Aktualności
19.02.2011
Czesław Boguszewicz: My ciągle czekamy na następców. (Dziennik Bałtycki)
Rozmowa z Czesławem Boguszewiczem, trenerem Arki w pucharowych meczach z Beroe Stara Zagora, dziś szefem klubowego skautingu.
Skoro wspominamy, to przypomnę jeszcze, że stało się to po ciężkiej kontuzji oka odniesionej kilka miesięcy wcześniej w trakcie treningu Arki, po której lekarze zabronili mi czynnie uprawiać sport. Najpierw zresztą byłem w Arce asystentem trenera, a sam - kiedy zostałem tym pierwszym - korzystałem najpierw z pomocy Romana Korynta, a później Stanisława Stachury, który po mojej rezygnacji został pierwszym trenerem Arki.
Przejmował Pan drużynę, która była w środku tabeli ekstraklasy i awansowała do ćwierćfinału Pucharu Polski. Właśnie zdobycie PP dawało szanse na debiut w europejskich pucharach.
Piłkarska Europa stanęła przed wami otworem.
Powiedziałbym skromniej - wywalczyliśmy sobie szansę występu w europejskich pucharach, a dokładniej w Pucharze Zdobywców Pucharów. Kiedy odbywało się losowanie pierwszej rundy, my przebywaliśmy na zgrupowaniu w dawnym NRD. Mówiąc szczerze, marzyła nam się gra z renomowanym rywalem z lig zachodnich. Nie było więc euforii, kiedy dotarła do nas informacja, że przyjdzie nam się zmierzyć z bułgarskim zespołem Beroe Stara Zagora. Groźnym, ale - jak uważaliśmy - jednak do pokonania.
Pierwszy mecz odbył się 19 września 1979 roku w Gdyni.
Pamiętam wypełniony po brzegi stadion, podobno dla kilku kolejnych tysięcy kibiców zabrakło na nim miejsca. Bardzo chcieliśmy wygrać i to się ostatecznie udało. Jednak już po ostatnim gwizdku sędziego wiedzieliśmy, że to nasze zwycięstwo 3:2 może w rewanżu nie wystarczyć. Trochę chyba zgubiła nas debiutancka, w europejskich pucharach, trema. Zabrakło też skuteczności w kilku ważnych momentach, bo ten mecz w Gdyni mogliśmy wygrać wyżej. Bramka Wiesława Kwiatkowskiego i dwie Tomasza Korynta ciągle jednak dawały nadzieję, że obronimy tę skromną przewagę w spotkaniu rewanżowym.
Janusz Kupcewicz, wspominając wyjazd na rewanż, powiedział, że już tłumaczka na lotnisku w Bułgarii powiedziała mu, że on i koledzy nie mają szans na zwycięstwo i awans.
Pewnie tak było, a ja przypominam sobie psychologiczną wojenkę przed meczem. Zakwaterowano nas w hotelu, który był w remoncie i bez… bieżącej wody. Kilka godzin trwała dosłownie walka, pomagał nam też polski konsul, aby z kranów popłynęła woda. Z jedzeniem też nas nie rozpieszczano. Posiłki były regularnie spóźnione i… zimne.
Sprawa awansu rozstrzygnęła się jednak na boisku.
Tak, przegraliśmy 0:2, tracąc bramki już w pierwszej połowie. Pozostał sportowy żal, ale i niesmak z sędziowskich decyzji krzywdzących moich piłkarzy. Zresztą nie wytrwaliśmy do końca meczu w komplecie, bo w 70 minucie gry z boiska został usunięty Franek Bochentyn. Awansował zespół Beroe, który w kolejnej pucharowej rundzie zmierzył się, bez powodzenia, z Juventusem Turyn.
Po zdobyciu Pucharu Polski głośno było o potrzebie budowy nowego stadionu w Gdyni. Na Ejsmonda nawet rozpoczęto wtedy pierwsze prace. 32 lata później Gdynia ma ten nowy stadion, a na otwarcie Arka zagra z Beroe.
Można powiedzieć, że historia zatoczyła koło. Oby ta obecna Arka nawiązała do naszych pucharowych tradycji. My ciągle czekamy na następców. Wierzę jednak, że się doczekamy.
Copyright Arka Gdynia |