Aktualności
04.11.2009
Arka poza Remes Pucharem Polski (Dziennik Baltycki)
W meczu 1/8 finału Pucharu Polski Arka Gdynia przegrała po dogrywce z Jagiellonią Białystok 0:2.
Pogoda nie była wczoraj sprzymierzeńcem piłkarzy. Zimno, wietrznie, nieprzyjemnie. W takich warunkach o awans do ósemki najlepszych drużyn w rozgrywkach Remes Pucharu Polski walczyli wczoraj w godzinach wieczornych piłkarze Arki Gdynia i Jagiellonii Białystok. Sprawa awansu rozstrzygnęła się, szczęśliwie dla gości - po dwóch rzutach karnych - dopiero w dogrywce.
Obaj trenerzy przed meczem deklarowali chęć gry o awans. Trener Arki Dariusz Pasieka potwierdził te deklaracje posyłając na boisko praktycznie najsilniejszy skład jakim aktualnie dysponuje.
Praktycznie, bo zabrakło tylko Andrzeja Bledzewskiego w bramce i bohatera zwycięskiego spotkania z Odrą Wodzisław, strzelca dwóch goli Przemysława Trytkę.
- Przemek zgłosił drobny uraz, nie chcemy więc ryzykować jego zdrowia, ale jest na ławce rezerwowych - tłumaczył szkoleniowiec żółto-niebieskich.
Opiekun "Jagi" Michał Probierz nic nie tłumaczył, ale z ostatniego zwycięskiego ligowego meczu z Polonia wystawił w podstawowym składzie tylko pięciu zawodników. Miejsce na ławce rezerwowych zajęli między innymi Tomasz Frankowski, Kamil Grosicki i Hermes.
Od pierwszych minut inicjatywę w tym spotkaniu przejęli gdynianie. Grali szybko, agresywnie, presingiem już na połowie rywali. Jednak dopiero w 29 minucie gospodarze oddali pierwszy celny strzał na bramkę. Z linii pola karnego strzelał Lubomir Lubenow, ale Rafał Gikiewicz pewnie obronił. Nie dał się też pokonać do przerwy kiedy z kilku metrów uderzał futbolówkę Tadas Labukas, a później Bartosz Ława z rzutu wolnego.
Kiedy do 70 minuty bramki w Gdyni nie padały, dostrzegł w tym szansę dla swojej drużyny Probierz i na ostatnie 20 minut wprowadził na boisko Grosickiego i Hermesa. Pasieka "odpowiedział" Karwanem i Czoską. Trener "Jagi" po kilku minutach "dołożył" jeszcze Frankowskiego. Efektów bramkowych nadal jednak nie było, a najbliżej szczęścia był Ława, który przegrał jednak pojedynek sam na sam z Gikiewiczem.
W 82 minucie szczęście, a tak się przynajmniej zdawało, uśmiechnęło się do gospodarzy. Bruno, w polu karnym, zupełnie bezmyślnie sfaulował Sakaliewa. Rzut karny. Adrian Mrowiec strzelał, Gikiewicz odbił piłkę. Mrowiec dobijał głową z trzech metrów do pustej praktycznie bramki i... nie trafił. Czy to tylko pech!? W 89 minucie sędziemu zabrakło odwagi, aby podyktować dla Arki drugiego karnego, kiedy piłka trafiła w rękę Krzysztofa Króla. Zatem ciągle 0:0 i dogrywka.
W 94 minucie Wojciech Wilczyński faulowal w polu karnym Grosickiego i w Gdyni znowu był karny. Dla Jagiellonii, a Frankowski pokazał jak zdobywa się gola z 11 metrów. W 113 minucie "Franek" łowca bramek - po faulu Kowalskiego na Grosickim - po raz drugi trafił do siatki Arki z karnego.
Więcej na stronie Dziennika Bałtyckiego: TUTAJ
Pogoda nie była wczoraj sprzymierzeńcem piłkarzy. Zimno, wietrznie, nieprzyjemnie. W takich warunkach o awans do ósemki najlepszych drużyn w rozgrywkach Remes Pucharu Polski walczyli wczoraj w godzinach wieczornych piłkarze Arki Gdynia i Jagiellonii Białystok. Sprawa awansu rozstrzygnęła się, szczęśliwie dla gości - po dwóch rzutach karnych - dopiero w dogrywce.
Obaj trenerzy przed meczem deklarowali chęć gry o awans. Trener Arki Dariusz Pasieka potwierdził te deklaracje posyłając na boisko praktycznie najsilniejszy skład jakim aktualnie dysponuje.
Praktycznie, bo zabrakło tylko Andrzeja Bledzewskiego w bramce i bohatera zwycięskiego spotkania z Odrą Wodzisław, strzelca dwóch goli Przemysława Trytkę.
- Przemek zgłosił drobny uraz, nie chcemy więc ryzykować jego zdrowia, ale jest na ławce rezerwowych - tłumaczył szkoleniowiec żółto-niebieskich.
Opiekun "Jagi" Michał Probierz nic nie tłumaczył, ale z ostatniego zwycięskiego ligowego meczu z Polonia wystawił w podstawowym składzie tylko pięciu zawodników. Miejsce na ławce rezerwowych zajęli między innymi Tomasz Frankowski, Kamil Grosicki i Hermes.
Od pierwszych minut inicjatywę w tym spotkaniu przejęli gdynianie. Grali szybko, agresywnie, presingiem już na połowie rywali. Jednak dopiero w 29 minucie gospodarze oddali pierwszy celny strzał na bramkę. Z linii pola karnego strzelał Lubomir Lubenow, ale Rafał Gikiewicz pewnie obronił. Nie dał się też pokonać do przerwy kiedy z kilku metrów uderzał futbolówkę Tadas Labukas, a później Bartosz Ława z rzutu wolnego.
Kiedy do 70 minuty bramki w Gdyni nie padały, dostrzegł w tym szansę dla swojej drużyny Probierz i na ostatnie 20 minut wprowadził na boisko Grosickiego i Hermesa. Pasieka "odpowiedział" Karwanem i Czoską. Trener "Jagi" po kilku minutach "dołożył" jeszcze Frankowskiego. Efektów bramkowych nadal jednak nie było, a najbliżej szczęścia był Ława, który przegrał jednak pojedynek sam na sam z Gikiewiczem.
W 82 minucie szczęście, a tak się przynajmniej zdawało, uśmiechnęło się do gospodarzy. Bruno, w polu karnym, zupełnie bezmyślnie sfaulował Sakaliewa. Rzut karny. Adrian Mrowiec strzelał, Gikiewicz odbił piłkę. Mrowiec dobijał głową z trzech metrów do pustej praktycznie bramki i... nie trafił. Czy to tylko pech!? W 89 minucie sędziemu zabrakło odwagi, aby podyktować dla Arki drugiego karnego, kiedy piłka trafiła w rękę Krzysztofa Króla. Zatem ciągle 0:0 i dogrywka.
W 94 minucie Wojciech Wilczyński faulowal w polu karnym Grosickiego i w Gdyni znowu był karny. Dla Jagiellonii, a Frankowski pokazał jak zdobywa się gola z 11 metrów. W 113 minucie "Franek" łowca bramek - po faulu Kowalskiego na Grosickim - po raz drugi trafił do siatki Arki z karnego.
Więcej na stronie Dziennika Bałtyckiego: TUTAJ
Copyright Arka Gdynia |