Aktualności
12.09.2010
Garnitur nie pomógł (Gazeta Wyborcza)
Żółto-niebiescy nie wygrali z Widzewem z co najmniej dwóch powodów. Pierwszy z nich poznaliśmy jeszcze przed rozpoczęciem meczu, kiedy okazało się, jaką jedenastkę desygnował do gry trener gospodarzy.
- Ante Rozić jest gotowy do gry nawet na 90 minut - mówił na czwartkowej konferencji Pasieka. Oznajmił to dwa dni po sparingu, który zorganizował głównie dla ogrania defensora, który wrócił do zdrowia po kontuzji. Tymczasem w sobotni wieczór wycofał się z własnego pomysłu i zaufał duetowi Michał Płotka-Maciej Szmatiuk, który - jak się okazało - był kluczowym dla przebiegu całego meczu. Pierwszy z nich popełnił błąd, po którym padła bramka dla rywali. Drugi go naprawił, doprowadzając do remisu.
Drugim powodem, dla którego Arka oddała Widzewowi jeden punkt, była słaba skuteczność. Gospodarze na rękach mogli nosić Emila Nolla, Wojciecha Wilczyńskiego czy Mirko Ivanovskiego, ale wszyscy trzej solidarnie zmarnowali dogodne okazje.
Pasieka zaskoczył nie tylko wyborem składu, ale i ustawieniem. Na środku pomocy obok Marcina Budzińskiego zagrał Miroslav Bożok, który do tej pory męczył się na obu skrzydłach.
- Miro zagrał dobre spotkanie. Był aktywny i zrobił to, na co liczyłem najbardziej, a więc ogranie przeciwnika jeden na jeden. Marcin grał z rezerwą, ale z asekuracji Bożoka wywiązał się dobrze - ocenił Pasieka.
Gospodarze zaczęli obiecująco, ale okres dobrej gry nie trwał zbyt długo. We wprowadzaniu niepotrzebnej nerwowości celował szczególnie Płotka, którego seria błędów była wodą na młyn dla gości. W 16. minucie po serii pomyłek całego bloku defensywnego przytomnością umysłu błysnął Przemysław Oziębała. Huknął na bramkę Norberta Witkowskiego jak z armaty, ten odbił piłkę jak gorącego ziemniaka, na co czekał tylko Darvydas Sernas. Litwin nie zwykł marnować takich okazji i uciszył niemal trzytysięczną gdyńską publiczność.
- Tego gola można potraktować bardziej jako bramkę samobójczą - stwierdził po meczu Pasieka, który w tym meczu zaprezentował się przed kibicami w szykownym garniturze.
Po stracie bramki Arka nie potrafiła opanować nerwów i skoncentrować się na odrabianiu strat. Wymiana trzech-czterech podań sprawiała jej ogromne problemy, co skrzętnie wykorzystywali rywale. Najpierw podwyższyć wynik mógł Sernas, a chwilę później piłkę nad wychodzącym Witkowskim przerzucał Oziębała, ale ta przeturlała się obok słupka. - Nasza gra wynikała z braku pewności. Trzeba uczciwie przyznać, że Płotka był dzisiaj ogniwem, które nam tej pewności nie dodawało - zrecenzował Pasieka.
Paradoksalnie po okresie katastrofalnej gry, gospodarze wyrównali. Denis Glavina z rzutu wolnego dośrodkował na głowę Szmatiuka, a ten precyzyjnym uderzeniem skierował piłkę do bramki Macieja Mielcarza. Przed przerwą prowadzenie dla gospodarzy mógł dać jeszcze Noll, ale w zamieszaniu pod bramką, z pięciu metrów oddał strzał słabszą prawą nogą, co kibice skwitowali jękiem zawodu.
- Do przerwy to my byliśmy stroną przeważającą, w drugiej połowie przewagę miała Arka - podsumował trener gości Andrzej Kretek. Dwie minuty po przerwie powinno być 2:1 dla żółto-niebieskich. W krótki róg strzelał Ivanovski, ale Mielcarz po raz kolejny nie dał się zaskoczyć. W drugiej połowie incydenty czysto piłkarskie (strzał głową Ugochukwu Ukaha i szansa Wilczyńskiego w 90. minucie) ustąpiły miejsca brutalnym i mało wyrafinowanym zachowaniom. Gra się zaostrzyła, a zagubiony sędzia Paweł Raczkowski pokazał aż 10 żółtych kartek. Oliwy do ognia dolewali sami zawodnicy, m.in. prowokacyjne zachowanie Tomasza Lisowskiego, który schodząc z boiska w bojowym geście "dziękował" nieprzyjaznej mu gdyńskiej publiczności.
- W pewnych momentach walka na boisku była za ostra, ale sądzę, że to my pokazaliśmy więcej piłki - zakończył Pasieka. Kretek dodał: Wynik mógł się potoczyć w obie strony. To był typowy mecz walki, a obie drużyny nie odstawiały nogi. Przyjechaliśmy do Gdyni po zwycięstwo, ale nie podobała mi się gra mojego zespołu.
