Aktualności
02.11.2009
Arka zwycięska w Gdyni (Dziennik Bałtycki)
Piłkarze Arki po raz pierwszy w sezonie wygrali na własnym boisku. Pokonali Odrę Wodzisław 2:0 po golach Przemysława Trytki
Nareszcie! Piłkarze, trenerzy i kibice Arki mogą odetchnąć z ulgą. W 12 kolejce ekstraklasy Arka wreszcie odniosła pierwsze zwycięstwo przed własną publicznością. Żółto-niebiescy zagrali najlepsze 45 minut, w pierwszej połowie - tej jesieni. Do tego mieli w składzie Przemysława Trytkę, strzelca dwóch efektownych bramek. Zasłużone 2:0 gdynian, to także awans w tabeli i spokojniejsze najbliższe tygodnie.
Ten mecz ułożył się dla gospodarzy jak marzenie. Lepszego otwarcia nie można było oczekiwać. Już w trzeciej minucie dwójkowa akcja Stojko Sakaliewa i Przemysława Trytki zakończyła się skutecznym strzałem tego ostatniego. Kibice jeszcze nie przestali wiwatować, a już mieli kolejny powód do radości. Łukasz Kowalski wyrzucił piłkę z autu prosto na głowę Sakaliewa, ten odegrał do Trytki, a zawodnik Arki z powietrza uderzył celnie i efektownie. Piłka otarła się o wewnętrzną część poprzeczki i wpadła do bramki obok kompletnie bezradnego i zaskoczonego Adama Stachowiaka. Po prostu stadiony świata. To była dopiero szósta minuta meczu w Gdyni. Jednocześnie były to gole nr 300 i 301 Arki w historii jej występów w ekstraklasie. A przed laty jubileuszowe gole, premierowego strzelił Zbigniew Kupcewicz, zdobywali: Janusz Kupcewicz - 100 i Waldemar Malcher - 200.
Wróćmy jednak do tego co wczoraj działo się na gdyńskim boisku. Już wiadomo, że więcej goli nie padło, chociaż... mogło. Rozochocony strzeleckimi popisami Trytko w 17 minucie, po dobrym dośrodkowaniu Lubomira Lubenowa, trafił piłką w poprzeczkę, a w 32 minucie Bartosz Ława - podawał Sakaliew - trafił w słupek. Statystycznie te oba strzały były niecelne, ale poziom adrenaliny i zadowolenia fanów Arki na pewno podniosły.
Z pierwszej połowy zapamiętałem jeszcze trzy sprinty Kowalskiego, takie 30-40 metrowe, kiedy włączał się do akcji ofensywnych na tzw. obieg. To już kanon współczesnego futbolu, ale... koledzy nie zauważyli jego wysiłków. Mam więc apel do Bartosza Ławy i Marcina Budzińskiego, bo to oni nie odegrali mu piłki - nie męczcie "Kowala" i futbolu, bo podanie w takiej sytuacji to praktycznie obowiązek. Tymczasem obaj wymienieni zawodnicy złamali akcje do środka i stracili piłkę.
W przerwie, szukając ratunku dla swojej drużyny, trener gości Robert Moskal dokonał dwóch zmian. Na boisku pojawili się Tomas Radzinevicius i Jan Woś, a ich pierwsza akcja w 46 minucie mogła zakończyć się golem. Na szczęście dla gospodarzy, Woś będąc 10 metrów od bramki Arki źle trafił w piłkę. Jeszcze lepsza sytuacje wodzisławianie mieli w 62 minucie. Po rzucie rożnym zawodnicy Arki zgubili krycie, ale Marcin Dymkowski, chociaż strzelał w idealnej sytuacji z pięciu metrów, delikatnie podał piłkę prosto w ręce Andrzeja Bledzewskiego.
Jeszcze w 72 minucie wynik tego meczu mógł ulec zmianie. Najpierw jednak Deivydas Matulevicius obił piłką słupek, a w kontrataku Tadas Labukas trafił w poprzeczkę. Arka, grając znacznie lepiej do przerwy, sięgnęła po w pełni zasłużone zwycięstwo, a ozdobą sobotniego meczu był przepięknej urody, ten drugi, gol Trytki.
Po meczu w znacznie gorszym nastroju był szkoleniowiec Odry:
- Graliśmy bardzo słabo. Jestem zbyt wzburzony, aby komentować to, co wyczyniali dzisiaj na boisku moi zawodnicy. Nie chcę po prostu nikogo obrażać. Oceny tego meczu dokonam po powrocie do Wodzisławia - powiedział trener Moskal.
- A ja się cieszę, że nasza praca przynosi efekty. Na to zwycięstwo w Gdyni długo czekaliśmy, ale wreszcie nasi kibice mają powody do radości. Wygraliśmy pewnie, szkoda tylko, że nie zdobyliśmy chociaż jednej bramki więcej, bo przecież były takie okazje - mówił uradowany trener Dariusz Pasieka.
