Aktualności
24.05.2011
Z obozu rywala: Legia Warszawa
Miał być triumfalny marsz po mistrzostwo, a była nieustanna walka o ratowanie sezonu przed kompromitacją. Miało być pokazanie Polsce piłkarskiej jakości, jakiej w tym kraju jeszcze nie widziano, a był przykład wyrzucenia wielkich pieniędzy w błoto. Mimo pasma niepowodzeń, kończące się rozgrywki nie będą do końca zapisane przez Legię Warszawa na straty.
Gdy jesienią Ekstraklasa inaugurowała sezon, w Warszawie otwierano nowy stadion przy Łazienkowskiej. Legia tocząc wyrównany i widowiskowy bój z Arsenalem Londyn chciała dać sygnał, że od tego roku rusza w pościg za Europą. Tymczasem już pierwsze kolejki pokazały, że jedyne, co będą gonić podopieczni Macieja Skorży, to czołówka naszej ligi. Wielkie pieniądze wydane na piłkarzy, którzy mieli być niekwestionowanymi gwiazdami Ekstraklasy, stały przestrogą dla innych, że nie jest sztuką samo ich wydanie, lecz wydanie z głową, a tego w Warszawie z pewnością zabrakło.
Zimą stało się jasne, że walkę o mistrzostwo kraju trzeba będzie raczej odłożyć na następny sezon, więc za cel numer jeden przyjęto walkę o awans o prawo gry w Lidze Europejskiej, najlepiej przez Puchar Polski. Pomimo fatalnej postawy w lidze, pucharowa rywalizacja była dla legionistów nadzwyczaj pomyślna i po dramatycznej walce w bydgoskim finale trofeum powędrowało do stolicy. Ten sukces korzystnie wpłynął na kolejne mecze, w których wyraźnie było widać , jak paraliżującą presję zastąpiła luz i swoboda, co od razu przełożyło się lepszą jakość gry. Kilka dni po sukcesie w Bydgoszczy, Legia nie pozostawiła złudzeń Koronie Kielce, którą pewnie pokonała 3:1. Z dwóch wyjazdów, które nastąpiły później udało się przywieźć „zaledwie” dwa remisy, ale postawa Legii mogła się podobać. Najpierw bardzo pechowy podział punktów przytrafił im się na gorącym terenie w Zabrze, gdzie Górnik wydarł gościom zwycięstwie dosłownie w ostatniej sekundzie meczu. W Białymstoku bliższa sukcesu była Jagiellonia, ale nie dała rady skutecznie broniącej się w dziewiątkę (!) ekipie „Wojskowych”.
Kilka dni temu zespół Skorży znów przypomniał sobie, jak się zwycięża, a jego ofiarą okazał się świeżo upieczony Mistrz Polski, Wisła Kraków. Oczywiście trudno realnie ocenić na ile ta wygrana była odzwierciedleniem wyższości Legii nad Białą Gwiazdą, bo krakowianie przyjechali na ten mecz świeżo po przypieczętowaniu swojego triumfu w całych rozgrywkach i dla nich ten sezon w pewnym sensie już się skończył. Nie zmienia to jednak postaci rzeczy, że Legia słabość rywala bezwzględnie wykorzystała i wciąż głośno mówi o sięgnięciu po srebrne medale.
Po zdobyciu Pucharu Polski, zagadką pozostawała kwestia utrzymania posady przez Macieja Skorżę na następny sezon. Szybko jednak stało się jasne, że jedenaście ligowych porażek okazało się pigułką nie do przełknięcia dla ambitnych włodarzy stołecznego klubu i wkrótce rozpoczęły się intensywne rozmowy z potencjalnymi kandydatami na stanowisko trenera Legii. Dziś jest już niemal pewne, że schedę po Skorży obejmie selekcjoner reprezentacji Słowacji, prawdziwej rewelacji ubiegłorocznego mundialu, Vladimir Weiss. Czy w tej sytuacji Skorża i jego zespół będzie w stanie skupić się całkowicie na pracy i należycie przygotować się do ostatnich dwóch meczów tego sezonu?
Nie ulega wątpliwości, że wciąż aktualny szkoleniowiec zespołu z Łazienkowskiej wolałby opuszczać stolicę w roli trenera, który nie tylko sięgnął po krajowy puchar, ale także po wicemistrzostwo Polski. Z pewnością inaczej cały swój sezon ocenią także sami piłkarze Legii, którzy przez ostatni rok wysłuchiwali głównie słowa ostrej krytyki, a wciąż mogą sięgnąć po medale. W Gdyni mamy nadzieję, że górę weźmie determinacja zawodników Arki.
Legia nad morze nie pojawi się w najsilniejszym składzie. Za kartki pauzować będzie musiał chyba najlepszy ostatnio obrońca tej drużyny, Jakub Wawrzyniak. Na pocieszenie dla Skorży do kadry powróci inny mocny punkt defensywy Ivica Vrdoljak, jedyny trafiony transfer Legii w ubiegłorocznym oknie. Oprócz Serba, po przymusowej pauzie do drużyny powraca także Ariel Borysiuk. Oprócz Wawrzyniaka, w Gdyni nie zobaczymy również kontuzjowanych Chinyamy i Astiza, a ponadto pod dużym znakiem zapytania stoi występ ocierającego się o reprezentację Czech Michala Hubnika. Na urazy narzekają również Mezenga i Szałachowski i trudno na tą chwilę ocenić, czy Skorża zaryzykuje ich zdrowiem w meczu przy Olimpijskiej. Trener Legii może oszczędzić swoich zawodników, bo przecież w swojej kadrze ma innych ostatnio świetnie dysponowanych piłkarzy. Miroslav Radović i Manu stanowią chyba najszybsze boki drugiej linii w całej Ekstraklasie i tej wiosny odpierają wszelką wcześniejszą krytykę pod swoim adresem. Maciej Szmatiuk i spółka będą musieli ponadto znaleźć sposób na zatrzymanie tego, który przychodząc z Młodej Ekstraklasy przyćmił drogo opłacanych kolegów z zespołu, czyli Michała Kucharczyka.
Nie sposób dziś przewidzieć, na ile determinacja gdynian będzie w stanie przełamać doświadczenie i wciąż niemałą piłkarską klasę Legii Warszawa. Wszystko to sprawia, że środowy mecz zapowiada się nadzwyczaj pasjonująco i chyba nikogo w Gdyni na niego nie trzeba specjalnie zapraszać.
Arkadiusz Skubek
Copyright Arka Gdynia |