Aktualności

12.03.2007
Czołówka odpływa Wiśle na siedem punktów (Gazeta Wyborcza)
Wisła Kraków - Arka Gdynia 2:2. Krakowianie prowadzili już 2:0, mieli kolejne okazje, a goście zdobyli wyrównującego gola w 87. minucie. Przez stratę punktów wicemistrzowie Polski spadli na piąte miejsce.
Nawet gol - kandydat na najładniejszą bramkę rundy Radosława Sobolewskiego z 37. min nie zapewnił wiślakom trzech punktów. Ale krakowianie sami sobie winni. Prowadząc 2:0, byli zbyt pewni siebie. Co więcej, nawet gdy zrobiło się już niebezpieczne 2:1, nie wzięli się do roboty tak zdecydowanie, jak w ostatnich sekundach meczu, gdy było już 2:2. Kopnięcie z lewej nogi Damiana Nawrocika przy biernej postawie Emiliana Dolhy zepsuło wiślackie nastroje. - Przespaliśmy drugą połowę. Wyszliśmy na nią zbyt pewni siebie i to się zemściło - skwitował Paweł Brożek.
Początek meczu był tak piorunujący, że gdyby nie kiepska sceneria (pusta, bo nieoddana trybuna północna i w wyniku kary nałożonej przez Ekstraklasę opustoszały sektor C), można by pomyśleć, że toczy się mecz drużyn z górnej połówki tabeli Premier League. W początkowych 80 sekundach Arka zmarnowała dwie dobre okazje. Najpierw po błędach Adama Kokoszki (nieczysto trafił w piłkę) i Marcina Baszczyńskiego (przy wybijaniu trafił piłką rywala) Radosław Wróblewski stanął sam przed Dolhą. Strzelił jednak niezbyt mocno i rumuński bramkarz tygrysim skokiem zdołał obronić. Za moment Bartosz Ława nawinął "Baszcza", jednak z dosyć ostrego kąta nie potrafił pokonać Dolhy.
"Biała Gwiazda" 15 sekund później odwdzięczyła się strzeleniem gola. Piękne podanie Pawła Brożka otworzyło drogę do bramki Jeanowi Pauliście, który wypalił z woleja w lewy róg. Bramkarz Norbert Witkowski mógł tylko rzucić się w kierunku piłki, ale nie miał szans jej sięgnąć.
Arka ani myślała się cofnąć i mecz był długo wyrównany. Ekipę trenera Wojciecha Stawowego nie zniechęciła nawet strata drugiego gola. Wiślacy rozegrali wówczas akcję po obwodzie. Zainicjował ją na lewej stronie Maciej Stolarczyk, a Paulista wycofał do Jacoba Burnsa, który zauważył rozpędzonego Radosława Sobolewskiego. "Sobol" z 22 m wypalił na bramkę - piłka odbiła się od poprzeczki i wpadła do siatki. Gol kolejki!
Jak błyskawicznie piłkarz może trafić z raju do piekła najlepiej przekonał się w sobotę właśnie Sobolewski. Najpierw w geście triumfu po zdobytym golu kciukami pokazywał kibicom wypisane na plecach swe nazwisko. Niecałe dwie godziny później - wściekły z powodu zmarnowanej okazji (miast strzelać próbował wymusić karnego) i straty punktów - z twarzą ukrytą w kapturze przemknął do samochodu. Lico miał blade jak gra Wisły w drugiej połowie.
Trzeba przyznać, że trener Stawowy znalazł dobry sposób na wiślaków. W przerwie pobudził piłkarzy do jeszcze agresywniejszej gry. Posłuchali. Batalię o panowanie na środku boiska z Wróblewskim, Olgierdem Moskalewiczem czy Tomaszem Mazurkiewiczem przegrali twardziele pokroju Sobolewskiego i Burnsa. Gdy po przerwie gra się Wiśle rozsypywała, Mauro Cantoro mógł tylko bezsilnie przyglądać się wydarzeniom z ławki. Trener Adam Nawałka postanowił go nie wpuszczać, nie wykorzystał też limitu zmian.
