dzisiaj od początku. Znowu przebieram się za piłkarza i zobaczymy, co z tego wyjdzie – mówił przed meczem z Piastem. Uśmiecha się wymownie, gdy pytają go o aktualną formę, ale powoli też zdaje sobie sprawę z własnej wartości. Jest po trzydziestce, lecz to mu nie przeszkadza. Dopiero teraz piłkarsko promienieje – strzela gola praktycznie w każdym meczu, licząc od grudnia.
Najlepszy sezon w karierze
Poszukiwania napastnika zimą mimo to stały się w Arce priorytetem. Siemaszko był niewzruszony i wykonywał swoją pracę. Jak widać, najefektywniej z zespołu. Pozostali zawodnicy są albo bez formy, albo chimeryczni i wyjdzie im jeden na trzy mecze. A Siemaszko w każdym prezentuje podobny poziom. Już teraz rozgrywa najlepszy sezon w karierze. Dla Arki nie strzelił jeszcze dziewięciu goli w ciągu roku, a tyle ma już teraz. Do końca rozgrywek zostało jeszcze 12 spotkań, więc praktycznie pewne jest, że jego dorobek bramkowy sięgnie liczby dwucyfrowej.
Długo jednak walczył o zaufanie trenera. Grzegorz Niciński ciągle odstawiał Siemaszkę na drugi tor, aż zorientował się, że grzechem byłoby nie wykorzystać jego dyspozycji. Bo Siemaszko wiecznie co mecz strzelać nie będzie. Kto wie, być może już trafieniem w Gliwicach zakończył swoją znakomitą serię.
Tę rozpoczął jeszcze pod koniec ubiegłego roku. Wpisał się na listę strzelców w dwóch ostatnich zimowych kolejkach i mocno żałował, że na następny mecz trzeba będzie czekać blisko dwa miesiące. Instynkt go jednak nie opuścił, a nawet jest przy nim do dzisiaj. W trzech tegorocznych spotkaniach wchodził z ławki i tylko raz jego nazwisko nie pojawiło się na liście strzelców.
Stał się pierwszym wyborem
Dżoker idealny, którego jednak trzeba było wystawić od początku. Dla Siemaszki nie robiło to różnicy, bo dalej trafiał w aluminiowy prostokąt.
– Coś mówiłem nawet o jakichś hat-trickach, ale tyle cieszynek nie przygotowałem – śmiał się przed ostatnim meczem Siemaszko. Tradycją bowiem stało się, że z dużą dozą humoru i dystansu przed każdym kolejnym spotkaniem zaczepia go klubowa telewizja i pyta: „Ile strzelisz?”. Bo pytanie „czy” przestało mieć sens.
Siemaszko za każdym razem zadziornie, lecz zdając sobie sprawę z dystansu pytania, odpowiada z uśmiechem.
I potem zawsze strzela. Tak jakby to było banalnie proste. Dla niego chyba jednak jest, bo gole nauczył się strzelać nawet z głowy. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że ma zaledwie 170 cm wzrostu (!), a w pojedynkach główkowych mierzy się zazwyczaj z rosłymi środkowymi obrońcami. Ma niebywałe wyczucie, timing, wyskok.
– Ostatnio [przeciwko Koronie Kielce] strzeliłem po trzech minutach od wejścia, to teraz trzeba po dwóch – śmiał się tuż przed starciem z Wigrami Suwałki w krajowym pucharze. Wprawdzie po dwóch od wejścia nie strzelił, ale siedem minut to wynik wciąż imponujący. I znowu też przecież dotrzymał słowa.
W tym roku jest w czołówce strzelców, a nazwisko ma najmniej znane. Wyprzedzają go: Robert Pich (Śląsk – 5 goli), Jacek Kiełb (Korona – 5), Gerard Badia (Piast – 5) i Dawid Kownacki (Lech – 6). Sam Siemaszko od początku lutego zdobył cztery gole, biorąc pod uwagę ligę i Puchar Polski.
Co ciekawe, żaden z jego dziewięciu dotychczasowych goli w tym sezonie nie miał decydującego wpływu na mecz: albo był jednym z przewagi co najmniej dwóch dla Arki, albo dodatkiem przy porażce. Nie zmienia to faktu, że obecnie Siemaszko jest motorem napędowym drużyny i promykiem nadziei, że i partnerzy zaczną mu wtórować. Przede wszystkim determinacją.
Copyright Arka Gdynia |