TA STRONA UŻYWA COOKIE.
Dowiedz się więcej o celu ich używania. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na korzystanie z cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.

chignahuapan
Arka-Facebook Arka-Instagram Arka-Twitter Arka-YouTube Arka-TikTok Arka LinkedIn NO10 Nocny Bieg Świętojański Stowarzyszenie Inicjatywa Arka Betclic


Aktualności

img

16.08.2010

Lech Poznań - Arka Gdynia 0:0 (Dziennik Bałtycki)

Piłkarze Arki Gdynia na sobotni mecz z mistrzem Polski Lechem nie pojechali do Poznania robić dobre wrażenie, ale twardo walczyć o ligowe punkty. Nie przestraszyli się mistrza i w nagrodę wyjechali z bezbramkowym remisem. Mało tego, to żółto-niebiescy byli bliżsi zwycięstwa. Do pełni szczęścia zabrakło gola, a w zasadzie wykorzystania doskonałej sytuacji Tadasa Labukasa na dwie minuty przed końcem spotkania. Arka zdobyła w Poznaniu swój pierwszy ligowy punkt w tym sezonie, ale na pierwszą bramkę musimy jeszcze poczekać.

Kiedy piłkarze wyszli na boisko znacznie więcej zaskoczeń było w składzie gospodarzy. Trener Jacek Zieliński, co było wcześniej wiadomo, nie mógł skorzystać z kontuzjowanych obrońców Bartosza Bosackiego i Grzegorza Wojtkowiaka, ale już Siergieja Kriweca i Artura Wichniarka sam posadził na ławce rezerwowych, a od pierwszej minuty dał szanse gry pozyskanemu z Arki Joelowi Tshibambie. Natomiast gdyński szkoleniowiec dokonał tylko jednej zmiany. Rolę wysuniętego napastnika powierzył, kosztem Tadasa Labukasa, Kameruńczykowi Josephowi Mawaye.

Pierwszy kwadrans sobotniego mecz pokazał, że Lechowi daleko do mistrzowskiej formy, a Arka to nie jest już ta drużyna, która w poprzednim sezonie do ostatniego meczu broniła się przed spadkiem. Wielkiego futbolu w Poznaniu jednak nie było, a żywsze reakcje na trybunach wywoływały tylko pojedynki Manuela Arboledy z Mawaye. Kameruńczyk, podobnie jak wszyscy jego koledzy, pokazał, że Arboleda nie taki straszny i można z nim powalczyć. Kolejne minuty nie przynosiły zmiany obrazu gry, chociaż próby ataków gospodarzy były groźniejsze, a pod bramką gdynian zdarzały się błędy.

Po jednym z nich, w 23. minucie - kiedy w akcji ratunkowej Marciano Bruma "szczupakiem" zagrał piłkę do Sławomira Peszki - skrzydłowy Lecha nie trafił piłką do bramki, chociaż strzelał z 8-10 metrów. Trzy minuty później znowu Bruma mógł zostać negatywnym bohaterem Arki. To w starciu z nim przewrócił się w polu karnym Rudnevs, ale arbiter nie podyktował rzutu karnego, którego domagali się zawodnicy i kibice Lecha. Być może dlatego, że Rudnevs upadł zbyt teatralnie...

Wreszcie w 38. minucie Filip Burkhardt zdecydował się na strzał z około 30 metrów. Wolno lecąca piłka wpadła w ręce poznańskiego bramkarza, ale statystycznie był to pierwszy i zarazem ostatni w pierwszej połowie celny strzał w tym meczu.

- Gra nam się nie układa, ale po przerwie, chociażby na kolanach, musimy ten mecz wygrać - deklarował po 45 minutach spotkania obrońca Lecha Marcin Kikut.

Poznańscy kibice, przemieszani z sympatykami Arki, szturmu gospodarzy jednak się nie doczekali. Piłkarze Arki grali nadal bardzo konsekwentnie w defensywie, a z boiska wiało nudą. W 56 minucie, po rzucie wolnym dla Arki, Kikut tak nieszczęśliwie trącił piłkę głową, że ta trafiła w poprzeczkę bramki Lecha. Prawdziwe piłkarskie emocje rozpoczęły się jednak w ostatnich dziesięciu minutach poznańskiego meczu. Nie dlatego, że Lech rzucił się do ataku, a dlatego, że to gdynianie zaczęli szukać szans na zwycięstwo. W 80 minucie Denis Glavina podał z rzutu rożnego do Macieja Szmatiuka, a ten strzelając głową z pięciu metrów trafił futbolówką prosto w bramkarza Lecha. Gospodarze zrewanżowali się akcją przeprowadzoną minutę później. Kriwec wyłożył piłkę Rudnevcowi, ale ten mając do bramki 7-8 metrów strzelił nad poprzeczką.

W 83 minucie dwójkowa akcja Miroslava Bożoka i Mirko Ivanovskiego zakończyła się szczęśliwym zablokowaniem strzału tego drugiego. Wreszcie akcja meczu Arki miała miejsce w 88 minucie. Ivanovski, który dał naprawdę dobrą zmianę, znakomitym podaniem otworzył drogę do bramki Tadasowi Labukasowi.

Labukas minął jeszcze Dimitrije Injaca i stanął oko w oko z bramkarzem Lecha. Jasmin Burić wygrał jednak ten pojedynek, a dopiero w telewizyjnych powtórkach widać było, że tuż przed samym strzałem piłka podskoczyła Labukasowi, który zamiast po ziemi posłać futbolówkę do siatki, trafił ją inaczej niż zamierzał, podniósł, a to pomogło w skutecznej interwencji poznańskiemu bramkarzowi.

Jeszcze w 90 minucie mocno i celnie strzelał na bramkę Lecha Glavina, ale i w tym przypadku górą był Burić.

To swojemu bramkarzowi Lech zawdzięcza remis, to Arka w ostatnich 10 minutach sobotniego meczu była drużyna wyraźnie lepszą i bliższą zwycięstwa.

więcej: www.dziennikbaltycki.pl







Poprzedni Następny

 

 

 

 

 

 

SPONSORZY MŁODEJ ARKI

 

 

     

 

 

 

 

 

 

PARTNERZY MEDIALNI

 

 

Arka Gdynia Copyright Arka Gdynia