Aktualności
10.12.2014
Wojciech Pertkiewicz: Arka wygrzebała się z błota.
Piotr Wiśniewski: Jaki jest budżet Arki na ten sezon?
Wojciech Pertkiewicz: Niższy niż w poprzednim sezonie, co wiązało się z pewnymi ograniczeniami. Ma to też odzwierciedlenie w bieżącym działaniu klubu. Mimo mniejszych pieniędzy klub jako spółka funkcjonuje jednak nie gorzej. Wynik na boisku to inna sprawa...
O jakiej kwocie mówimy? Pięć, pięć i pół miliona?
- Tak, to są te obszary. Taki zaplanowaliśmy budżet i taki staramy się zrealizować.
Pytam o to nie bez powodu, bo w jednym z niedawnych wywiadów były dyrektor sportowy Arki Czesław Boguszewicz przyznał, że dysponował na transfery kwotą o 30 procent niższą niż jego poprzednik. Skąd taka różnica, skoro budżet jest rzekomo pół miliona niższy?
- To przesadzone stwierdzenie. Niższy budżet odbija się na wszystkich polach działalności klubu, w tym na wynagrodzeniach dla zawodników i tutaj łączna suma przeznaczona na wynagrodzenia była rzeczywiście niższa niż w ubiegłym sezonie. Na pewno jednak to nie było aż 30 procent.
Skoro zatem budżet nie był aż tak drastycznie mniejszy, to dlaczego nie udało się zakontraktować lepszych zawodników?
- W momencie gdy budowano zespół po odejściu kilkunastu zawodników, wydawało się, że nasza strategia jest słuszna. Trudne zadanie dla dyrektora sportowego i trenera, ale przecież działali w dobrej wierze, żaden z nich nie chciał strzelić samobója. Czas pokazał, że błędy zostały popełnione, bo osiągane przez nas wyniki były fatalne. Na początku mieliśmy powody do optymizmu. Okres przygotowawczy dał powody do optymizmu, jednak liga szybko zmyła uśmiechy z twarzy. Co zawiodło? Dobór zawodników, umiejętne wykorzystanie ich maksymalnego potencjału itd. Czynników zapewne wiele można by wymieniać. Słaby początek dał sygnał do zmiany i jak na razie możemy powiedzieć, że to był odpowiedni moment i zmiana na odpowiednich ludzi.
Pana zdaniem, Arka została źle zbudowana?
- Mieliśmy spodziewaną rewolucję w składzie. Brak awansu spowodował, że już wcześniej wiedzieliśmy, że z dużą grupą zawodników przyjdzie nam się rozstać. To oczywiście z jednej strony dawało pole do popisu dyrektorowi i trenerowi, z drugiej wiązało się z dużym ryzykiem budowy zespołu prawie od zera. Jak wspominałem, dobra postawa w meczach sparingowych dała nam nadzieję, że uda nam się też w lidze. Wyglądało to dobrze. A dla kontrastu, gdy zaczęła się liga, przeżyliśmy wielkie rozczarowanie. Nie chodzi tylko o same wyniki, ale sposób gry Arki. Naprawdę ciężko się to czasami oglądało.
Co nie zagrało?
- Baczni obserwatorzy zauważyli, że po zmianie trenera Arka zaczęła grać inaczej. Zespół pod wodzą Grzegorza Nicińskiego gra "futbol na tak". Kilka zmian personalnych w składzie, nieco inne założenia i ruszyło. Rozgrywającymi już nie są bramkarz i środkowy obrońca. Odniosłem wrażenie, że trener Dźwigała nie wyciągał wniosków z tego, co działo się na boisku. To był też jeden z powodów, dlaczego się rozstaliśmy, choć nawet zawodnicy chwalili jego osobę jako trenera. Może nie ten czas i nie te okoliczności. Życzę powodzenia trenerowi Dźwigale w kolejnych klubach.
W takich sytuacjach, gdy dochodzi do zmiany trenera, a zespół gra źle, zwykło się mawiać, że zawiodło przygotowanie fizyczne. Takie zresztą dochodziły głosy z szatni.
