Aktualności
20.08.2012
Oceny piłkarzy Arki Gdynia po meczu z Bogdanką Łęczna
Dwie asysty Mateusza Szwocha i fenomenalna bramka Marcusa da Silvy były ozdobą wygranego meczu 3. kolejki I ligi między Arką a Bogdanką Łęczna. Który piłkarz gospodarzy zasłużył najbardziej na pochwały?
Maciej Szlaga. Przed przerwą niemal bezrobotny. Niemal, bo w upale i nudnym oglądaniu niemocy swoich kolegów sam postanowił umilić sobie niedzielne popołudnie i o mały włos nie wyleciał z boiska (w 13 min. przy wznawianiu gry wypadła mu piłka z rąk i musiał ratować się ryzykowną interwencją poza polem karnym).
Julien Tadrowski. Broni przyzwoicie, atakuje nienajgorzej, ale dośrodkowuje fatalnie. Do momentu gdy otrzymał żółtą kartkę był jednym z najaktywniejszych piłkarzy na boisku. Później zgasł.
Krzysztof Sobieraj. Dyspozycje kolegom wyznacza takim tonem i taką głośno, że strach mu odmawiać, a podczas meczu słychać go pewnie na Oksywiu.
Bartosz Brodziński. W pierwszej połowie na pamięć wkuł sobie numer jedynego napastnika gości Macieja Ropiejki, bo ten uciekał mu bezlitośnie. Młody obrońca Arki grał niepewnie, zbyt wolno podejmował decyzje. Po przerwie się poprawił, ale i pracy miał mniej.
Marcin Dettlaff. Stylem, ale i niestety poziomem gry przypomina nieco byłego defensora Arki Roberta Bednarka. Zbyt często patrzy pod nogi i na piłkę, przez co nie widzi co dzieje się wokół niego. I choć stara się być nowoczesnym obrońcą i gdy tylko może biegnie pomóc kolegom w ofensywie, to do wciąż wiele nauki przed nim.
Damian Krajanowski. Przed przerwą niemal non stop pod grą, bo 9 na 10 akcji Arka przeprowadzała właśnie prawą stroną boiska. Często brakowało mu porozumienia z wybiegającym mu zza pleców Tadrowskim. Dziura po Jakubie Kowalskim jest wciąż odczuwalna.
Tomasz Jarzębowski. Generał Arki tym razem nie zawiódł, choć do optymalnej formy wciąż mu daleko. Starał się naprawiać błędy kolegów, a tych nie brakowało - szczególnie w pierwszej połowie. Dzięki jego spokojowi na grze do przodu z czystym sumieniem może skupić się grający przed nim Szwoch.
Radosław Pruchnik. W 20. min sprawiał wrażenie, jakby to była 120 min. meczu. Później doszedł do siebie, walczył, szarpał. Kilka razy podawał nawet do przodu. Udany występ ozdobił pół-bramką, bo ostatecznie pierwszego gola przypisano obrońcy Bogdanki Marcinowi Kalkowskiemu..
Piotr Tomasik. Przed przerwą dał się zauważyć zaledwie dwa razy. Po raz pierwszy, gdy wymuszał (był faulowany?) rzut karny i dostał żółtą kartkę. Drugi raz rzucił się w oczy, gdy fatalnie dośrodkował z rzutu rożnego. Na drugą połowę już nie wyszedł. I słusznie.
Mateusz Szwoch. Ambitny, aktywny, utalentowany, ale gra, jakby I liga go onieśmielała. Gdyby pewien "złoty parabank" zainwestował w niego część kapitału, kilku nieszczęśników byłoby dziś nieco spokojniejszych. Z drugiej strony, z tą nieśmiałością zaliczył dwie asysty i został bohaterem meczu...
Maciej Górski. Bardzo udany występ. Choć bramki nie zdobył, w ofensywie był pożyteczny, skupiał na sobie uwagę obrońców, zamęczał rywali, momentami walczył w ręcz.
Marcin Radzewicz. Udana zmiana doświadczonego skrzydłowego. Po tym co pokazał wydaje się, że na ławce się marnuje i męczy. Z drugiej strony, dzięki temu ławka Arki jest niezwykle mocna (oprócz Radzewicza w meczu z Bogdanką siedzieli na niej Szromnik, Peres, da Silva, Rzuchowski, Nwaogu i Formella).
Marcus da Silva. Dżoker w talii Nemeca znów dał o sobie znać. W pierwszym meczu z Wartą strzelił gola kilkadziesiąt sekund po wejściu na boisko, teraz potrzebował 7 minut. A bramka? Palce lizać. Zagranie niemal jak z gry komputerowej.
Charles Nwaogu grał zbyt krótko, by go ocenić.
Copyright Arka Gdynia |