Aktualności
18.11.2010
U naszego rywala: Legia Warszawa
Legia Warszawa, jak co roku, gra o jeden cel – Mistrzostwo Polski. To się nie zmienia właściwie od dziesięcioleci, więc gdy w ubiegłym sezonie stołeczny zespół nie zakwalifikował się nawet do europejskich pucharów, grając w cieniu konfliktów we własnej szatni, postanowiono głębiej sięgnąć do kieszeni i zainwestować w piłkarzy zagranicznych, którzy mieli dać nową jakość Legii i całej lidze. Za sterami nowego zespołu z Łazienkowskiej stanął Maciej Skorża, który z Wisłą Kraków dwukrotnie wygrywał Ekstraklasę, a teraz miał przywrócić blask klubowi z Łazienkowskiej.
Zmiana oblicza Legii Warszawa zbiegła się z otwarciem nowego stadionu postawionego z myślą wyłącznie o tym klubie. W tym celu zażegnano ciągnący się od dłuższego konflikt z kibicami, którzy mieli zapełnić trzy oddane do użytku nowe trybuny oraz stworzyć gorącą atmosferę, mającą pomóc w zbudowaniu twierdzy nie do zdobycia dla innych drużyn. Przed inauguracją rozgrywek Legia zagrała towarzysko z Arsenalem Londyn, a gdy po ostatnim gwizdku w tym spotkaniu na tablicy wyników pojawił się rezultat 5:6 dla Kanonierów, apetyty i oczekiwania przed ligą poszybowały tak wysoko, że zaczęto typować rozmiary, w jakich legioniści będą odprawiać kolejnych rywali.
Jakiż szok zapanował w obozie z Warszawy, gdy po sześciu kolejkach zespół znalazł się na 14-tym miejscu w tabeli, mając na koncie aż cztery porażki! Posada Macieja Skorży stała się nagle bardzo poważnie zagrożona, a media ścigały się w typowaniu nazwisk jego następcy. W drużynie posypały się kary dyscyplinarne, które objęły m.in. kapitana Macieja Iwańskiego oraz Jakuba Wawrzyniaka. Zawodnicy zostali przesunięci do drużyny Młodej Ekstraklasy, a uzyskana w tymi metodami poprawa atmosfery w szatni miała przełożyć się na lepszą grę międzynarodowego towarzystwa w Legii, zbudowanego kosztem blisko 2,5 mln euro. I faktycznie, pierwsza jaskółka lepszych czasów pojawiła się w siódmej serii spotkań, gdy ekipa z Łazienkowskiej w nadzwyczaj efektownym stylu odprawiła z kwitkiem Mistrza Polski Lecha Poznań. Co prawda wpadka w kolejnym meczu z Lechią znów stonowała optymistyczne nastroje, lecz komplet punktów przywieziony z dwóch spotkań wyjazdowych: z Łodzi i Kielc pozwolił uwierzyć, że ten sezon wcale nie musi być dla Macieja Skorży i jego podopiecznych stracony. Potwierdziły to dwa kolejne zwycięstwa na własnym obiekcie: z Górnikiem Zabrze i liderem Jagiellonią, co zbudowało serię czterech kolejnych wygranych i wywindowało Legię aż na trzecią pozycję w tabeli. Przed tygodniem dobra passa Legionistów została przerwana pod Wawelem, gdzie odwieczny rywal Wisła Kraków rozbiła gości ze stolicy 4:0 i po raz kolejny zapał warszawiaków został ostudzony. W powszechnej opinii Legia jednak nie zagrała złego meczu i tę klęskę postrzega się raczej jako wypadek przy pracy, niż brutalną weryfikację aktualnej formy zespołu Skorży. Potwierdza to zresztą sam trener Legii, zapowiadając jednocześnie dodatkową motywację u swoich zawodników:
- To ostatni mecz w tym roku przed własną publicznością i chcemy im podziękować za wsparcie. Wiem, że drużyna zrobi wszystko, aby zostawić dobre wrażenie. Jesteśmy optymistami przed tym spotkaniem, chociaż nie sugeruję się ostatnimi statystykami Arki. One nie będą miały żadnego znaczenia. Wierzę, że dodatkowa chęć odegrania się za porażkę z Wisłą nas jeszcze mocniej zmotywuje.
