Aktualności
18.10.2010
Lechia - Arka 1:0. Porażka po stałym fragmencie.
Nie udało się przerwać złej passy Arki w derbach Ekstraklasy. Po nerwowym, obfitującym w faule meczu gospodarze wygrali 1:0, a na zwycięstwo gdynian nad biało-zielonymi trzeba będzie poczekać przynajmniej do wiosny.
9. kolejka Ekstraklasy
Lechia Gdańsk - Arka Gdynia 1:0 (0:0)
Bramki: 78' Wiśniewski
Lechia: Kapsa - Wołąkiewicz, Bąk, Kożans, Deleu - Nowak, Surma (kpt.), Bajić (28' Wiśniewski) - Traore, Buval (90' Pietrowski), Lukjanovs (68' Dawidowski).
Arka: Witkowski (kpt.) - Noll, Rozić, Szmatiuk, Bruma - Glavina, Bożok, Płotka, Budziński (85' Mawaye), Labukas (64' Wilczyński) - Ivanovski.
Żółte kartki: Traore, Buval, Deleu, Wiśniewski - Szmatiuk, Rozić, Ivanovski, Noll
Czerwone kartki: Bożok
Sędzia: Mirosław Górecki (Ruda Śląska).
Widzów: 11.000 (w tym 600 Arki).
Do dzisiejszego meczu Lechia była zespołem, który imponował zarówno skutecznością, jak i dominacją nad rywalem na boisku. Jak się okazało, Dariusz Pasieka znalazł sposób na powstrzymanie faworyzowanej Lechii i jego zespół niemal całkowicie zneutralizował jej poczynania rywala w środku pola, co z każdą minutą przybliżało Arkę do wywiezienia z Gdańska zdobyczy punktowej. Niestety jeden dość prosty błąd przy stałym fragmencie gry zniweczył ten plan i ostatecznie gdynianie wrócili do domu bez punktu.
Od pierwszej minuty wróciły wspomnienia z poprzednich spotkań obu drużyn. Znów było nerwowo, dużo walki z obu stron i bardzo mało strzałów na bramkę. Arkowcy jednak zaskoczyli gospodarzy konsekwentnym rozbijaniem ich akcji już w zarodku, co sprowokowało piłkarzy Kafarskiego do dość częstych fauli, za które jednak arbiter nie ukarał nikogo żółtą kartką. Częste przechwyty Budzińskiego i Płotki owocowały akcjami ofensywnymi i dość często egzekwowanymi przez żółto-niebieskich rzutami rożnymi. Po jednym z nich, w 12 min. Kapsa miał spore problemy z chwyceniem piłki, jednak błędu bramkarza Lechii nie zdołał wykorzystać żaden z piłkarzy gości. W 19. minucie strzał oddał Glavina, lecz nie zdołał zaskoczyć Kapsy, który tym razem pewnie złapał futbolówkę.
W 26. minucie zawodnicy Pasieki omal nie wykorzystali chwilowego osłabienia Lechii, która za sprawą kontuzji Bajića grała przez kilka minut w „dziesiątkę”. Glavina zagrał na skrzydło do Brumy, który ograł Ljukanovsa, ale w decydującym momencie nie zdołał już zagrać dokładnej piłki do Ivanovskiego.
Chwilę później swoje okazje mieli gospodarze. Najpierw strzał z rzutu wolnego z okolic narożnika pola karnego zatrzymał się na murze obrońców, a zaraz potem strzał Deleu spokojnie wyłapał Witkowski. Warto odnotować, że było to pierwsze uderzenie w światło bramki w tym meczu!
Do końca pierwszej połowy spotkania nie odnotowaliśmy już więcej groźnych sytuacji, więc po pierwszych trzech kwadransach był bezbramkowy remis. Jedynym problemem naszego zespołu był fakt, że obaj środkowi obrońcy: Szmatiuk i Rozić, złapali już w tym meczu po żółtej kartce, więc istniało realne ryzyko osłabienia drużyny w dalszej fazie spotkania.
Tuż po wznowieniu gry niezłą sytuację wypracował sobie Ivanovski. Ograł dwóch Lechistów i znalazł się w polu karnym, lecz zamiast uderzać na bramkę szukał podania do partnera i w efekcie piłka padła łupem obrońcy Lechii. Gospodarze w odpowiedzi mocno natarli na bramkę gdynian, ale zarówno Buval, jak i Ljukanovs oraz Wiśniewski nie znaleźli sposobu na pokonanie Witkowskiego. W 52. min groźny strzał oddał Nowak, ale i tym razem górą był Witkowski. Bramkarz Arki już 60 sekund później musiał ratować swój zespół odważnym wyjściem pod nogi Buvala, bo Francuz o mały włos nie dopadł piłki zagranej w pole karne.
W kolejnych minutach żółto-niebiescy szybko przypomnieli sobie, w jaki sposób wyhamowali gospodarzy w pierwszej połowie i zdołali ponownie zneutralizować ich ataki. Autorem prób ofensywnych Arki najczęściej był Glavina, ale najczęściej brakowało precyzji , aby jednym z podań wyprowadzić kolegę na czystą pozycję strzelecką.
