Aktualności
05.04.2011
Frantiszek Straka: A Hiddink tu pracował? (Interia.pl)
- Arka utrzyma się w Ekstraklasie, macie moje słowo. Osobiście już o to zadbam - mówi w wywiadzie dla INTERIA.PL Frantiszek Straka, nowy szkoleniowiec gdynian po remisie z Widzewem 0-0.
INTERIA.PL: Jest pan z zespołem zaledwie od kilku dni, bo od minionej środy i ma pan za sobą jedno spotkanie ligowe. Zdiagnozował pan główny problem Arki? Co w pierwszej kolejności trzeba zmienić?
Frantiszek Straka: Pierwsza do poprawy, i to w trybie natychmiastowym, jest mentalność. Mam niezłych piłkarzy w drużynie, to dobre chłopaki, ale brakuje im pewności siebie. Jak wychodzą na boisko, to nie ufają sobie wzajemnie, tracą wiarę w końcowy sukces. Pomogę im się odbudować, to mój cel. Zawodnicy mnie rozumieją, wiedzą o co chodzi, więc wierzę, że to się uda.
Piłkarze nie wierzą we własne umiejętności?
Jeśli przeanalizujemy ostatnie wyniki Arki, to taki wniosek nasuwa się sam. Ci ludzie nie wygrali od ośmiu spotkań, zdobyli cztery punkty na 24 możliwe, więc to zrozumiałe, że nie chodzą z głowami w chmurach. Przed sobotnim meczem z Widzewem zależało mi przede wszystkim na tym, żeby znowu nie przegrać, żeby zespół zaczął powoli odzyskiwać pewność siebie. Remis, który osiągnęliśmy w Łodzi, to coś więcej, niż tylko jeden punkt. Zrobiliśmy pierwszy, ważny krok w stronę lepszego jutra.
Jakie było pierwsze pańskie wrażenie po wejściu do szatni Arki? Załamani piłkarze siedzieli ze spuszczonymi głowami?
Sytuacja, w której dziś jest Arka, nie jest dla mnie niczym nowym. Kilkukrotnie przychodziłem do zespołu, znajdującego się i w kryzysie, i na dnie tabeli. Widok zawsze jest taki sam - zawodnicy są przygnębieni, ciągle mają w pamięci mecze, które przegrali. Zdecydowanie za dużo rozmyślają o tym, co już się stało. Tutaj właśnie pojawia się problem mentalności, wiary w samego siebie i zaufania do kolegów. Przyszedłem do Gdyni po to, aby to zmienić... Drugi problem to komunikacja na boisku, bo w kadrze zespołu jest wielu obcokrajowców. Podczas meczu nić porozumienia pomiędzy Polakami a cudzoziemcami praktycznie nie istnieje.
W Arce jest zbyt wielu obcokrajowców?
Mamy zawodników o ośmiu nacjach. Choćby z Kamerunu, Angoli, Niemiec, Holandii, Australii... To sporo.
Za dużo?
Czy za dużo? Hmm... Jak już wspomniałem, przede wszystkim pracujemy nad komunikacją.
Unika pan odpowiedzi. Czy w klubie jest zbyt wielu cudzoziemców?
Może tak, a może nie (śmiech).
Dlaczego komunikacja pomiędzy piłkarzami zawodzi?
Nie wiem, ale to zmienię. Zdaję sobie jednak sprawę z rangi problemu, bo jest on naprawdę poważny. Spójrzmy na ten przykład: jeden z piłkarzy krzyczy na boisku do drugiego, żeby coś zrobił i jest pewien, że to zrobi, ale ten drugi nawet nie wie, o co chodzi... Przed spotkaniem z Widzewem spędziłem z zespołem zaledwie trzy dni, a już zauważyłem, że komunikacja pomiędzy piłkarzami się poprawiła. A będzie lepiej, znacznie lepiej.
Wspomniał pan, że kilkukrotnie obejmował drużyny, które znajdowały się w sytuacji kryzysowej. Odpowiada panu taki styl pracy, z nożem na gardle, gdy stawką meczu jest coś więcej, niż trzy punkty?
Żeby nie wyglądało to tak, że trenowałem tylko zespoły, które były na dnie tabeli. Prowadziłem też "top-teams", które wypychałem na sam szczyt. Nie zawsze miałem jednak możliwość pracy w idealnych warunkach. Gdy byłem w austriackim Wackeru Innsbruck i radziliśmy sobie naprawdę dobrze, to właściciel klubu się rozmyślił. Przyszedł do mnie, przeprosił, że nie ma pieniędzy na dalsze inwestycje i musi sprzedać piłkarzy, żeby klub przetrwał. Kiedy podpisywałem kontrakt ze Spartą Pragą, drużyna była w dołku, w środku ligowej stawki. Ten klub ma dużą renomę w Europie, przyzwyczajony jest do sukcesów i musi być na szczycie. Z moją pomocą się to udało, bo Sparta wyszła z opresji i zakwalifikowała się do Ligi Mistrzów. Kilka miesięcy temu otrzymałem natomiast telefon z Australii, żebym pomógł drużynie North Queensland Fury. Spakowałem walizki, wsiadłem w samolot i poleciałem na ratunek.
Jest pan w stanie pomóc Arce?
Tak, zdecydowanie. Wiem to i jestem o tym święcie przekonany.
A to, że zespół utrzyma się w Ekstraklasie, może pan obiecać?
Tak, macie moje słowo. Osobiście o to zadbam.
Kiedy zobaczymy więc pierwsze wyniki pańskiej pracy?
Tutaj dochodzimy do trzeciego, po mentalności i komunikacji problemu Arki. Jest nim kompletny brak czasu. Właśnie rozegraliśmy mecz z Widzewem, który jest naszym rywalem o utrzymanie, i już myślimy o Jagiellonii Białystok, walczącej o europejskie puchary. W Łodzi mieliśmy momenty niezłej gry, ale popełniliśmy sporo błędów, w naszych szeregach było zbyt wiele niedokładności. Zaprezentowaliśmy się nieźle, lecz ja oczekuję znacznie więcej. Bardzo się dla mnie liczy styl gry zespołu, ale zdaję sobie też sprawę z powagi sytuacji. Nie chcę, żeby teraz Arka prezentowała porywający futbol. Ona ma zacząć wygrywać, bo do końca sezonu zostało już tylko dziesięć kolejek.
Rozmawiał Piotr Tomasik
Copyright Arka Gdynia |