Gdzie zatem powinni szukać Arkowcy słabych punktów u swojego przeciwnika? Z pewnością jednym z najsłabszych ogniw Legii w tym sezonie pozostaje obsada w bramce. W warszawskim klubie paradoksalnie od lat akurat na tej pozycji nigdy nie było problemów. Stanev, Boruc, Fabiański, Mucha - to zawodnicy klasy międzynarodowej, którzy w ostatnim dziesięcioleciu stanowili nierzadko zaporę nie do przebycia dla większości polskich drużyn. Nawet gdy gra Legii się nie układała, zawsze można było liczyć na bramkarza, który był w stanie uratować swój zespół. Po przejściu Muchy do Evertonu latem tego roku, na Łazienkowską trzeba było sprowadzić godnego mu następcę. Postawiono na Chorwata Marijana Anolovića, którym ponoć wcześniej interesowały się najmożniejsze kluby Europy. Szybko jednak okazało się, że daleko mu do klasy, jaką prezentował jego poprzednik i szansę otrzymał odwieczny rezerwowy Kostiantyn Machnowskyj. W jego przypadku również trudno mówić o poziomie, do którego przyzwyczaili bramkarze w Legii, ale to Ukrainiec zdaje się być w tej chwili „numerem jeden” na tej pozycji, choć niewykluczone, że wysoka porażka w Krakowie skłoni Skorżę do posadzenia go na ławce.
Niespodzianek nie powinniśmy się spodziewać natomiast w linii obrony. Trener stołecznych postawi zapewne na czwórkę: Rzeźniczak, Astiz, Komorowski, Kiełbowicz, choć tego pierwszego zabrakło pod Wawelem, gdyż zmuszony był do odcierpienia kary za nadmiar żółtych kartek. Z pewnością na boisku nie pojawią się ani Dikcson Choto, ani sprowadzony latem Srdja Knezević, którzy zmagają się z kontuzjami. Defensywa i obsada bramki to obecnie największy problem warszawskiego klubu, bo jak inaczej ocenić formacje, które dopuściły do straty aż dziewiętnastu goli w trzynastu meczach, co daje Legii trzecie miejsce w lidze w tej niechlubnej klasyfikacji? Logika by podpowiadała, że Arka mająca ogromne problemy ze strzelaniem bramek poza Gdynią, w Warszawie będzie miała doskonałą okazję do przerwania swojej wstydliwej passy.
Wszystko co najlepsze w Legii, znajduje się w środkowej linii. Tam bryluje Portugalczyk Manu, który ma za sobą występy w takich klubach jak Benfica Lizbona, AEK Ateny czy Maritimo, a charakteryzuje się świetnym dryblingiem, dużą szybkością i dobrym podaniem do wychodzącego na czystą pozycję partnera. Poza nim świetne oceny zbiera Ivica Vrdoljak – Chorwat, za którego Legia zapłaciła blisko 1 mln euro i cieszącego się opinią najlepszego zawodnika w talii Macieja Skorży. Wystarczyło, że raz zabrakło tego piłkarza w meczowej kadrze ze względu na ilość zebranych żółtych kartoników, a rywale raz po raz bez większych problemów przedostawali się pod bramkę „Wojskowych” i gładko ich pokonali (0:3 z Lechią). Oprócz niego w środku pola doskonale spisują się Ariel Borysiuk i Maciej Iwański, który po powrocie z banicji w zespole Młodej Ekstraklasy, znów zaczął grać na poziomie, którego oczekuje się po nim w stolicy. Borysiuk z kolei swoją formą znalazł uznanie w oczach Franciszka Smudy, co pozwoliło mu w minioną środę zadebiutować w seniorskiej reprezentacji Polski. Poza nimi można się spodziewać występu Miroslava Radovića i Sebastiana Szałachowskiego, czyli dwóch piłkarzy zdolnych w każdym momencie do jakiegoś niekonwencjonalnego zagrania lub błyskotliwego podania do napastnika. Trener Skorża mógłby brać pod uwagę również występ Macieja Rybusa , ale ten przed tygodniem doznał urazu, który najprawdopodobniej wykluczy jego udział w piątkowym meczu.