- Nie jestem ekspertem od przygotowania fizycznego. Z drugiej strony, piłkarze chyba poszli na skróty, jeśli taki sygnał dawali. Mówiąc w ten sposób, szukali alibi i zrzucali z siebie odpowiedzialność. Nie mówię tego z przekąsem, ale to naturalny odruch i nie pierwszy raz spotkałem się z takim głosem z szatni po serii słabszych meczów. Pewnie można doszukiwać się w tym ziarna prawdy. Błędy można popełniać, gdy szuka się rozwiązań. Dokonaliśmy zmiany i mam nadzieję, że temat przygotowania fizycznego nie pojawia i nie pojawi się.
Zatrudnienie Dźwigały okazało się błędem?
- Trener Niciński też nie ma wielkiego doświadczenia trenerskiego. Jednak wyniki i postęp w grze są widoczne. Ale - odpukać - po roku pracy, gdy wyniki będą słabe, to też ktoś powie, że wybór Nicińskiego był błędem. Na ten moment i wcześniej, kiedy zatrudniliśmy Dariusza Dźwigałę, założyliśmy, że są to odpowiednie ruchy. Tak podpowiadał wynik rozmów z kandydatami i realia finansowe i organizacyjne, w jakich się znajdujemy. Pracę trenera Nicińskiego rozpatruję w duecie z Grzegorzem Wittem.
Wyobrażałem sobie to tak, że Niciński dostaje do pomocy człowieka stąd, naszego, znającego się na przygotowaniu fizycznym, z odpowiednim doświadczeniem, charyzmą i autorytetem. Udało się "wyrwać" trenera Witta do pierwszej drużyny i to już rozpatruję jako sukces. O ambicję, motywację trenerów jestem spokojny, ale i tak na końcu ich praca jest oceniana przez pryzmat tego, czy piłka wpadła częściej do sieci naszej czy przeciwnika, i jakie ma to przełożenie na punkty i miejsce w tabeli.
A nie było czasem tak, że zatrudnienie trenera Dźwigały, a potem obu Grzegorzów wynikało z wariantu oszczędnościowego?
- To zrozumiałe, że musieliśmy trzymać się pewnych ram finansowych. Nie nazwałbym tego jednak wariantem oszczędnościowym. Obaj trenerzy są na początku swojej kariery i oczywiste jest, że motywacja w nich jest wielka, a posiadając uprawnienia do prowadzenia zespołów, mają podstawy merytoryczne, a dodatkowo obaj bogate doświadczenie boiskowe jako zawodnicy, co też jest wartością samą w sobie. Poza tym przykłady Zagłębia Lubin w ubiegłym sezonie czy Miedzi Legnica w tym pokazują, że trener droższy nie jest gwarantem sukcesu.
Był temat Radosława Mroczkowskiego w Arce?
- Tak. Rozmawialiśmy z kilkoma trenerami i między innymi z trenerem Mroczkowskim.
A opcja z Czesławem Michniewiczem?
- Nie.
A trenerzy pokroju Dariusz Kubicki?
- Nie, ma ważny kontrakt z Olimpią Grudziądz.
Dlaczego nie porozumieliście się z trenerem Mroczkowskim? Z tego, co wiem, kością niezgody był dobór sztabu szkoleniowego.
- Właściwie to byliśmy bliscy porozumienia. Na ostatniej prostej wynikł problem, który zadecydował o tym, że trener Mroczkowski nie przyjął naszej oferty. Rzeczywiście poszło o dobór sztabu. Po przypadku z trenerem Dźwigałą nie chciałem więcej popełniać tego samego błędu. Trener Dźwigała ściągnął swoją zaufaną osobę i po porażce obaj odeszli z klubu. A my chcieliśmy i chcemy korzystać z naszych trenerów. Mamy trenerów bramkarzy: Jarosława Krupskiego, Michała Chamerę, odpowiednie osoby od przygotowania fizycznego. Grzegorz Witt, Łukasz Radzimski, ponadto Robert Wilczyński, Darek Ulanowski - osoby od lat związane z Arką. Te osoby kształcą się w swoim fachu od lat i chcemy korzystać z ich wiedzy i zaangażowania.
Koncepcja z Grzegorzem Niciński to wizja na kilka lat, zakładająca awans do ekstraklasy w trzecim roku?