- W środkowej strefie Arka miała przewagę liczebną, więc nie mogłem wpuścić Maura, który jest bardziej ofensywnym piłkarzem niż Radek Sobolewski czy Jacob Burns. Moim zdaniem Mauro nie pomógłby nam w tej sytuacji - mówił Nawałka.
Efekt były taki, że przez długie fragmenty gry Wisła była bezradna. Gdyby nie indywidualne szarpnięcia wzdłuż linii Konrada Gołosia, który dwa razy idealnie obsłużył Marka Zieńczuka, nie miałaby po przerwie groźnych ataków. Zresztą obie okazje Zieńczuk totalnie zmarnował. Natomiast Gołoś miał najlepszą okazję do zdobycia piłki meczowej (jeszcze przy stanie 2:0). Po wrzutce z rzutu wolnego miast technicznie w róg "Goły" uderzył na siłę w środę bramki i Witkowski instynktownie obronił.
To się szybko zemściło. Ława prostopadle zagrał do ofensywnie grającego obrońcy Tomasza Sokołowskiego, a ten idealnie zacentrował na głowę Moskalewicza. "Olo" , wyrzucony z Wisły ponad pięć lat temu, mógł się wreszcie zrewanżować i trafił do pustej bramki (Dolha wyszedł do dośrodkowania, by stanąć na piątym metrze). W tej akcji nie popisał się też Kokoszka, który krył "na radar" napastnika Arki.
Jeszcze większa konsternacja na trybunach zapanowała na trzy minuty przed końcowym gwizdkiem. Krzysztof Przytuła dalekim podaniem obsłużył Wróblewskiego, ten oddał do Nawrocika, który z 25 m lekkim strzałem wyrównał. Dolha stał jak wryty. - Nie mam nic na usprawiedliwienie. Po prostu nie widziałem piłki. Zrobiłem ruch w lewo, a ona poleciała w przeciwnym kierunku - rozkładał ręce "Emma".
W końcówce meczu buchały emocje. Impulsywnie reagujący na pracę arbitra trener Stawowy został wyrzucony do szatni. Grubo wcześniej doszło do kuriozalnej sytuacji, bo żółtą kartką za niesportowe zachowanie został ukarany rozgrzewający się poza boiskiem napastnik Wisły Tomasz Dawidowski.
Wisła Kraków 2 (2)
Paulista (2. z podania Pawła Brożka), Sobolewski (37. z podania Burnsa)
Arka 2 (0)
Moskalewicz (62. głową z podania Sokołowskiego), Ława (87. z podania Wróblewskiego).
Wisła: Dolha - Baszczyński, Dudka, Kokoszka, Stolarczyk Ż - Gołoś (78. Chiacu), Burns, Sobolewski Ż, Zieńczuk - Paweł Brożek (66. Penksa), Paulista Ż.
Arka: Witkowski - Kowalski Ż, Weinar, Przytuła Ż, Sokołowski - Ława, Mazurkiewicz, Moskalewicz - Nawrocik (26. Wachowicz), Dziedzic (66. Niciński), Wróblewski Ż.
Sędziował Tomasz Mikulski z Lublina. Widzów: 9,5 tys.
Michał Białoński
Zdaniem trenerów
Wojciech Stawowy
Arka
Jeśli na stadionie Wisły ktoś doprowadzi od stanu 0:2 do remisu, to znaczy bez wątpienia, że ten zespół potrafi grać w piłkę. Staraliśmy się cały czas grać otwarcie, choć mecz nam się nie układał, zamiast wykorzystać którąś z okazji w pierwszej minucie, sami straciliśmy gola. Nie udało mi się wcześniej wpłynąć na piłkarzy, żeby dobrze weszli w mecz, więc musiałem to zrobić w przerwie.