Zagadką pozostaje obsada roli napastnika. Dość niespodziewanie odpowiedzialnym za grę ofensywną w Legii został 19-letni Michał Kucharczyk, który udowodnił, że nie zawsze trzeba wydać miliony euro, żeby mieć w zespole prawdziwą perełkę, a wystarczy jedynie dać szansę własnej młodzieży. Kucharczyk co prawda w lidze zdobył „tylko” dwie bramki, ale wprowadził bardzo dużo ożywienia do poczynań Legii w ataku, co szybko sprowadziło na niego porównania do Wojciecha Kowalczyka z początkowych lat jego kariery na Łazienkowskiej. Młody Legionista w ostatnim tygodniu nabawił się jednak urazu, który przerwał jego udział w zgrupowaniu reprezentacji U-20, choć jednocześnie Kucharczyk zapowiedział swoją pełną gotowość na występ w meczu z Arką…
Trener Skorża poza Kucharczykiem może również liczyć na Bruno Mezengę, który po fali ostrej krytyki za swoje występy w początkowej fazie sezonu, ostatnio coraz częściej zbiera pochlebne recenzje. W Krakowie pojawił się na boisku po przerwie i zdążył zaznaczyć swoją obecność kilkoma wygranymi pojedynkami główkowymi z obrońcami Wisły, a jedno z jego uderzeń o mało nie zakończyło się bramką. Trzy dni później Brazylijczyk udowodnił, że nie obca jest mu także sztuka uderzeń z dystansu, gdy strzałem z dwudziestu metrów pokonał bramkarza w meczu Młodej Ekstraklasy. Niewykluczone zatem, że to Mezenga dostanie szansę występu od pierwszej minuty w meczu z Arką.
Drużyna Dariusza Pasieki z pewnością stoi przed niełatwym wyzwaniem, jakie dla każdego polskiego zespołu stanowi mecz na Łazienkowskiej. Kilka drużyn zdołało się już jednak uporać w tym sezonie z ekipą Skorży i nie przestraszyło się publiczności, która zdaje się nadrabiać zaległości w dopingowaniu swojej drużyny przez kilkanaście miesięcy poprzedzających obecne rozgrywki ligowe. Oby do tej grupy dołączyli także Arkowcy i tym samym postawili się w korzystnej sytuacji przed ostatnimi akcentami piłkarskiej jesieni.
Skubi
Zmiana oblicza Legii Warszawa zbiegła się z otwarciem nowego stadionu postawionego z myślą wyłącznie o tym klubie. W tym celu zażegnano ciągnący się od dłuższego konflikt z kibicami, którzy mieli zapełnić trzy oddane do użytku nowe trybuny oraz stworzyć gorącą atmosferę, mającą pomóc w zbudowaniu twierdzy nie do zdobycia dla innych drużyn. Przed inauguracją rozgrywek Legia zagrała towarzysko z Arsenalem Londyn, a gdy po ostatnim gwizdku w tym spotkaniu na tablicy wyników pojawił się rezultat 5:6 dla Kanonierów, apetyty i oczekiwania przed ligą poszybowały tak wysoko, że zaczęto typować rozmiary, w jakich legioniści będą odprawiać kolejnych rywali.
