TA STRONA UŻYWA COOKIE.
Dowiedz się więcej o celu ich używania. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na korzystanie z cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.

chignahuapan
Arka-Facebook Arka-Instagram Arka-Twitter Arka-YouTube Arka-TikTok Arka LinkedIn NO10 Nocny Bieg Świętojański Stowarzyszenie Inicjatywa Arka Betclic


Aktualności

img

20.11.2010

Arka wraca z pustymi rękami i z bagażem trzech goli (NaszeMiasto.pl)

Do Warszawy żółto-niebiescy jechali po punkty. Jechali również po pierwszą bramkę na wyjeździe. Wrócą natomiast z bagażem trzech trafień. Po golach Radovicia, Mezengi i Kiełbowicza Legia pokonała Arkę 3:0. Gol numer dwa i trzy dla gospodarzy padł przy ewidentnej pomocy Norberta Witkowskiego, który nie miał w piątek dobrego dnia.

W autokarze wiozącym piłkarzy Arki do stolicy znalazło się tylko 14 zawodników. To efekt kontuzji oraz powołań dla kilku młodych graczy do reprezentacji narodowych. Na miejscu do drużyny mieli dołączyć kadrowicze: Marcin Budziński, Wojciech Wilczyński oraz Krystian Żołnierewicz. Trener Pasieka długo zwlekał więc z ogłoszeniem wyjściowej „11”, gdyż nie wiedział w jakiej formie wrócą ze zgrupowań jego podopieczni. Od pierwszych minut postawił na Marcina Budzińskiego, który jak się potem okazało był najlepszym piłkarzem w swojej drużynie. Umiejętnie przerywał ataki rywali, mądrze rozdawał piłki, nie bał się gry.

To on powinien wyprowadzić Arkę na prowadzenie w 20. minucie spotkania. Wówczas to znalazł się sam na sam z golkiperem Legii. Pogubił się jednak w tej sytuacji i trafił wprost w Wojciecha Skabę. - Fatalnie strzeliłem. Powinienem lepiej się zachować w tej sytuacji. Nie wiem, po prostu jest mi głupio. Powinniśmy prowadzić 1:0… - komentował z żalem Marcin Budziński. Na tle rywali żółto-niebiescy prezentowali się naprawdę z dobrej strony. Umiejętnie skracali grę, jak zwykle nie dali rozwinąć skrzydeł drużynie przeciwnej, a sami próbowali kontrataków. Gospodarze nie mogli złapać właściwego rytmu gry. Co prawda mieli przewagę w posiadaniu piłki, ale nic z niej nie wynikało. Postawa gdynian mogła się podobać. Byli równorzędnym rywalem dla gospodarzy.

Wydawało się, iż do przerwy legionistom nie uda się strzelić bramki. Nadeszła jednak 38 . minuta i prowadzący to spotkanie arbiter z Japonii podyktował karnego. Piłkę miał już w rękach Witkowski, ale Japończyk dopatrzył się przewinienia Brumy – tuż po akcji! Powtórki ewidentnie pokazały, iż sędzia popełnił błąd. Najpierw faulował bowiem Radović. A Bruma w ferworze walki powalił Serba na murawę. Do karnego podszedł kapitan stołecznej drużyny – Vrdoljak i wyprowadził swój zespół na prowadzenie. Gdynianie jeszcze przed końcem pierwszej części meczu próbowali wyrównać, ale ich próby nie przyniosły efektu.

W drugiej połowie goście zaprezentowali się już gorzej. W 64. minucie gospodarze mogli zdobyć drugą bramkę. Próbujący uderzać wślizgiem Rzeźniczak nie trafił jednak w światło bramki. Kilka minut później ponownie w roli głównej Budziński, ale jego strzał z 18 metrów bardzo niecelny. Żółto-niebiescy nie potrafili sforsować obrony Legii.

Potrafili za to legioniści, którzy w 81. minucie dopięli swego. Z bardzo ostrego kąta dośrodkował Mezenga, a Witkowski interweniował tak niefortunnie, że umieścił piłkę w siatce! Po chwili pachniało trzecią bramką, ale Iwański przegrał pojedynek z bramkarzem Arki.

Witkowski nie miał jednak w piątek dobrego dnia. W doliczonym już czasie gry nie potrafił złapać futbolówki uderzonej przez Kiełbowicza z rzutu wolnego, a ta wpadła do siatki. 3:0! Drugie i trzecie trafienie dla gospodarzy to kuriozalne błędy golkipera żółto-niebieskich. Podopieczni trenera Pasieki, którzy mogli pochwalić się najskuteczniejszą defensywą w lidze tracą trzy bramki, a licząc mecz w Bytomiu pięć. Fatalnie wygląda statystyka goli strzelonych. Arka kończy jesień bez bramki zdobytej na wyjeździe. – Straciliśmy trzy bramki. Pierwszy raz w tym sezonie. Bramka numer dwa i trzy to już istny niefart. Szkoda, że sędzia źle zachował się przy ocenie sytuacji z karnym. Nie zauważył, że faulowany był Bruma. Jeśli dopatruje się przepychanki to musi gwizdać w dwie strony. Niestety w dwóch ostatnich meczach tracimy aż pięć bramek. Tak naprawdę same je sobie strzeliliśmy. Dotychczas wszystko dobrze w tyłach wyglądało. A teraz płakać się chce – nie krył po końcowym gwizdku Maciej Szmatiuk.

Piotr Wiśniewski - NaszeMiasto.pl







Poprzedni Następny

 

 

 

 

 

 

SPONSORZY MŁODEJ ARKI

 

 

     

 

 

 

 

 

 

PARTNERZY MEDIALNI

 

 

Arka Gdynia Copyright Arka Gdynia