Kontrowersyjnej pracy sędziego obaj szkoleniowcy nie chcieli komentować.
DLA GAZETY
Wojciech Wilczyński, pomocnik Arki
Spodziewaliśmy się więcej po tym meczu, ale pierwsza połowa pokazała, że mogliśmy to spotkanie przegrać. Przez parę minut graliśmy źle, a Widzew mógł strzelić nam jeszcze dwa gole. Upiekło nam się. Na szczęście później zdołaliśmy wyrównać i w drugiej połowie widać było, że zależało nam na zwycięstwie. Ja sam miałem okazje, szczególnie tę w 90. minucie. Można powiedzieć, że to była piłka meczowa. Nie chcę się usprawiedliwiać, ale fizycznie dzisiaj nie wyglądałem najlepiej. Nie jest łatwo wrócić po kontuzji i zagrać cały mecz na pełnych obrotach. Mam nadzieję, że trener da mi szansę za tydzień z Jagiellonią.
Miroslav Bożok, pomocnik Arki
To nie był mój pierwszy mecz na środku pomocy, wcześniej zdarzało się, że tak grałem. Nie wiem, z czego wynikała nasza nerwowość przed przerwą. Może z tego, że nie za bardzo wiedzieliśmy, jak się ustawić. No i ten Sernas, który biegał od pomocy do ataku, wprowadzając dużo zamieszania. Potem, jak już się w tym połapaliśmy, było lepiej.
Tadas Labukas, napastnik Arki
Punkt cieszy, ale wszyscy spodziewali się, że wygramy. To był taki mecz, że gdyby wygrała jedna z drużyn, druga nie mogłaby mieć większych pretensji. Dobrze, że po stracie bramki szybko udało nam się wyrównać. Szkoda, że świetnej okazji nie wykorzystał Emil Noll.
Tomasz Lisowski, pomocnik Widzewa
To był ciężki mecz, ale jeśli Arka nadal będzie grała taki futbol, to będzie miała w lidze ciężko. My się do nich dostosowaliśmy, a więc długa piłka od obrońców do któregoś z napastników. Wiedzieliśmy, że tak grają, że to daje im punkty, ale mamy niedosyt. Wyszliśmy z założenia, że jeśli nie będziemy mogli wygrać tego meczu, trzeba będzie go zremisować. Równie dobrze mogliśmy też przegrać, ale Maciej Mielcarz wybronił nam kilka okazji. Trudno, musimy szukać kompletu punktów za tydzień ze Śląskiem. Moje zachowanie przy zejściu z boiska nie było prowokacyjne. Kibice Arki nie wiedzą, że mam tutaj rodzinę i znajomych. Schodząc z boiska, te gesty były właśnie do nich.
Maciej Korolczuk
- Ante Rozić jest gotowy do gry nawet na 90 minut - mówił na czwartkowej konferencji Pasieka. Oznajmił to dwa dni po sparingu, który zorganizował głównie dla ogrania defensora, który wrócił do zdrowia po kontuzji. Tymczasem w sobotni wieczór wycofał się z własnego pomysłu i zaufał duetowi Michał Płotka-Maciej Szmatiuk, który - jak się okazało - był kluczowym dla przebiegu całego meczu. Pierwszy z nich popełnił błąd, po którym padła bramka dla rywali. Drugi go naprawił, doprowadzając do remisu.
Drugim powodem, dla którego Arka oddała Widzewowi jeden punkt, była słaba skuteczność. Gospodarze na rękach mogli nosić Emila Nolla, Wojciecha Wilczyńskiego czy Mirko Ivanovskiego, ale wszyscy trzej solidarnie zmarnowali dogodne okazje.
Pasieka zaskoczył nie tylko wyborem składu, ale i ustawieniem. Na środku pomocy obok Marcina Budzińskiego zagrał Miroslav Bożok, który do tej pory męczył się na obu skrzydłach.
- Miro zagrał dobre spotkanie. Był aktywny i zrobił to, na co liczyłem najbardziej, a więc ogranie przeciwnika jeden na jeden. Marcin grał z rezerwą, ale z asekuracji Bożoka wywiązał się dobrze - ocenił Pasieka.
Gospodarze zaczęli obiecująco, ale okres dobrej gry nie trwał zbyt długo. We wprowadzaniu niepotrzebnej nerwowości celował szczególnie Płotka, którego seria błędów była wodą na młyn dla gości. W 16. minucie po serii pomyłek całego bloku defensywnego przytomnością umysłu błysnął Przemysław Oziębała. Huknął na bramkę Norberta Witkowskiego jak z armaty, ten odbił piłkę jak gorącego ziemniaka, na co czekał tylko Darvydas Sernas. Litwin nie zwykł marnować takich okazji i uciszył niemal trzytysięczną gdyńską publiczność.
- Tego gola można potraktować bardziej jako bramkę samobójczą - stwierdził po meczu Pasieka, który w tym meczu zaprezentował się przed kibicami w szykownym garniturze.