Z prób pokonania Witkowskiego nie rezygnowali zawodnicy w biało-zielonych strojach, ale na nasze szczęście górą w pojedynkach z Nowakiem i Traore był bramkarz z Gdyni. Nie mogąc znaleźć drogi do bramki po akcjach zespołowych, gospodarze zaczęli szukać szczęścia przewracając się w polu karnym gości, jednak bardzo dobrze prowadzący te zawody sędzia Górecki nie dał się nabrać na efektowne wywrotki Dawidowskiego, czy Buvala.
Arka wciąż skutecznie odpierała ataki biało-zielonych, jednak jej próby zagrożenia bramce Kapsy były coraz rzadsze. Mijały kolejne minuty, a przebieg meczu coraz bardziej zaczął sugerować, że tym razem w derbach padnie bezbramkowych remis. Kto wie, czy tak właśnie by się nie stało, gdyby nie sytuacja z 78. minuty. Rzut wolny spod linii bocznej boiska wykonywał Paweł Nowak, piłka poszybowała na piąty metr przed bramką Witkowskiego i gdy wydawało się, że sięgnie jej Bruma, ta jednak przeleciała tuż nad min i wylądowała na głowie Wiśniewskiego, który uderzył w ziemię i ostatecznie pokonał naszego bramkarza.
Jak słusznie po meczu stwierdził szkoleniowiec Arki, w tym momencie mecz już się skończył, bo zawodnikom zaczęły puszczać nerwy i do ostatniego gwizdka mieliśmy więcej spięć między piłkarzami, niż gry i poszukiwań wyrównującej bramki. Po jednej z nich o mało nie doszło do pojedynku na pięści między zawodnikami obu drużyn, a w 86. minucie napięcia nie wytrzymał Miroslav Bożok, który w bezmyślny sposób sfaulował Łukasza Surmę, co arbiter zakwalifikował na czerwoną kartkę.
Ostatecznie w derbach górą okazała się Lechia, choć z pewnością nie można powiedzieć, że Arka ustępowała w tym meczu swojemu rywalowi. Gdynianie znaleźli skuteczny sposób na wyhamowanie ofensywnych poczynań gdańszczan, lecz sami nie mieli argumentów, aby postraszyć w ofensywie faworyzowaną Lechię. Po dziewięciu kolejkach nasz zespół zatem pozostaje z „mało imponującym” dorobkiem zaledwie czterech zdobytych bramek w sezonie i szans na powiększenie tego dorobku będzie musiał szukać w meczu z GKS-em Bełchatów już w następny weekend w Gdyni.
Skubi
9. kolejka Ekstraklasy
Lechia Gdańsk - Arka Gdynia 1:0 (0:0)
Bramki: 78' Wiśniewski
Lechia: Kapsa - Wołąkiewicz, Bąk, Kożans, Deleu - Nowak, Surma (kpt.), Bajić (28' Wiśniewski) - Traore, Buval (90' Pietrowski), Lukjanovs (68' Dawidowski).
Arka: Witkowski (kpt.) - Noll, Rozić, Szmatiuk, Bruma - Glavina, Bożok, Płotka, Budziński (85' Mawaye), Labukas (64' Wilczyński) - Ivanovski.
Żółte kartki: Traore, Buval, Deleu, Wiśniewski - Szmatiuk, Rozić, Ivanovski, Noll
Czerwone kartki: Bożok
Sędzia: Mirosław Górecki (Ruda Śląska).
Widzów: 11.000 (w tym 600 Arki).
Do dzisiejszego meczu Lechia była zespołem, który imponował zarówno skutecznością, jak i dominacją nad rywalem na boisku. Jak się okazało, Dariusz Pasieka znalazł sposób na powstrzymanie faworyzowanej Lechii i jego zespół niemal całkowicie zneutralizował jej poczynania rywala w środku pola, co z każdą minutą przybliżało Arkę do wywiezienia z Gdańska zdobyczy punktowej. Niestety jeden dość prosty błąd przy stałym fragmencie gry zniweczył ten plan i ostatecznie gdynianie wrócili do domu bez punktu.
Od pierwszej minuty wróciły wspomnienia z poprzednich spotkań obu drużyn. Znów było nerwowo, dużo walki z obu stron i bardzo mało strzałów na bramkę. Arkowcy jednak zaskoczyli gospodarzy konsekwentnym rozbijaniem ich akcji już w zarodku, co sprowokowało piłkarzy Kafarskiego do dość częstych fauli, za które jednak arbiter nie ukarał nikogo żółtą kartką. Częste przechwyty Budzińskiego i Płotki owocowały akcjami ofensywnymi i dość często egzekwowanymi przez żółto-niebieskich rzutami rożnymi. Po jednym z nich, w 12 min. Kapsa miał spore problemy z chwyceniem piłki, jednak błędu bramkarza Lechii nie zdołał wykorzystać żaden z piłkarzy gości. W 19. minucie strzał oddał Glavina, lecz nie zdołał zaskoczyć Kapsy, który tym razem pewnie złapał futbolówkę.
