Aktualności
20.03.2010
Arka wreszcie zwycięska (Gazeta Wyborcza)
Po mało widowiskowej, ale niezwykle skutecznej grze piłkarze Arki Gdynia wreszcie wygrali przed własną publicznością. Żółto-niebiescy po golach Joela Tshibamby i Tadasa Labukasa pokonali 2:0 Cracovię.
Trener gospodarzy zaskoczył składem, mimo że przed meczem mówiło się o kilku roszadach. Od pierwszych minut zagrał Dariusz Ulanowski (zastąpił kontuzjowanego Mateusza Sieberta), w środku pola po dłuższej przerwie pojawił się Adrian Mrowiec, a Marcin Budziński zastąpił na prawej pomocy Bułgara Ljubomira Ljubenova. Jednak największą niespodzianką w składzie okazał się Norbert Witkowski. - Od dawna mówiłem, że mam dwóch równorzędnych bramkarzy. Andrzejowi Bledzewskiemu brakowało ostatnio szczęścia, stąd ta decyzja - tłumaczył po meczu trener Arki Dariusz Pasieka.
W pierwszej połowie na boisku działo się niewiele. W główną rolę tego nudnego widowiska postanowił wcielić się młody pomocnik Pasów Mateusz Klich. Najpierw w 22. min po świetnej akcji Matusiaka z Sasinem, ten ostatni wyłożył piłkę Klichowi. Pomocnikowi Cracovii nie pozostało nic innego jak z kilku metrów umieścić ją w bramce Witkowskiego, ale zabrakło mu zimnej krwi i precyzji. Dwie minuty przed przerwą Klich wpisał się jednak do protokołu sędziowskiego, otrzymując czerwoną kartkę. Przy bocznej linii w starciu z Robertem Bednarkiem uniósł zbyt wysoko nogę, trafiając obrońcę Arki czubkiem buta w głowę. Sędzia nie wahając się wyjął czerwoną kartkę (Klich miał już na koncie żółtą kartkę, ale z boiska został wyrzucony za faul na Bednarku). Arka w pierwszej połowie ani razu nie zagroziła bramce gości. Żółto-niebiescy oddali jeden strzał, w dodatku niecelny (uderzenie Joela Tshibamby), ich gra była przewidywalna, a akcjom w ofensywie brakowało pomysłowości. - Widać, że oba zespoły cofnęły się głęboko i zależy im przede wszystkim na tym, by nie stracić bramki. Może po czerwonej kartce Arka ruszy odważniej do przodu? - zastanawiał się w przerwie obecny na trybunach Stefan Majewski, selekcjoner kadry U-23.
Jego słowa okazały się prorocze. Już pięć minut po rozpoczęciu drugiej połowy Arka prowadziła 1:0. Zbyt krótkie wybicie piłki Pawła Sasina wykorzystał Maciej Szmatiuk, długim podaniem głową uruchamiając szybkiego Tshibambę. Ten wykorzystał niezdecydowanie Łukasza Tupalskiego i niemal w identyczny sposób jak zrobił to w sparingu z Zawiszą Bydgoszcz umieścił piłkę w siatce. Grająca w dziesiątkę Cracovia na bramkę gospodarzy nie zareagowała. Trener Orest Lenczyk wpuszczał na boisko kolejnych zawodników, ale ci nie byli w stanie odmienić losów meczu.
Po strzelonej bramce Arka nie przestała atakować, ale wobec słabszej dyspozycji Przemysława Trytki jej ataki kończyły się daleko od bramki Łukasza Merdy. W drugiej połowie osłabieni goście zaledwie raz zagrozili bramce Witkowskiego (po strzale z rzutu wolnego Michała Golińskiego piłkę pewnie złapał bramkarz Arki). Po jednym z kontrataków siły na boisku się wyrównały. Mający na koncie żółtą kartkę Mrowiec taktycznie sfaulował Sławomira Szeligę i na 12 min przed końcem meczu mógł wziąć prysznic. Cracovia zwietrzyła swoją szansę na remis i szybko została skarcona. Dwie minuty później na 2:0 strzałem głową podwyższył Tadas Labukas i było po meczu. - Szkoda, bo do Krakowa chcieliśmy wrócić z jakimiś punktami - podsumował pomocnik Cracovii Dariusz Pawlusiński.