Nareszcie! Piłkarze, trenerzy i kibice Arki mogą odetchnąć z ulgą. W 12 kolejce ekstraklasy Arka wreszcie odniosła pierwsze zwycięstwo przed własną publicznością. Żółto-niebiescy zagrali najlepsze 45 minut, w pierwszej połowie - tej jesieni. Do tego mieli w składzie Przemysława Trytkę, strzelca dwóch efektownych bramek. Zasłużone 2:0 gdynian, to także awans w tabeli i spokojniejsze najbliższe tygodnie.
Ten mecz ułożył się dla gospodarzy jak marzenie. Lepszego otwarcia nie można było oczekiwać. Już w trzeciej minucie dwójkowa akcja Stojko Sakaliewa i Przemysława Trytki zakończyła się skutecznym strzałem tego ostatniego. Kibice jeszcze nie przestali wiwatować, a już mieli kolejny powód do radości. Łukasz Kowalski wyrzucił piłkę z autu prosto na głowę Sakaliewa, ten odegrał do Trytki, a zawodnik Arki z powietrza uderzył celnie i efektownie. Piłka otarła się o wewnętrzną część poprzeczki i wpadła do bramki obok kompletnie bezradnego i zaskoczonego Adama Stachowiaka. Po prostu stadiony świata. To była dopiero szósta minuta meczu w Gdyni. Jednocześnie były to gole nr 300 i 301 Arki w historii jej występów w ekstraklasie. A przed laty jubileuszowe gole, premierowego strzelił Zbigniew Kupcewicz, zdobywali: Janusz Kupcewicz - 100 i Waldemar Malcher - 200.
Wróćmy jednak do tego co wczoraj działo się na gdyńskim boisku. Już wiadomo, że więcej goli nie padło, chociaż... mogło. Rozochocony strzeleckimi popisami Trytko w 17 minucie, po dobrym dośrodkowaniu Lubomira Lubenowa, trafił piłką w poprzeczkę, a w 32 minucie Bartosz Ława - podawał Sakaliew - trafił w słupek. Statystycznie te oba strzały były niecelne, ale poziom adrenaliny i zadowolenia fanów Arki na pewno podniosły.
Z pierwszej połowy zapamiętałem jeszcze trzy sprinty Kowalskiego, takie 30-40 metrowe, kiedy włączał się do akcji ofensywnych na tzw. obieg. To już kanon współczesnego futbolu, ale... koledzy nie zauważyli jego wysiłków. Mam więc apel do Bartosza Ławy i Marcina Budzińskiego, bo to oni nie odegrali mu piłki - nie męczcie "Kowala" i futbolu, bo podanie w takiej sytuacji to praktycznie obowiązek. Tymczasem obaj wymienieni zawodnicy złamali akcje do środka i stracili piłkę.
W przerwie, szukając ratunku dla swojej drużyny, trener gości Robert Moskal dokonał dwóch zmian. Na boisku pojawili się Tomas Radzinevicius i Jan Woś, a ich pierwsza akcja w 46 minucie mogła zakończyć się golem. Na szczęście dla gospodarzy, Woś będąc 10 metrów od bramki Arki źle trafił w piłkę. Jeszcze lepsza sytuacje wodzisławianie mieli w 62 minucie. Po rzucie rożnym zawodnicy Arki zgubili krycie, ale Marcin Dymkowski, chociaż strzelał w idealnej sytuacji z pięciu metrów, delikatnie podał piłkę prosto w ręce Andrzeja Bledzewskiego.
Jeszcze w 72 minucie wynik tego meczu mógł ulec zmianie. Najpierw jednak Deivydas Matulevicius obił piłką słupek, a w kontrataku Tadas Labukas trafił w poprzeczkę. Arka, grając znacznie lepiej do przerwy, sięgnęła po w pełni zasłużone zwycięstwo, a ozdobą sobotniego meczu był przepięknej urody, ten drugi, gol Trytki.
Po meczu w znacznie gorszym nastroju był szkoleniowiec Odry:
- Graliśmy bardzo słabo. Jestem zbyt wzburzony, aby komentować to, co wyczyniali dzisiaj na boisku moi zawodnicy. Nie chcę po prostu nikogo obrażać. Oceny tego meczu dokonam po powrocie do Wodzisławia - powiedział trener Moskal.
- A ja się cieszę, że nasza praca przynosi efekty. Na to zwycięstwo w Gdyni długo czekaliśmy, ale wreszcie nasi kibice mają powody do radości. Wygraliśmy pewnie, szkoda tylko, że nie zdobyliśmy chociaż jednej bramki więcej, bo przecież były takie okazje - mówił uradowany trener Dariusz Pasieka.
Copyright Arka Gdynia |