- Oby było to wcześniej, ale rzeczywiście, zarówno dyrektor Klejndinst, jak i trener Niciński i Michał Globisz zgadzają się co do spokojniejszej, ale systematycznej budowy zespołu. W świetle tego, tak, mam nadzieję, że Grzegorz Niciński i Grzegorz Witt to wizja na lata.
Dlaczego akurat wizja na trzy lata?
- Wynika to z wizji budowy drużyny dyrektora i trenera. W zeszłym sezonie, w którym bardzo chcieliśmy awansować, nie dokonaliśmy dużych rewolucji w składzie. Latem doszło kilku zawodników. Utrzymaliśmy trzon z założeniem, że jeśli nie uda się awansować, to z większością piłkarzy będziemy musieli się rozstać. W przypadku porażki sportowej liczyliśmy się z możliwością dużej rewolucji kadrowej i to się niestety stało. Teraz chcemy tego uniknąć i stąd plan trzyletni, choć nie rezygnujemy z wygrywania w tym sezonie ani z ambitnych celów w przyszłym.
Zimą dojdzie do zmian kosmetycznych?
- Prawdopodobnie. Licząc na sztuki - między 1 a 3. Trzy zmiany to maksimum. Czekają nas też rozmowy z piłkarzami, którzy dostali wolną rękę w poszukiwaniu klubów.
Czyli z Pawłem Abbottem, Antonio Calderonem i Grzegorzem Lechem?
- Owszem. Zimą zamierzamy wymienić dwa, trzy ogniwa, kolejne latem. Powolne zmiany. Siłą tej drużyny ma być kolektyw i zgranie. Dużo pracy do wykonania przed dyrektorem i trenerem.
Koniec końców Arka jest dziewiąta po jesieni. Dobre czy złe miejsce?
- Przed sezonem taki wynik byłby dla nas rozczarowaniem. Nawet przy założeniu, że proces budowy drużyny i rewolucji wymagać będzie czasu i zgrania, zakładaliśmy stratę około pięciu punktów do miejsca premiowanego awansem. Sześć, siedem straty odebralibyśmy jako wynik przyzwoity. Większa strata to już rozczarowanie. Patrząc teraz z perspektywy początku sezonu, 9. miejsce nie jest złe. A nawet to miła niespodzianka, bo wygrzebaliśmy się z błota. Marna to pociecha w kontekście przedsezonowych oczekiwań, ale daje promyk nadziei.
Cel na wiosnę?
- Konsolidacja drużyny. Powiem banalnie - gra o zwycięstwo w każdym meczu. Części piłkarzy po sezonie kończą się kontrakty. Od postawy na boisku zależy, czy będą rozmowy o przedłużeniu. Mam nadzieję, że tak. Inaczej wygląda sprawa z młodymi piłkarzami. Oni akurat mają długoletnie kontrakty. Hasło: Dbamy o młodzież wciąż jest aktualne. Zdajemy sobie jednak sprawę, że nie wszystkich uda się zatrzymać. Tu przykład Szwocha czy Rzuchowskiego.
Skąd pomysł na zatrudnienie w roli dyrektora pana Klejndinsta?
- Z decyzją wstrzymywaliśmy się do czasu powrotu pana Michała Globisza. Chcieliśmy skorzystać z jego kontaktów, z tego, że jest dobrym duchem drużyny. I to on podsunął nam kandydaturę Klejndinsta. Pion sportowy odpowiedzialny za budowę jest w komplecie: dyrektor Klejndinst, ciało doradcze i aktywny członek rady nadzorczej, czyli Michał Globisz, trenerzy Niciński i Witt, koordynator młodzieży Wilczyński i pozostali trenerzy, którzy aktywnie uczestniczą w wymianie myśli i w szkoleniu. Z niecierpliwością czekam na pierwsze marcowe mecze. Mam nadzieję, że kibice także będą stęsknieni futbolu i będą z Arką na dobre i na złe już w trakcie zimowych sparingów i podczas wszystkich meczów żółto-niebieskich w rundzie wiosennej. Gramy dla kibiców i zawsze gramy, by wygrać.
Copyright Arka Gdynia |