Aktualności
02.09.2015
Przemysław Stolc: Debiutuję, ale strachu nie ma.
Aż trzech piłkarzy Arki uczestniczy w kadrowych zgrupowaniach. Michała Nalepy zabraknie w spotkaniu najbliższej kolejki I ligi, gdyż weźmie udział w pojedynkach cyklu Turnieju Czterech Narodów z Niemcami i Szwajcarią.
Natomiast Przemysław Stolc i Michał Marcjanik do klubu wrócą w czwartek. Oni starają się przekonać do siebie selekcjonera Marcina Dornę na konsultacji szkoleniowej. To pierwszy etap kompletowania reprezentacji Polski na finały młodzieżowych mistrzostw Europy, które w 2017 roku odbędą się m.in. w Gdyni.
Jacek Główczyński: Marcin Dorna wraz ze swoim asystentem Ryszardem Robakiewiczem kilka razy w tym roku gościł na stadionie Arki. Czy wiedział pan, że obserwuje m.in. pana?
Przemysław Stolc: Ktoś mi kiedyś wspomniał, że ci trenerzy byli na naszym meczu. Jednak nawet się nie spodziewałem, że mnie obserwują. Przecież ja nigdy wcześniej nie byłem na zgrupowaniu kadry narodowej w żadnej kategorii wiekowej. Dlatego to będą dla mnie chwile, których nigdy nie zapomnę.
Tym lepiej, że jest pan powołany wspólnie z Michałem Marcjanikiem, gdyż on posmakował kadry w reprezentacji do lat 20?
Jak dobrze pamiętam Michał zagrał w niej trzy mecze, w tym m.in. w meczy z Włochami. Na pewno będzie nam raźniej we dwóch, zamieszkamy razem w pokoju. Dobrze mieć kolegę do pogadania, bo pozostałych piłkarzy nie znam. Jednak bez względu na to, czy jadę z osobą, którą znam od lat, czy jechałbym sam, żadnego strachu by nie było.
Zerknął pan kto z powołanych jest kandydatem do gry na pańskiej pozycji, czyli prawej obronie?
Tak. To Sebastian Rudol z Pogoni Szczecin. Na pewno godny rywal. Jednak nie nastawiam się na bezpośrednią rywalizację z nim. Nie ma w planie zgrupowania meczu. To ma być tylko konsultacja szkoleniowa, czyli trzeba pokazać się z dobrej strony selekcjonerowi, by w przeszłości otrzymać kolejne powołanie.
Drużyna, którą rozpoczyna budować trener Dorna główną imprezę mieć będzie w 2017 roku, gdy finały młodzieżowych mistrzostw Europy odbędą się w Polsce, w tym zapewne w Gdyni. Widzi się pan na takim turnieju?
Fajnie byłoby zagrać w tych finałach. Ale tak daleko nie wybieram w przyszłość. Skupiam się na obecnych zadania, które stoją przede mną.
Droga do kolejnych powołań wiedzie przez te trzy dni treningów na konsultacji czy jednak bardziej przez dobrą grę w I lidze, a może trzeba znaleźć się w ekstraklasie?
Zdecydowanie droga do wyższych celów wiedzie przez grę w lidze. O ekstraklasie na razie nie myślę. Koncentruję się przede wszystkim na jak najlepszej grze w Arce. Zobaczymy, co czas przyniesie.
Wiosną był pan na ogół chwalony za grę w podstawowym składzie Arki, ale latem klub zdecydował się zakontraktować bardziej doświadczonego gracza na tę pozycję. Był pan rozczarowany?
Mogłem się spodziewać, że jeśli przychodzi piłkarz z taką liczbą w ekstraklasie jak Tadeusz Socha, to trener postawi na niego. Jednak nie narzekałem. Przed rozpoczęciem przygotowań do sezonu obaj mieliśmy czystą kartę. Założyłem sobie, że muszę pokazywać się z jak najlepszej strony i wykorzystywać szansę, gdy będę mógł wyjść do gry w meczu. Cały czas wierzę, że znów będę występować od pierwszej minuty.
Miał pan już dwie takie szanse w podstawowym składzie. W Pucharze Polski zagrał pan 120 minut przeciwko Chojniczance i strzelił gola w serii rzutów karnych. W I lidze zaś po występie przeciwko Wigrom Suwałki trener pana chwalił, a mimo to w kolejnym spotkaniu wrócił do Tadeusza Sochy. Był pan rozczarowany?
Staram się nie czytać i nie słuchać co pisze się po meczach. Jednak rzeczywiście ktoś mi powtórzył słowa trenera. Uśmiechnąłem się wtedy. I rzeczywiście trochę było zaskoczenia, że w następnym meczu nie wyszedłem w "11". Najwyraźniej trener uznał, że taka decyzja jest najlepsza dla drużyny.
Rozmawiał: Jacek Główczyński
Copyright Arka Gdynia |