TA STRONA UŻYWA COOKIE.
Dowiedz się więcej o celu ich używania. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na korzystanie z cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.

chignahuapan
Arka-Facebook Arka-Instagram Arka-Twitter Arka-YouTube Arka-TikTok Arka LinkedIn NO10 Nocny Bieg Świętojański Stowarzyszenie Inicjatywa Arka Betclic


Aktualności

img

19.02.2011

Czesław Boguszewicz: My ciągle czekamy na następców. (Dziennik Bałtycki)

Rozmowa z Czesławem Boguszewiczem, trenerem Arki w pucharowych meczach z Beroe Stara Zagora, dziś szefem klubowego skautingu.

W styczniu 1979 roku został Pan pierwszym trenerem piłkarzy Arki. Jednocześnie najmłodszym szkoleniowcem w ekstraklasie, bo miał Pan zaledwie 28 lat. To swoisty rekord niepobity do dzisiaj. 
 

Skoro wspominamy, to przypomnę jeszcze, że stało się to po ciężkiej kontuzji oka odniesionej kilka miesięcy wcześniej w trakcie treningu Arki, po której lekarze zabronili mi czynnie uprawiać sport. Najpierw zresztą byłem w Arce asystentem trenera, a sam - kiedy zostałem tym pierwszym - korzystałem najpierw z pomocy Romana Korynta, a później Stanisława Stachury, który po mojej rezygnacji został pierwszym trenerem Arki. 

 

Przejmował Pan drużynę, która była w środku tabeli ekstraklasy i awansowała do ćwierćfinału Pucharu Polski. Właśnie zdobycie PP dawało szanse na debiut w europejskich pucharach.

 

Pomijając sportowe ambicje, to najważniejsze było to, że mieliśmy naprawdę bardzo dobry zespół, piłkarsko zbilansowany, z bardzo dobrymi zawodnikami w każdej linii. Do tego była to grupa doskonale się rozumiejąca, w której panowała rodzinna atmosfera. W Pucharze Polski kibice najbardziej pamiętają oczywiście nasze finałowe zwycięstwo 2:1 nad Wisłą Kraków. Najpierw jednak w ćwierćfinale po dramatycznym meczu kończonym rzutami karnymi - które skutecznie bronił Andrzej Czyżniewski - pokonaliśmy Lecha Poznań, a w półfinale ograliśmy 3:0 Szombierki Bytom. 9 maja 1979 roku w Lublinie, gdzie rozegrano mecz finałowy Arka - Wisła, towarzyszyło nam tysiące gdyńskich kibiców. Po bramkach Janusza Kupcewicza i Tadeusza Krystyniaka to my cieszyliśmy się ze zdobycia Pucharu Polski. Cieszyliśmy się to mało powiedziane, my wręcz szaleliśmy ze wzruszenia i radości.  
 

Piłkarska Europa stanęła przed wami otworem. 

Powiedziałbym skromniej - wywalczyliśmy sobie szansę występu w europejskich pucharach, a dokładniej w Pucharze Zdobywców Pucharów. Kiedy odbywało się losowanie pierwszej rundy, my przebywaliśmy na zgrupowaniu w dawnym NRD. Mówiąc szczerze, marzyła nam się gra z renomowanym rywalem z lig zachodnich. Nie było więc euforii, kiedy dotarła do nas informacja, że przyjdzie nam się zmierzyć z bułgarskim zespołem Beroe Stara Zagora. Groźnym, ale - jak uważaliśmy - jednak do pokonania. 

 

Pierwszy mecz odbył się 19 września 1979 roku w Gdyni. 

Pamiętam wypełniony po brzegi stadion, podobno dla kilku kolejnych tysięcy kibiców zabrakło na nim miejsca. Bardzo chcieliśmy wygrać i to się ostatecznie udało. Jednak już po ostatnim gwizdku sędziego wiedzieliśmy, że to nasze zwycięstwo 3:2 może w rewanżu nie wystarczyć. Trochę chyba zgubiła nas debiutancka, w europejskich pucharach, trema. Zabrakło też skuteczności w kilku ważnych momentach, bo ten mecz w Gdyni mogliśmy wygrać wyżej. Bramka Wiesława Kwiatkowskiego i dwie Tomasza Korynta ciągle jednak dawały nadzieję, że obronimy tę skromną przewagę w spotkaniu rewanżowym. 

Janusz Kupcewicz, wspominając wyjazd na rewanż, powiedział, że już tłumaczka na lotnisku w Bułgarii powiedziała mu, że on i koledzy nie mają szans na zwycięstwo i awans. 

Pewnie tak było, a ja przypominam sobie psychologiczną wojenkę przed meczem. Zakwaterowano nas w hotelu, który był w remoncie i bez… bieżącej wody. Kilka godzin trwała dosłownie walka, pomagał nam też polski konsul, aby z kranów popłynęła woda. Z jedzeniem też nas nie rozpieszczano. Posiłki były regularnie spóźnione i… zimne. 

 

 Sprawa awansu rozstrzygnęła się jednak na boisku. 

Tak, przegraliśmy 0:2, tracąc bramki już w pierwszej połowie. Pozostał sportowy żal, ale i niesmak z sędziowskich decyzji krzywdzących moich piłkarzy. Zresztą nie wytrwaliśmy do końca meczu w komplecie, bo w 70 minucie gry z boiska został usunięty Franek Bochentyn. Awansował zespół Beroe, który w kolejnej pucharowej rundzie zmierzył się, bez powodzenia, z Juventusem Turyn. 

Po zdobyciu Pucharu Polski głośno było o potrzebie budowy nowego stadionu w Gdyni. Na Ejsmonda nawet rozpoczęto wtedy pierwsze prace. 32 lata później Gdynia ma ten nowy stadion, a na otwarcie Arka zagra z Beroe. 

 

Można powiedzieć, że historia zatoczyła koło. Oby ta obecna Arka nawiązała do naszych pucharowych tradycji. My ciągle czekamy na następców. Wierzę jednak, że się doczekamy. 

 
Rozmawiał Janusz Woźniak 







Poprzedni Następny

 

 

 

 

 

 

SPONSORZY MŁODEJ ARKI

 

 

     

 

 

 

 

 

 

PARTNERZY MEDIALNI

 

 

Arka Gdynia Copyright Arka Gdynia