Jakiż szok zapanował w obozie z Warszawy, gdy po sześciu kolejkach zespół znalazł się na 14-tym miejscu w tabeli, mając na koncie aż cztery porażki! Posada Macieja Skorży stała się nagle bardzo poważnie zagrożona, a media ścigały się w typowaniu nazwisk jego następcy. W drużynie posypały się kary dyscyplinarne, które objęły m.in. kapitana Macieja Iwańskiego oraz Jakuba Wawrzyniaka. Zawodnicy zostali przesunięci do drużyny Młodej Ekstraklasy, a uzyskana w tymi metodami poprawa atmosfery w szatni miała przełożyć się na lepszą grę międzynarodowego towarzystwa w Legii, zbudowanego kosztem blisko 2,5 mln euro. I faktycznie, pierwsza jaskółka lepszych czasów pojawiła się w siódmej serii spotkań, gdy ekipa z Łazienkowskiej w nadzwyczaj efektownym stylu odprawiła z kwitkiem Mistrza Polski Lecha Poznań. Co prawda wpadka w kolejnym meczu z Lechią znów stonowała optymistyczne nastroje, lecz komplet punktów przywieziony z dwóch spotkań wyjazdowych: z Łodzi i Kielc pozwolił uwierzyć, że ten sezon wcale nie musi być dla Macieja Skorży i jego podopiecznych stracony. Potwierdziły to dwa kolejne zwycięstwa na własnym obiekcie: z Górnikiem Zabrze i liderem Jagiellonią, co zbudowało serię czterech kolejnych wygranych i wywindowało Legię aż na trzecią pozycję w tabeli. Przed tygodniem dobra passa Legionistów została przerwana pod Wawelem, gdzie odwieczny rywal Wisła Kraków rozbiła gości ze stolicy 4:0 i po raz kolejny zapał warszawiaków został ostudzony. W powszechnej opinii Legia jednak nie zagrała złego meczu i tę klęskę postrzega się raczej jako wypadek przy pracy, niż brutalną weryfikację aktualnej formy zespołu Skorży. Potwierdza to zresztą sam trener Legii, zapowiadając jednocześnie dodatkową motywację u swoich zawodników:
- To ostatni mecz w tym roku przed własną publicznością i chcemy im podziękować za wsparcie. Wiem, że drużyna zrobi wszystko, aby zostawić dobre wrażenie. Jesteśmy optymistami przed tym spotkaniem, chociaż nie sugeruję się ostatnimi statystykami Arki. One nie będą miały żadnego znaczenia. Wierzę, że dodatkowa chęć odegrania się za porażkę z Wisłą nas jeszcze mocniej zmotywuje.
Gdzie zatem powinni szukać Arkowcy słabych punktów u swojego przeciwnika? Z pewnością jednym z najsłabszych ogniw Legii w tym sezonie pozostaje obsada w bramce. W warszawskim klubie paradoksalnie od lat akurat na tej pozycji nigdy nie było problemów. Stanev, Boruc, Fabiański, Mucha - to zawodnicy klasy międzynarodowej, którzy w ostatnim dziesięcioleciu stanowili nierzadko zaporę nie do przebycia dla większości polskich drużyn. Nawet gdy gra Legii się nie układała, zawsze można było liczyć na bramkarza, który był w stanie uratować swój zespół. Po przejściu Muchy do Evertonu latem tego roku, na Łazienkowską trzeba było sprowadzić godnego mu następcę. Postawiono na Chorwata Marijana Anolovića, którym ponoć wcześniej interesowały się najmożniejsze kluby Europy. Szybko jednak okazało się, że daleko mu do klasy, jaką prezentował jego poprzednik i szansę otrzymał odwieczny rezerwowy Kostiantyn Machnowskyj. W jego przypadku również trudno mówić o poziomie, do którego przyzwyczaili bramkarze w Legii, ale to Ukrainiec zdaje się być w tej chwili „numerem jeden” na tej pozycji, choć niewykluczone, że wysoka porażka w Krakowie skłoni Skorżę do posadzenia go na ławce.
Niespodzianek nie powinniśmy się spodziewać natomiast w linii obrony. Trener stołecznych postawi zapewne na czwórkę: Rzeźniczak, Astiz, Komorowski, Kiełbowicz, choć tego pierwszego zabrakło pod Wawelem, gdyż zmuszony był do odcierpienia kary za nadmiar żółtych kartek. Z pewnością na boisku nie pojawią się ani Dikcson Choto, ani sprowadzony latem Srdja Knezević, którzy zmagają się z kontuzjami. Defensywa i obsada bramki to obecnie największy problem warszawskiego klubu, bo jak inaczej ocenić formacje, które dopuściły do straty aż dziewiętnastu goli w trzynastu meczach, co daje Legii trzecie miejsce w lidze w tej niechlubnej klasyfikacji? Logika by podpowiadała, że Arka mająca ogromne problemy ze strzelaniem bramek poza Gdynią, w Warszawie będzie miała doskonałą okazję do przerwania swojej wstydliwej passy.
