Aktualności
29.06.2010
Jaka praca taka płaca (Przegląd Sportowy)
Czasy, gdy w Arce piłkarze zarabiali 50 tysięcy złotych miesięcznie bez względu na to, jaką formę prezentowali, to już przeszłość. Teraz pensje zależą od jakości występów piłkarza na boisku i wyników drużyny.
Czasy, gdy w Arce piłkarze zarabiali 50 tysięcy złotych miesięcznie bez względu na to, jaką formę prezentowali, to już przeszłość. Od roku, po objęciu funkcji dyrektora sportowego w gdyńskim klubie przez Andrzeja Czyżniewskiego, kontrakty tak są konstruowane, że znaczna część uposażenia zależy od jakości występów piłkarza na boisku i wyników drużyny. Co więcej indywidualne zapisy umów między klubem a zawodnikiem do tego stopnia są tajemnicą, że są nie zna ich nawet trener Dariusz Pasieka. Szkoleniowiec żółto-niebieskich zresztą od razu po podjęciu pracy w Gdyni pół żartem pół serio zadeklarował:: - Wolę dzień wolny po meczu spędzić z żoną niż zastanawiać się, któremu piłkarzowi dać większą, a któremu mniejszą premię.
Płaca wszystkich piłkarzy Arki, którzy kontrakty podpisywali począwszy od lata 2009 roku, składa się z czterech elementów: pensji zasadniczej oraz tzw. wejściówki, premii za punkt ligowy oraz gratyfikacji za wynik osiągnięty na koniec sezonu. Wszystkie te elementy są zróżnicowane i ustalane dla danego gracza osobno. Ponadto są zapisywane również klauzule odnośnie liczby meczów, po który rozegraniu piłkarz będzie miał przedłużoną umowę o kolejny sezon. Z takiego zapisu skorzystali przed wakacjami m.in. Andrzej Bledzewski i Joel Tshibamba. - Ideałem byłoby, aby płaca zasadnicza nie stanowiła więcej niż 50 procent całości pensji, ale polskich piłkarzy do tego motywacyjnego systemu trudniej przekonać - przyznaje dyrektor Czyżniewski. Nic dziwnego, gdyż na przykład tzw. wejściówki wypłacane są tylko piłkarzom, którzy w danym meczu pojawili się na boisku, a rezerwowi już muszą obejść się smakiem. Podobnie premie za zdobywane punkty i zrealizowanie cel są zróżnicowane w zależności od tego, jaki wkład powinien mieć dany zawodnik na wynik drużyny.
Czasy, gdy w Arce piłkarze zarabiali 50 tysięcy złotych miesięcznie bez względu na to, jaką formę prezentowali, to już przeszłość. Od roku, po objęciu funkcji dyrektora sportowego w gdyńskim klubie przez Andrzeja Czyżniewskiego, kontrakty tak są konstruowane, że znaczna część uposażenia zależy od jakości występów piłkarza na boisku i wyników drużyny. Co więcej indywidualne zapisy umów między klubem a zawodnikiem do tego stopnia są tajemnicą, że są nie zna ich nawet trener Dariusz Pasieka. Szkoleniowiec żółto-niebieskich zresztą od razu po podjęciu pracy w Gdyni pół żartem pół serio zadeklarował:: - Wolę dzień wolny po meczu spędzić z żoną niż zastanawiać się, któremu piłkarzowi dać większą, a któremu mniejszą premię.
Płaca wszystkich piłkarzy Arki, którzy kontrakty podpisywali począwszy od lata 2009 roku, składa się z czterech elementów: pensji zasadniczej oraz tzw. wejściówki, premii za punkt ligowy oraz gratyfikacji za wynik osiągnięty na koniec sezonu. Wszystkie te elementy są zróżnicowane i ustalane dla danego gracza osobno. Ponadto są zapisywane również klauzule odnośnie liczby meczów, po który rozegraniu piłkarz będzie miał przedłużoną umowę o kolejny sezon. Z takiego zapisu skorzystali przed wakacjami m.in. Andrzej Bledzewski i Joel Tshibamba. - Ideałem byłoby, aby płaca zasadnicza nie stanowiła więcej niż 50 procent całości pensji, ale polskich piłkarzy do tego motywacyjnego systemu trudniej przekonać - przyznaje dyrektor Czyżniewski. Nic dziwnego, gdyż na przykład tzw. wejściówki wypłacane są tylko piłkarzom, którzy w danym meczu pojawili się na boisku, a rezerwowi już muszą obejść się smakiem. Podobnie premie za zdobywane punkty i zrealizowanie cel są zróżnicowane w zależności od tego, jaki wkład powinien mieć dany zawodnik na wynik drużyny.
Copyright Arka Gdynia |