Aktualności
30.11.2010
Arka - Ślask 2:2. Serie obu drużyn podtrzymane
Arka wciąż pozostaje niepokonaną drużyną na własnym boisku, ale nie było jej dane cieszyć się z kompletu punktów. Po emocjonującej zwłaszcza pierwszej połowie meczu, w której ustalono końcowy rezultat, Arka zremisowała ze Ślaskiem Wrocław 2:2
15. kolejka Ekstraklasy
Arka Gdynia - Śląsk Wrocław 2:2 (2:2)
Bramki:Labukas 40' 44'(k) - Kaźmierczak 28'(k) 45'
Arka: Witkowski - Bruma, Rozić, Płotka, Noll - Budziński, Zawistowski, Bożok - Ivanovski (59' Wilczyński), Mawaye (89' Duarte), Labukas.
Śląsk: Kelemen - Socha, Celeban, Fojut, Spahić (85' Jezierski) - Wołczek, Sztylka, Kaźmierczak, Gikiewicz (90' Pawelec), Mila - Sotirović (71' Sobota).
Żółte kartki: Sztylka, Celeban, Wołczek
Sędzia: Szymon Marciniak (Płock)
Obaj trenerzy niczym szczególnym nie zaskoczyli przy zestawieniu swoich wyjściowych jedenastek, choć niektórych mógł zdziwić fakt posadzenia na ławce Soboty, a jego kosztem obecność w składzie od pierwszej minuty Wołczka.
Od pierwszej minuty zaskoczyć gospodarzy chcieli podopieczni Oresta Lenczyka, którzy starali się oszukać gdyńską obronę prostopadłymi piłkami na Sotirovića, ale na szczęście za każdym razem Arkowcy łapali Serba na spalonym. Piłkarze Pasieki doszli do głosu dopiero po 10 minutach, kiedy to udało się im oddać pierwszy celny strzał na bramkę Kelemena. Zza pola karnego uderzył Ivanovski, lecz czujnie zachował się słowacki bramkarz Śląska i pewnie złapał futbolówkę.
Pięć minut później Ivanovski tym razem dośrodkowywał, a głową szczęścia próbował Labukas, tym razem jeszcze niecelnie. Wkrótce znów gorąco zrobiło się pod bramką gości, gdy wrzutka Bożoka w pole karne wylądowała na głowie jednego z Arkowców, ale dopiero Michał Płotka mógł w tej sytuacji oddać strzał i niestety była to próba niecelna.
Upływały kolejne minuty, a obie strony nie ustawały w dążeniach do stwarzania bramkowych sytuacji. W 27. minucie cel osiągnęła ekipa przyjezdnych, ale potrzebna do tego była kontrowersyjna decyzja arbitra, który dopatrzył się przewinienia Budzińskiego w polu karnym, a ofiarą miał być Socha. Do „wapna” podszedł Kaźmierczak i nie dał najmniejszych szans Witkowskiemu na skuteczną interwencję. Wydawało się, że fatum nie najszczęśliwszych decyzji sędziowskich wciąż nie opuszcza gdyńskich piłkarzy…
Arkowcy zdawali się jednak nie zrażać takim stanem rzeczy i z jeszcze większym naporem ruszyli na swojego przeciwnika. W ciągu kilku minut mieliśmy festiwal zablokowanych uderzeń naszych piłkarzy, a ich autorami byli Zawistowski i dwukrotnie Bożok. Wreszcie w 40. minucie wysiłki Arki zostały nagrodzone! Tuż przed Kelemenem znalazł się Mawaye, którego strzał odbił jeszcze bramkarz Śląska, ale do piłki dopadł jeszcze Labukas niemal z zerowego kąta umieścił ją w siatce! To była naprawdę efektowna bramka naszego najlepszego strzelca.
Jak się okazało, nie było to ostatnie słowo Litwina w tym meczu. W 43. minucie nieatakowany przez nikogo Spahić zagrał we własnym polu karnym ręką i sprezentował gospodarzom „jedenastkę”. Pokrzepiony wcześniejszym trafieniem Labukas podszedł do piłki i pewnym strzałem wyprowadził nasz zespół na prowadzenie.
To jednak wciąż nie był koniec emocji w tej części spotkania. Już w doliczonym czasie gry niepotrzebny faul Nolla z prawej strony pola karnego dał okazję Sebastianowi Mili na dośrodkowanie ze stałego fragmentu gry. Jak wyjaśnił po meczu trener Pasieka, znów błąd popełnił Noll, który nie upilnował Kaźmierczaka, a ten głową skierował piłkę do siatki. Wielka szkoda, bo w pierwszych trzech kwadransach goście bardzo rzadko gościli pod bramką Witkowskiego, a mimo to zdołali dwukrotnie pokonać naszego bramkarza.