W 26. minucie zawodnicy Pasieki omal nie wykorzystali chwilowego osłabienia Lechii, która za sprawą kontuzji Bajića grała przez kilka minut w „dziesiątkę”. Glavina zagrał na skrzydło do Brumy, który ograł Ljukanovsa, ale w decydującym momencie nie zdołał już zagrać dokładnej piłki do Ivanovskiego.
Chwilę później swoje okazje mieli gospodarze. Najpierw strzał z rzutu wolnego z okolic narożnika pola karnego zatrzymał się na murze obrońców, a zaraz potem strzał Deleu spokojnie wyłapał Witkowski. Warto odnotować, że było to pierwsze uderzenie w światło bramki w tym meczu!
Do końca pierwszej połowy spotkania nie odnotowaliśmy już więcej groźnych sytuacji, więc po pierwszych trzech kwadransach był bezbramkowy remis. Jedynym problemem naszego zespołu był fakt, że obaj środkowi obrońcy: Szmatiuk i Rozić, złapali już w tym meczu po żółtej kartce, więc istniało realne ryzyko osłabienia drużyny w dalszej fazie spotkania.
Tuż po wznowieniu gry niezłą sytuację wypracował sobie Ivanovski. Ograł dwóch Lechistów i znalazł się w polu karnym, lecz zamiast uderzać na bramkę szukał podania do partnera i w efekcie piłka padła łupem obrońcy Lechii. Gospodarze w odpowiedzi mocno natarli na bramkę gdynian, ale zarówno Buval, jak i Ljukanovs oraz Wiśniewski nie znaleźli sposobu na pokonanie Witkowskiego. W 52. min groźny strzał oddał Nowak, ale i tym razem górą był Witkowski. Bramkarz Arki już 60 sekund później musiał ratować swój zespół odważnym wyjściem pod nogi Buvala, bo Francuz o mały włos nie dopadł piłki zagranej w pole karne.
W kolejnych minutach żółto-niebiescy szybko przypomnieli sobie, w jaki sposób wyhamowali gospodarzy w pierwszej połowie i zdołali ponownie zneutralizować ich ataki. Autorem prób ofensywnych Arki najczęściej był Glavina, ale najczęściej brakowało precyzji , aby jednym z podań wyprowadzić kolegę na czystą pozycję strzelecką.
Z prób pokonania Witkowskiego nie rezygnowali zawodnicy w biało-zielonych strojach, ale na nasze szczęście górą w pojedynkach z Nowakiem i Traore był bramkarz z Gdyni. Nie mogąc znaleźć drogi do bramki po akcjach zespołowych, gospodarze zaczęli szukać szczęścia przewracając się w polu karnym gości, jednak bardzo dobrze prowadzący te zawody sędzia Górecki nie dał się nabrać na efektowne wywrotki Dawidowskiego, czy Buvala.
Arka wciąż skutecznie odpierała ataki biało-zielonych, jednak jej próby zagrożenia bramce Kapsy były coraz rzadsze. Mijały kolejne minuty, a przebieg meczu coraz bardziej zaczął sugerować, że tym razem w derbach padnie bezbramkowych remis. Kto wie, czy tak właśnie by się nie stało, gdyby nie sytuacja z 78. minuty. Rzut wolny spod linii bocznej boiska wykonywał Paweł Nowak, piłka poszybowała na piąty metr przed bramką Witkowskiego i gdy wydawało się, że sięgnie jej Bruma, ta jednak przeleciała tuż nad min i wylądowała na głowie Wiśniewskiego, który uderzył w ziemię i ostatecznie pokonał naszego bramkarza.
Jak słusznie po meczu stwierdził szkoleniowiec Arki, w tym momencie mecz już się skończył, bo zawodnikom zaczęły puszczać nerwy i do ostatniego gwizdka mieliśmy więcej spięć między piłkarzami, niż gry i poszukiwań wyrównującej bramki. Po jednej z nich o mało nie doszło do pojedynku na pięści między zawodnikami obu drużyn, a w 86. minucie napięcia nie wytrzymał Miroslav Bożok, który w bezmyślny sposób sfaulował Łukasza Surmę, co arbiter zakwalifikował na czerwoną kartkę.
Ostatecznie w derbach górą okazała się Lechia, choć z pewnością nie można powiedzieć, że Arka ustępowała w tym meczu swojemu rywalowi. Gdynianie znaleźli skuteczny sposób na wyhamowanie ofensywnych poczynań gdańszczan, lecz sami nie mieli argumentów, aby postraszyć w ofensywie faworyzowaną Lechię. Po dziewięciu kolejkach nasz zespół zatem pozostaje z „mało imponującym” dorobkiem zaledwie czterech zdobytych bramek w sezonie i szans na powiększenie tego dorobku będzie musiał szukać w meczu z GKS-em Bełchatów już w następny weekend w Gdyni.
Skubi
Copyright Arka Gdynia |