Maciej Karolczuk
Trener gospodarzy zaskoczył składem, mimo że przed meczem mówiło się o kilku roszadach. Od pierwszych minut zagrał Dariusz Ulanowski (zastąpił kontuzjowanego Mateusza Sieberta), w środku pola po dłuższej przerwie pojawił się Adrian Mrowiec, a Marcin Budziński zastąpił na prawej pomocy Bułgara Ljubomira Ljubenova. Jednak największą niespodzianką w składzie okazał się Norbert Witkowski. - Od dawna mówiłem, że mam dwóch równorzędnych bramkarzy. Andrzejowi Bledzewskiemu brakowało ostatnio szczęścia, stąd ta decyzja - tłumaczył po meczu trener Arki Dariusz Pasieka.
W pierwszej połowie na boisku działo się niewiele. W główną rolę tego nudnego widowiska postanowił wcielić się młody pomocnik Pasów Mateusz Klich. Najpierw w 22. min po świetnej akcji Matusiaka z Sasinem, ten ostatni wyłożył piłkę Klichowi. Pomocnikowi Cracovii nie pozostało nic innego jak z kilku metrów umieścić ją w bramce Witkowskiego, ale zabrakło mu zimnej krwi i precyzji. Dwie minuty przed przerwą Klich wpisał się jednak do protokołu sędziowskiego, otrzymując czerwoną kartkę. Przy bocznej linii w starciu z Robertem Bednarkiem uniósł zbyt wysoko nogę, trafiając obrońcę Arki czubkiem buta w głowę. Sędzia nie wahając się wyjął czerwoną kartkę (Klich miał już na koncie żółtą kartkę, ale z boiska został wyrzucony za faul na Bednarku). Arka w pierwszej połowie ani razu nie zagroziła bramce gości. Żółto-niebiescy oddali jeden strzał, w dodatku niecelny (uderzenie Joela Tshibamby), ich gra była przewidywalna, a akcjom w ofensywie brakowało pomysłowości. - Widać, że oba zespoły cofnęły się głęboko i zależy im przede wszystkim na tym, by nie stracić bramki. Może po czerwonej kartce Arka ruszy odważniej do przodu? - zastanawiał się w przerwie obecny na trybunach Stefan Majewski, selekcjoner kadry U-23.
Jego słowa okazały się prorocze. Już pięć minut po rozpoczęciu drugiej połowy Arka prowadziła 1:0. Zbyt krótkie wybicie piłki Pawła Sasina wykorzystał Maciej Szmatiuk, długim podaniem głową uruchamiając szybkiego Tshibambę. Ten wykorzystał niezdecydowanie Łukasza Tupalskiego i niemal w identyczny sposób jak zrobił to w sparingu z Zawiszą Bydgoszcz umieścił piłkę w siatce. Grająca w dziesiątkę Cracovia na bramkę gospodarzy nie zareagowała. Trener Orest Lenczyk wpuszczał na boisko kolejnych zawodników, ale ci nie byli w stanie odmienić losów meczu.
Po strzelonej bramce Arka nie przestała atakować, ale wobec słabszej dyspozycji Przemysława Trytki jej ataki kończyły się daleko od bramki Łukasza Merdy. W drugiej połowie osłabieni goście zaledwie raz zagrozili bramce Witkowskiego (po strzale z rzutu wolnego Michała Golińskiego piłkę pewnie złapał bramkarz Arki). Po jednym z kontrataków siły na boisku się wyrównały. Mający na koncie żółtą kartkę Mrowiec taktycznie sfaulował Sławomira Szeligę i na 12 min przed końcem meczu mógł wziąć prysznic. Cracovia zwietrzyła swoją szansę na remis i szybko została skarcona. Dwie minuty później na 2:0 strzałem głową podwyższył Tadas Labukas i było po meczu. - Szkoda, bo do Krakowa chcieliśmy wrócić z jakimiś punktami - podsumował pomocnik Cracovii Dariusz Pawlusiński.
Maciej Karolczuk
Copyright Arka Gdynia |