Po zmianie stron lekką przewagę osiągnęli piłkarze Lenczyka. W 47. minucie po raz trzeci umieścili piłkę w naszej bramce, ale tym razem sędzia dojrzał przewinienie Fojuta, który ewidentnie faulował naszego obrońcę. Gospodarze starali się wrócić do dobrej gry z końca pierwszej połowy, ale wszystko kończyło się najczęściej na niedokładnych dośrodkowaniach. Przełomowa dla losów spotkania mogła być 66. minuta, gdy po prostopadłym podaniu Mili sam na sam z Witkowskim znalazł się Socha. Bramkarz Arki spisał się jednak na medal i wyszedł zwycięsko z tego pojedynku, rehabilitując się tym samym za nienajlepszy występ przed tygodniem w Warszawie.
Gdynianie wciąż robili wszystko, aby przechylić szalę zwycięstwa na swoją stronę, jednak wciąż w ich grze brakowało dokładności. Tak było przy uderzeniach Nolla z rzutu wolnego, czy wprowadzonego na boisko Wilczyńskiego. Gdy nie udawało się strzałami zza pola karnego, Arka szukała szczęścia w dośrodkowaniach, a te nadal nie trafiały do adresatów.
Na piętnaście minut przed końcem jedna z piłek posłanych pole karne dotarła do Labukasa, ale Litwin źle ją przyjął i w ten sposób zmarnował szansę na pierwszego hat-tricka w barwach Arki, a trzeciego w historii dla naszego klubu na boiskach Ekstraklasy. Kilka chwil później zadrżały serca kibiców na trybunach, bo przed polem karnym minął się z piłką Witkowski, lecz obyło się bez konsekwencji.
W 83. minucie strzał oddawał Wilczyński, ale jak to często w tym meczu już bywało, został zablokowany. Do odbitej piłki dopadł jednak Budziński, który oddał potężny strzał z 20 metrów, lecz niestety niecelny. Do ostatniego gwizdka sędziego w tym meczu nie zabrakło walki z obu stron, choć wyraźnie było widać, że podział punktów bardziej satysfakcjonował gości, bo ci nie spieszyli się ze wznawianiem gry, a interwencje masażystów z Wrocławia stawały się coraz częstsze.
Ostatecznie spotkanie zakończyło się podziałem punktów, który podtrzymuje serie obu zespołów – Arki niepokonanej na własnym terenie, a Śląska bez porażki od ośmiu meczów. Tym samym runda jesienna w naszym wykonaniu zakończyła się z dorobkiem siedemnastu oczek, co z stawia gdynian w niezłej pozycji wyjściowej przed spotkaniami rewanżowymi. Aby jednak podczas przerwy zimowej pracować w miarę spokojnie, konieczne jest do tego zwycięstwo nad Wisłą Kraków, które awansem zostanie rozegrane już za tydzień.
Skubi
15. kolejka Ekstraklasy
Arka Gdynia - Śląsk Wrocław 2:2 (2:2)
Bramki:Labukas 40' 44'(k) - Kaźmierczak 28'(k) 45'
Arka: Witkowski - Bruma, Rozić, Płotka, Noll - Budziński, Zawistowski, Bożok - Ivanovski (59' Wilczyński), Mawaye (89' Duarte), Labukas.
Śląsk: Kelemen - Socha, Celeban, Fojut, Spahić (85' Jezierski) - Wołczek, Sztylka, Kaźmierczak, Gikiewicz (90' Pawelec), Mila - Sotirović (71' Sobota).
Żółte kartki: Sztylka, Celeban, Wołczek
Sędzia: Szymon Marciniak (Płock)
Obaj trenerzy niczym szczególnym nie zaskoczyli przy zestawieniu swoich wyjściowych jedenastek, choć niektórych mógł zdziwić fakt posadzenia na ławce Soboty, a jego kosztem obecność w składzie od pierwszej minuty Wołczka.
Od pierwszej minuty zaskoczyć gospodarzy chcieli podopieczni Oresta Lenczyka, którzy starali się oszukać gdyńską obronę prostopadłymi piłkami na Sotirovića, ale na szczęście za każdym razem Arkowcy łapali Serba na spalonym. Piłkarze Pasieki doszli do głosu dopiero po 10 minutach, kiedy to udało się im oddać pierwszy celny strzał na bramkę Kelemena. Zza pola karnego uderzył Ivanovski, lecz czujnie zachował się słowacki bramkarz Śląska i pewnie złapał futbolówkę.
Pięć minut później Ivanovski tym razem dośrodkowywał, a głową szczęścia próbował Labukas, tym razem jeszcze niecelnie. Wkrótce znów gorąco zrobiło się pod bramką gości, gdy wrzutka Bożoka w pole karne wylądowała na głowie jednego z Arkowców, ale dopiero Michał Płotka mógł w tej sytuacji oddać strzał i niestety była to próba niecelna.