Adam Nawałka
Wisła
Moi zawodnicy za szybko uwierzyli, że zwycięstwo mają już w kieszeni. Przy naszym prowadzeniu 2:0 zabrakło postawienia kropki nad "i" w postaci strzelenia trzeciego gola. Arka grała twardo, agresywnie, przez co nie mogliśmy przejąć kontroli nad środkową strefą. Mieliśmy tam za dużo strat. Nie składamy broni. Nadal walczymy o mistrzostwo Polski. Po wysokiej wygranej w Zabrzu najwyraźniej przyszło rozluźnienie. Mam nadzieję, że teraz cały zespół na najbliższych treningach włoży jeszcze więcej pracy.
not. mb
Powiedzieli po meczu
Bartosz Ława
napastnik Arki
Mecz ułożył się dla Wisły bardzo szczęśliwie, bo to przecież my już w pierwszej minucie mogliśmy spokojnie prowadzić jak nie dwiema, to chociaż jedną bramką. Pierwszego gola straciliśmy po naszym błędzie, drugi to piękny strzał "Sobola", co ustawiło całe spotkanie. Na drugą połowę wyszliśmy bardzo zdeterminowani, żeby udowodnić, że nie jesteśmy chłopcem do bicia i byliśmy dla Wisły równorzędnym partnerem, a momentami nawet lepszym. Gdyby mecz trwał jeszcze kilka minut, mielibyśmy szansę na zwycięstwo.
Maciej Stolarczyk
obrońca Wisły
Po tym meczu zapali się u nas czerwone światło, że nie możemy tak frajersko tracić punktów. Musimy teraz przeanalizować to spotkanie na spokojnie i wyciągnąć wnioski. Liczą się piłki w siatce, a w tym akurat był remis. Gościom dopisało też szczęście, szczególnie przy tym strzale Bartka Ławy, wydaje mi się, że Emilian był zasłonięty. Może cofnęliśmy się za głęboko, ale nie ma co gdybać. Szkoda, że nie umieliśmy się uczyć na błędach innych i - podobnie jak w piątek Legia - byliśmy zbyt pewni zwycięstwa.
Konrad Gołoś
pomocnik Wisły
Po rzucie wolnym Marka Zieńczuka miałem dobrą sytuację. Dobrze przyjąłem piłkę i chciałem jak najszybciej strzelić, nie patrząc na bramkę. Mam do siebie pretensję, bo powinienem był to wykorzystać. Ogólnie uważam, że jako zespół graliśmy nieźle, mieliśmy ułożony mecz. Przykro mi, że tak się stało, bo powinniśmy wygrać. Gramy dalej, mamy przed sobą jeszcze tyle kolejek, że spokojnie możemy wszystkich przegonić i zostać mistrzem. Liga jest wyrównana, każdy może stracić punkty.
not. ks, pj
Nawet gol - kandydat na najładniejszą bramkę rundy Radosława Sobolewskiego z 37. min nie zapewnił wiślakom trzech punktów. Ale krakowianie sami sobie winni. Prowadząc 2:0, byli zbyt pewni siebie. Co więcej, nawet gdy zrobiło się już niebezpieczne 2:1, nie wzięli się do roboty tak zdecydowanie, jak w ostatnich sekundach meczu, gdy było już 2:2. Kopnięcie z lewej nogi Damiana Nawrocika przy biernej postawie Emiliana Dolhy zepsuło wiślackie nastroje. - Przespaliśmy drugą połowę. Wyszliśmy na nią zbyt pewni siebie i to się zemściło - skwitował Paweł Brożek.
Początek meczu był tak piorunujący, że gdyby nie kiepska sceneria (pusta, bo nieoddana trybuna północna i w wyniku kary nałożonej przez Ekstraklasę opustoszały sektor C), można by pomyśleć, że toczy się mecz drużyn z górnej połówki tabeli Premier League. W początkowych 80 sekundach Arka zmarnowała dwie dobre okazje. Najpierw po błędach Adama Kokoszki (nieczysto trafił w piłkę) i Marcina Baszczyńskiego (przy wybijaniu trafił piłką rywala) Radosław Wróblewski stanął sam przed Dolhą. Strzelił jednak niezbyt mocno i rumuński bramkarz tygrysim skokiem zdołał obronić. Za moment Bartosz Ława nawinął "Baszcza", jednak z dosyć ostrego kąta nie potrafił pokonać Dolhy.
"Biała Gwiazda" 15 sekund później odwdzięczyła się strzeleniem gola. Piękne podanie Pawła Brożka otworzyło drogę do bramki Jeanowi Pauliście, który wypalił z woleja w lewy róg. Bramkarz Norbert Witkowski mógł tylko rzucić się w kierunku piłki, ale nie miał szans jej sięgnąć.