Wszystko co najlepsze w Legii, znajduje się w środkowej linii. Tam bryluje Portugalczyk Manu, który ma za sobą występy w takich klubach jak Benfica Lizbona, AEK Ateny czy Maritimo, a charakteryzuje się świetnym dryblingiem, dużą szybkością i dobrym podaniem do wychodzącego na czystą pozycję partnera. Poza nim świetne oceny zbiera Ivica Vrdoljak – Chorwat, za którego Legia zapłaciła blisko 1 mln euro i cieszącego się opinią najlepszego zawodnika w talii Macieja Skorży. Wystarczyło, że raz zabrakło tego piłkarza w meczowej kadrze ze względu na ilość zebranych żółtych kartoników, a rywale raz po raz bez większych problemów przedostawali się pod bramkę „Wojskowych” i gładko ich pokonali (0:3 z Lechią). Oprócz niego w środku pola doskonale spisują się Ariel Borysiuk i Maciej Iwański, który po powrocie z banicji w zespole Młodej Ekstraklasy, znów zaczął grać na poziomie, którego oczekuje się po nim w stolicy. Borysiuk z kolei swoją formą znalazł uznanie w oczach Franciszka Smudy, co pozwoliło mu w minioną środę zadebiutować w seniorskiej reprezentacji Polski. Poza nimi można się spodziewać występu Miroslava Radovića i Sebastiana Szałachowskiego, czyli dwóch piłkarzy zdolnych w każdym momencie do jakiegoś niekonwencjonalnego zagrania lub błyskotliwego podania do napastnika. Trener Skorża mógłby brać pod uwagę również występ Macieja Rybusa , ale ten przed tygodniem doznał urazu, który najprawdopodobniej wykluczy jego udział w piątkowym meczu.
Zagadką pozostaje obsada roli napastnika. Dość niespodziewanie odpowiedzialnym za grę ofensywną w Legii został 19-letni Michał Kucharczyk, który udowodnił, że nie zawsze trzeba wydać miliony euro, żeby mieć w zespole prawdziwą perełkę, a wystarczy jedynie dać szansę własnej młodzieży. Kucharczyk co prawda w lidze zdobył „tylko” dwie bramki, ale wprowadził bardzo dużo ożywienia do poczynań Legii w ataku, co szybko sprowadziło na niego porównania do Wojciecha Kowalczyka z początkowych lat jego kariery na Łazienkowskiej. Młody Legionista w ostatnim tygodniu nabawił się jednak urazu, który przerwał jego udział w zgrupowaniu reprezentacji U-20, choć jednocześnie Kucharczyk zapowiedział swoją pełną gotowość na występ w meczu z Arką…
Trener Skorża poza Kucharczykiem może również liczyć na Bruno Mezengę, który po fali ostrej krytyki za swoje występy w początkowej fazie sezonu, ostatnio coraz częściej zbiera pochlebne recenzje. W Krakowie pojawił się na boisku po przerwie i zdążył zaznaczyć swoją obecność kilkoma wygranymi pojedynkami główkowymi z obrońcami Wisły, a jedno z jego uderzeń o mało nie zakończyło się bramką. Trzy dni później Brazylijczyk udowodnił, że nie obca jest mu także sztuka uderzeń z dystansu, gdy strzałem z dwudziestu metrów pokonał bramkarza w meczu Młodej Ekstraklasy. Niewykluczone zatem, że to Mezenga dostanie szansę występu od pierwszej minuty w meczu z Arką.
Drużyna Dariusza Pasieki z pewnością stoi przed niełatwym wyzwaniem, jakie dla każdego polskiego zespołu stanowi mecz na Łazienkowskiej. Kilka drużyn zdołało się już jednak uporać w tym sezonie z ekipą Skorży i nie przestraszyło się publiczności, która zdaje się nadrabiać zaległości w dopingowaniu swojej drużyny przez kilkanaście miesięcy poprzedzających obecne rozgrywki ligowe. Oby do tej grupy dołączyli także Arkowcy i tym samym postawili się w korzystnej sytuacji przed ostatnimi akcentami piłkarskiej jesieni.
Skubi
Copyright Arka Gdynia |