Upływały kolejne minuty, a obie strony nie ustawały w dążeniach do stwarzania bramkowych sytuacji. W 27. minucie cel osiągnęła ekipa przyjezdnych, ale potrzebna do tego była kontrowersyjna decyzja arbitra, który dopatrzył się przewinienia Budzińskiego w polu karnym, a ofiarą miał być Socha. Do „wapna” podszedł Kaźmierczak i nie dał najmniejszych szans Witkowskiemu na skuteczną interwencję. Wydawało się, że fatum nie najszczęśliwszych decyzji sędziowskich wciąż nie opuszcza gdyńskich piłkarzy…
Arkowcy zdawali się jednak nie zrażać takim stanem rzeczy i z jeszcze większym naporem ruszyli na swojego przeciwnika. W ciągu kilku minut mieliśmy festiwal zablokowanych uderzeń naszych piłkarzy, a ich autorami byli Zawistowski i dwukrotnie Bożok. Wreszcie w 40. minucie wysiłki Arki zostały nagrodzone! Tuż przed Kelemenem znalazł się Mawaye, którego strzał odbił jeszcze bramkarz Śląska, ale do piłki dopadł jeszcze Labukas niemal z zerowego kąta umieścił ją w siatce! To była naprawdę efektowna bramka naszego najlepszego strzelca.
Jak się okazało, nie było to ostatnie słowo Litwina w tym meczu. W 43. minucie nieatakowany przez nikogo Spahić zagrał we własnym polu karnym ręką i sprezentował gospodarzom „jedenastkę”. Pokrzepiony wcześniejszym trafieniem Labukas podszedł do piłki i pewnym strzałem wyprowadził nasz zespół na prowadzenie.
To jednak wciąż nie był koniec emocji w tej części spotkania. Już w doliczonym czasie gry niepotrzebny faul Nolla z prawej strony pola karnego dał okazję Sebastianowi Mili na dośrodkowanie ze stałego fragmentu gry. Jak wyjaśnił po meczu trener Pasieka, znów błąd popełnił Noll, który nie upilnował Kaźmierczaka, a ten głową skierował piłkę do siatki. Wielka szkoda, bo w pierwszych trzech kwadransach goście bardzo rzadko gościli pod bramką Witkowskiego, a mimo to zdołali dwukrotnie pokonać naszego bramkarza.
Po zmianie stron lekką przewagę osiągnęli piłkarze Lenczyka. W 47. minucie po raz trzeci umieścili piłkę w naszej bramce, ale tym razem sędzia dojrzał przewinienie Fojuta, który ewidentnie faulował naszego obrońcę. Gospodarze starali się wrócić do dobrej gry z końca pierwszej połowy, ale wszystko kończyło się najczęściej na niedokładnych dośrodkowaniach. Przełomowa dla losów spotkania mogła być 66. minuta, gdy po prostopadłym podaniu Mili sam na sam z Witkowskim znalazł się Socha. Bramkarz Arki spisał się jednak na medal i wyszedł zwycięsko z tego pojedynku, rehabilitując się tym samym za nienajlepszy występ przed tygodniem w Warszawie.
Gdynianie wciąż robili wszystko, aby przechylić szalę zwycięstwa na swoją stronę, jednak wciąż w ich grze brakowało dokładności. Tak było przy uderzeniach Nolla z rzutu wolnego, czy wprowadzonego na boisko Wilczyńskiego. Gdy nie udawało się strzałami zza pola karnego, Arka szukała szczęścia w dośrodkowaniach, a te nadal nie trafiały do adresatów.
Na piętnaście minut przed końcem jedna z piłek posłanych pole karne dotarła do Labukasa, ale Litwin źle ją przyjął i w ten sposób zmarnował szansę na pierwszego hat-tricka w barwach Arki, a trzeciego w historii dla naszego klubu na boiskach Ekstraklasy. Kilka chwil później zadrżały serca kibiców na trybunach, bo przed polem karnym minął się z piłką Witkowski, lecz obyło się bez konsekwencji.
W 83. minucie strzał oddawał Wilczyński, ale jak to często w tym meczu już bywało, został zablokowany. Do odbitej piłki dopadł jednak Budziński, który oddał potężny strzał z 20 metrów, lecz niestety niecelny. Do ostatniego gwizdka sędziego w tym meczu nie zabrakło walki z obu stron, choć wyraźnie było widać, że podział punktów bardziej satysfakcjonował gości, bo ci nie spieszyli się ze wznawianiem gry, a interwencje masażystów z Wrocławia stawały się coraz częstsze.
Ostatecznie spotkanie zakończyło się podziałem punktów, który podtrzymuje serie obu zespołów – Arki niepokonanej na własnym terenie, a Śląska bez porażki od ośmiu meczów. Tym samym runda jesienna w naszym wykonaniu zakończyła się z dorobkiem siedemnastu oczek, co z stawia gdynian w niezłej pozycji wyjściowej przed spotkaniami rewanżowymi. Aby jednak podczas przerwy zimowej pracować w miarę spokojnie, konieczne jest do tego zwycięstwo nad Wisłą Kraków, które awansem zostanie rozegrane już za tydzień.
Skubi
Copyright Arka Gdynia |