Po stracie bramki Arka nie potrafiła opanować nerwów i skoncentrować się na odrabianiu strat. Wymiana trzech-czterech podań sprawiała jej ogromne problemy, co skrzętnie wykorzystywali rywale. Najpierw podwyższyć wynik mógł Sernas, a chwilę później piłkę nad wychodzącym Witkowskim przerzucał Oziębała, ale ta przeturlała się obok słupka. - Nasza gra wynikała z braku pewności. Trzeba uczciwie przyznać, że Płotka był dzisiaj ogniwem, które nam tej pewności nie dodawało - zrecenzował Pasieka.
Paradoksalnie po okresie katastrofalnej gry, gospodarze wyrównali. Denis Glavina z rzutu wolnego dośrodkował na głowę Szmatiuka, a ten precyzyjnym uderzeniem skierował piłkę do bramki Macieja Mielcarza. Przed przerwą prowadzenie dla gospodarzy mógł dać jeszcze Noll, ale w zamieszaniu pod bramką, z pięciu metrów oddał strzał słabszą prawą nogą, co kibice skwitowali jękiem zawodu.
- Do przerwy to my byliśmy stroną przeważającą, w drugiej połowie przewagę miała Arka - podsumował trener gości Andrzej Kretek. Dwie minuty po przerwie powinno być 2:1 dla żółto-niebieskich. W krótki róg strzelał Ivanovski, ale Mielcarz po raz kolejny nie dał się zaskoczyć. W drugiej połowie incydenty czysto piłkarskie (strzał głową Ugochukwu Ukaha i szansa Wilczyńskiego w 90. minucie) ustąpiły miejsca brutalnym i mało wyrafinowanym zachowaniom. Gra się zaostrzyła, a zagubiony sędzia Paweł Raczkowski pokazał aż 10 żółtych kartek. Oliwy do ognia dolewali sami zawodnicy, m.in. prowokacyjne zachowanie Tomasza Lisowskiego, który schodząc z boiska w bojowym geście "dziękował" nieprzyjaznej mu gdyńskiej publiczności.
- W pewnych momentach walka na boisku była za ostra, ale sądzę, że to my pokazaliśmy więcej piłki - zakończył Pasieka. Kretek dodał: Wynik mógł się potoczyć w obie strony. To był typowy mecz walki, a obie drużyny nie odstawiały nogi. Przyjechaliśmy do Gdyni po zwycięstwo, ale nie podobała mi się gra mojego zespołu.
Kontrowersyjnej pracy sędziego obaj szkoleniowcy nie chcieli komentować.
DLA GAZETY
Wojciech Wilczyński, pomocnik Arki
Spodziewaliśmy się więcej po tym meczu, ale pierwsza połowa pokazała, że mogliśmy to spotkanie przegrać. Przez parę minut graliśmy źle, a Widzew mógł strzelić nam jeszcze dwa gole. Upiekło nam się. Na szczęście później zdołaliśmy wyrównać i w drugiej połowie widać było, że zależało nam na zwycięstwie. Ja sam miałem okazje, szczególnie tę w 90. minucie. Można powiedzieć, że to była piłka meczowa. Nie chcę się usprawiedliwiać, ale fizycznie dzisiaj nie wyglądałem najlepiej. Nie jest łatwo wrócić po kontuzji i zagrać cały mecz na pełnych obrotach. Mam nadzieję, że trener da mi szansę za tydzień z Jagiellonią.
Miroslav Bożok, pomocnik Arki
To nie był mój pierwszy mecz na środku pomocy, wcześniej zdarzało się, że tak grałem. Nie wiem, z czego wynikała nasza nerwowość przed przerwą. Może z tego, że nie za bardzo wiedzieliśmy, jak się ustawić. No i ten Sernas, który biegał od pomocy do ataku, wprowadzając dużo zamieszania. Potem, jak już się w tym połapaliśmy, było lepiej.
Tadas Labukas, napastnik Arki
Punkt cieszy, ale wszyscy spodziewali się, że wygramy. To był taki mecz, że gdyby wygrała jedna z drużyn, druga nie mogłaby mieć większych pretensji. Dobrze, że po stracie bramki szybko udało nam się wyrównać. Szkoda, że świetnej okazji nie wykorzystał Emil Noll.
Tomasz Lisowski, pomocnik Widzewa
To był ciężki mecz, ale jeśli Arka nadal będzie grała taki futbol, to będzie miała w lidze ciężko. My się do nich dostosowaliśmy, a więc długa piłka od obrońców do któregoś z napastników. Wiedzieliśmy, że tak grają, że to daje im punkty, ale mamy niedosyt. Wyszliśmy z założenia, że jeśli nie będziemy mogli wygrać tego meczu, trzeba będzie go zremisować. Równie dobrze mogliśmy też przegrać, ale Maciej Mielcarz wybronił nam kilka okazji. Trudno, musimy szukać kompletu punktów za tydzień ze Śląskiem. Moje zachowanie przy zejściu z boiska nie było prowokacyjne. Kibice Arki nie wiedzą, że mam tutaj rodzinę i znajomych. Schodząc z boiska, te gesty były właśnie do nich.
Maciej Korolczuk
Copyright Arka Gdynia |