Arka ani myślała się cofnąć i mecz był długo wyrównany. Ekipę trenera Wojciecha Stawowego nie zniechęciła nawet strata drugiego gola. Wiślacy rozegrali wówczas akcję po obwodzie. Zainicjował ją na lewej stronie Maciej Stolarczyk, a Paulista wycofał do Jacoba Burnsa, który zauważył rozpędzonego Radosława Sobolewskiego. "Sobol" z 22 m wypalił na bramkę - piłka odbiła się od poprzeczki i wpadła do siatki. Gol kolejki!
Jak błyskawicznie piłkarz może trafić z raju do piekła najlepiej przekonał się w sobotę właśnie Sobolewski. Najpierw w geście triumfu po zdobytym golu kciukami pokazywał kibicom wypisane na plecach swe nazwisko. Niecałe dwie godziny później - wściekły z powodu zmarnowanej okazji (miast strzelać próbował wymusić karnego) i straty punktów - z twarzą ukrytą w kapturze przemknął do samochodu. Lico miał blade jak gra Wisły w drugiej połowie.
Trzeba przyznać, że trener Stawowy znalazł dobry sposób na wiślaków. W przerwie pobudził piłkarzy do jeszcze agresywniejszej gry. Posłuchali. Batalię o panowanie na środku boiska z Wróblewskim, Olgierdem Moskalewiczem czy Tomaszem Mazurkiewiczem przegrali twardziele pokroju Sobolewskiego i Burnsa. Gdy po przerwie gra się Wiśle rozsypywała, Mauro Cantoro mógł tylko bezsilnie przyglądać się wydarzeniom z ławki. Trener Adam Nawałka postanowił go nie wpuszczać, nie wykorzystał też limitu zmian.
- W środkowej strefie Arka miała przewagę liczebną, więc nie mogłem wpuścić Maura, który jest bardziej ofensywnym piłkarzem niż Radek Sobolewski czy Jacob Burns. Moim zdaniem Mauro nie pomógłby nam w tej sytuacji - mówił Nawałka.
Efekt były taki, że przez długie fragmenty gry Wisła była bezradna. Gdyby nie indywidualne szarpnięcia wzdłuż linii Konrada Gołosia, który dwa razy idealnie obsłużył Marka Zieńczuka, nie miałaby po przerwie groźnych ataków. Zresztą obie okazje Zieńczuk totalnie zmarnował. Natomiast Gołoś miał najlepszą okazję do zdobycia piłki meczowej (jeszcze przy stanie 2:0). Po wrzutce z rzutu wolnego miast technicznie w róg "Goły" uderzył na siłę w środę bramki i Witkowski instynktownie obronił.
To się szybko zemściło. Ława prostopadle zagrał do ofensywnie grającego obrońcy Tomasza Sokołowskiego, a ten idealnie zacentrował na głowę Moskalewicza. "Olo" , wyrzucony z Wisły ponad pięć lat temu, mógł się wreszcie zrewanżować i trafił do pustej bramki (Dolha wyszedł do dośrodkowania, by stanąć na piątym metrze). W tej akcji nie popisał się też Kokoszka, który krył "na radar" napastnika Arki.
Jeszcze większa konsternacja na trybunach zapanowała na trzy minuty przed końcowym gwizdkiem. Krzysztof Przytuła dalekim podaniem obsłużył Wróblewskiego, ten oddał do Nawrocika, który z 25 m lekkim strzałem wyrównał. Dolha stał jak wryty. - Nie mam nic na usprawiedliwienie. Po prostu nie widziałem piłki. Zrobiłem ruch w lewo, a ona poleciała w przeciwnym kierunku - rozkładał ręce "Emma".
W końcówce meczu buchały emocje. Impulsywnie reagujący na pracę arbitra trener Stawowy został wyrzucony do szatni. Grubo wcześniej doszło do kuriozalnej sytuacji, bo żółtą kartką za niesportowe zachowanie został ukarany rozgrzewający się poza boiskiem napastnik Wisły Tomasz Dawidowski.
Wisła Kraków 2 (2)
Paulista (2. z podania Pawła Brożka), Sobolewski (37. z podania Burnsa)
Arka 2 (0)
Moskalewicz (62. głową z podania Sokołowskiego), Ława (87. z podania Wróblewskiego).
Wisła: Dolha - Baszczyński, Dudka, Kokoszka, Stolarczyk Ż - Gołoś (78. Chiacu), Burns, Sobolewski Ż, Zieńczuk - Paweł Brożek (66. Penksa), Paulista Ż.
Arka: Witkowski - Kowalski Ż, Weinar, Przytuła Ż, Sokołowski - Ława, Mazurkiewicz, Moskalewicz - Nawrocik (26. Wachowicz), Dziedzic (66. Niciński), Wróblewski Ż.
Sędziował Tomasz Mikulski z Lublina. Widzów: 9,5 tys.
Michał Białoński
Zdaniem trenerów
Wojciech Stawowy
Arka
Jeśli na stadionie Wisły ktoś doprowadzi od stanu 0:2 do remisu, to znaczy bez wątpienia, że ten zespół potrafi grać w piłkę. Staraliśmy się cały czas grać otwarcie, choć mecz nam się nie układał, zamiast wykorzystać którąś z okazji w pierwszej minucie, sami straciliśmy gola. Nie udało mi się wcześniej wpłynąć na piłkarzy, żeby dobrze weszli w mecz, więc musiałem to zrobić w przerwie.
Adam Nawałka
Wisła
Moi zawodnicy za szybko uwierzyli, że zwycięstwo mają już w kieszeni. Przy naszym prowadzeniu 2:0 zabrakło postawienia kropki nad "i" w postaci strzelenia trzeciego gola. Arka grała twardo, agresywnie, przez co nie mogliśmy przejąć kontroli nad środkową strefą. Mieliśmy tam za dużo strat. Nie składamy broni. Nadal walczymy o mistrzostwo Polski. Po wysokiej wygranej w Zabrzu najwyraźniej przyszło rozluźnienie. Mam nadzieję, że teraz cały zespół na najbliższych treningach włoży jeszcze więcej pracy.
not. mb
Powiedzieli po meczu
Bartosz Ława
napastnik Arki
Mecz ułożył się dla Wisły bardzo szczęśliwie, bo to przecież my już w pierwszej minucie mogliśmy spokojnie prowadzić jak nie dwiema, to chociaż jedną bramką. Pierwszego gola straciliśmy po naszym błędzie, drugi to piękny strzał "Sobola", co ustawiło całe spotkanie. Na drugą połowę wyszliśmy bardzo zdeterminowani, żeby udowodnić, że nie jesteśmy chłopcem do bicia i byliśmy dla Wisły równorzędnym partnerem, a momentami nawet lepszym. Gdyby mecz trwał jeszcze kilka minut, mielibyśmy szansę na zwycięstwo.
Maciej Stolarczyk
obrońca Wisły
Po tym meczu zapali się u nas czerwone światło, że nie możemy tak frajersko tracić punktów. Musimy teraz przeanalizować to spotkanie na spokojnie i wyciągnąć wnioski. Liczą się piłki w siatce, a w tym akurat był remis. Gościom dopisało też szczęście, szczególnie przy tym strzale Bartka Ławy, wydaje mi się, że Emilian był zasłonięty. Może cofnęliśmy się za głęboko, ale nie ma co gdybać. Szkoda, że nie umieliśmy się uczyć na błędach innych i - podobnie jak w piątek Legia - byliśmy zbyt pewni zwycięstwa.
Konrad Gołoś
pomocnik Wisły
Po rzucie wolnym Marka Zieńczuka miałem dobrą sytuację. Dobrze przyjąłem piłkę i chciałem jak najszybciej strzelić, nie patrząc na bramkę. Mam do siebie pretensję, bo powinienem był to wykorzystać. Ogólnie uważam, że jako zespół graliśmy nieźle, mieliśmy ułożony mecz. Przykro mi, że tak się stało, bo powinniśmy wygrać. Gramy dalej, mamy przed sobą jeszcze tyle kolejek, że spokojnie możemy wszystkich przegonić i zostać mistrzem. Liga jest wyrównana, każdy może stracić punkty.
not. ks, pj
|