Aktualności
26.10.2009
Arka Gdynia zremisowała z Jagiellonią Białystok (Dziennik Bałtycki)
Arka Gdynia bezbramkowo zremisowała z Jagiellonią Białystok w meczu otwierającym 11. kolejkę Ekstraklasy. Od 44 minuty goście grali w dziesiątkę, bo po czerwonej kartce z boiska wyleciał Jarecki.
Mecz Arka Gdynia - Jagiellonia Białystok miał dać odpowiedź na intrygujące pytanie - czyja seria zostanie przerwana.
Czy Arki, która nie wygrała jeszcze w tym sezonie w Gdyni, czy Jagiellonii, która od 27 spotkań nie potrafiła zdobyć kompletu punktów na wyjeździe. Do tego dochodziło jeszcze pytanie, czy gdynianie znajdą sposób na pokonanie bramkarza "Jagi" Grzegorza Sandomierskiego, który czyste konto zachowywał już od 360 minut.
Tylko bezbramkowy remis nie odpowiadał w klarowny sposób na żadne z tych pytań. I w Gdyni było właśnie 0:0, chociaż goście całą drugą połowę meczu grali w "10", po czerwonej kartce dla Dariusza Jareckiego.
Trener Dariusz Pasieka obiecywał gdyńskim kibicom zwycięstwo i rzeczywiście ofensywnie ustawił drużynę. W składzie zagrało czterech nominalnych napastników. Marcin Wachowicz i Stoiko Sakaliew z przodu oraz Lubomir Lubenow i Tadas Labukas na bokach pomocy. Początek meczu należał zdecydowanie do żółto-niebieskich.
W czwartej minucie mocno, ale prosto w Sandomierskiego, strzelił Wachowicz. Trzy minuty później Wachowicz skorzystał z tego, że poślizgnął się Andrius Skerla, popędził z piłką w pole karne i zamiast podać do lepiej ustawionego Sakaliewa, sam postanowił zostać bohaterem tej akcji. Niestety strzelił obok bramki. Szkoda, bo rozwiązywania takich prostych boiskowych sytuacji uczą już trenerzy na poziomie trampkarzy.
- Nie widziałem Sakaliewa, myślałem że nie mam innego wyjścia jak oddać strzał - tłumaczył się "Wachu" po meczu.
Nadal był więc bezbramkowy remis, ale piłkarze Arki nie ustawali w atakach. W 26 minucie w najmniej odpowiednim momencie, miał piłkę na nodze 12 metrów od bramki gości, poślizgnął się Bartosz Ława. To była bramkowa sytuacja, a gdynianie sugerowali jeszcze arbitrowi, że futbolówkę po drodze zagrał ręką jeden z obrońców Jagiellonii. Groźnym strzałem, pewnie obronionym przez Sandomierskiego, popisał się aktywny Wachowicz, a było to w 32 minucie.
Kolejna groźna akcja miał już miejsce w polu karnym Arki. Kamil Grosicki zakręcił Maciejem Szmatiukiem, strzelił mocno, ale Andrzej Bledzewski pokazał, że nadal jest w bardzo dobrej dyspozycji. W 44 minucie - i słusznie - zdecydowanie do akcji wkroczył sędzia Mariusz Trofimiec. Taktyczny faul Dariusza Jareckiego na Sakaliewie "wycenił" na żółtą kartkę, a ponieważ była to już druga indywidualna kara tego zawodnika w tym meczu, więc Jarecki obejrzał jeszcze czerwoną kartkę i mógł udać się pod prysznic. Na boisku zostało tylko 10 zawodników Jagielloni.
Czy Arka potrafi wykorzystać to kadrowe osłabienie rywali? - zastanawiali się gdyńscy kibice w przerwie meczu.
Niestety otrzymali negatywna odpowiedź. Arka nie miała pomysłu na dobrą i skuteczną akcję ofensywną, a w końcówce meczu mogła sama stracić bramkę. W 83 minucie Tomasz Frankowski strzelił z rzutu wolnego w spojenia słupka i poprzeczki, a w 88 i 89 minucie w dobrych sytuacjach znalazł się Grosicki. Za pierwszym razem nie trafił do bramki, a za drugim dobrze spisał się Bledzewski. Arka musi poczekać na wygraną w Gdyni, Jagiellonia na wyjeździe, ale więcej satysfakcji z podziału punktów mieli piłkarze z Białegostoku.
Mecz Arka Gdynia - Jagiellonia Białystok miał dać odpowiedź na intrygujące pytanie - czyja seria zostanie przerwana.
Czy Arki, która nie wygrała jeszcze w tym sezonie w Gdyni, czy Jagiellonii, która od 27 spotkań nie potrafiła zdobyć kompletu punktów na wyjeździe. Do tego dochodziło jeszcze pytanie, czy gdynianie znajdą sposób na pokonanie bramkarza "Jagi" Grzegorza Sandomierskiego, który czyste konto zachowywał już od 360 minut.
Tylko bezbramkowy remis nie odpowiadał w klarowny sposób na żadne z tych pytań. I w Gdyni było właśnie 0:0, chociaż goście całą drugą połowę meczu grali w "10", po czerwonej kartce dla Dariusza Jareckiego.
Trener Dariusz Pasieka obiecywał gdyńskim kibicom zwycięstwo i rzeczywiście ofensywnie ustawił drużynę. W składzie zagrało czterech nominalnych napastników. Marcin Wachowicz i Stoiko Sakaliew z przodu oraz Lubomir Lubenow i Tadas Labukas na bokach pomocy. Początek meczu należał zdecydowanie do żółto-niebieskich.
W czwartej minucie mocno, ale prosto w Sandomierskiego, strzelił Wachowicz. Trzy minuty później Wachowicz skorzystał z tego, że poślizgnął się Andrius Skerla, popędził z piłką w pole karne i zamiast podać do lepiej ustawionego Sakaliewa, sam postanowił zostać bohaterem tej akcji. Niestety strzelił obok bramki. Szkoda, bo rozwiązywania takich prostych boiskowych sytuacji uczą już trenerzy na poziomie trampkarzy.
- Nie widziałem Sakaliewa, myślałem że nie mam innego wyjścia jak oddać strzał - tłumaczył się "Wachu" po meczu.
Nadal był więc bezbramkowy remis, ale piłkarze Arki nie ustawali w atakach. W 26 minucie w najmniej odpowiednim momencie, miał piłkę na nodze 12 metrów od bramki gości, poślizgnął się Bartosz Ława. To była bramkowa sytuacja, a gdynianie sugerowali jeszcze arbitrowi, że futbolówkę po drodze zagrał ręką jeden z obrońców Jagiellonii. Groźnym strzałem, pewnie obronionym przez Sandomierskiego, popisał się aktywny Wachowicz, a było to w 32 minucie.
Kolejna groźna akcja miał już miejsce w polu karnym Arki. Kamil Grosicki zakręcił Maciejem Szmatiukiem, strzelił mocno, ale Andrzej Bledzewski pokazał, że nadal jest w bardzo dobrej dyspozycji. W 44 minucie - i słusznie - zdecydowanie do akcji wkroczył sędzia Mariusz Trofimiec. Taktyczny faul Dariusza Jareckiego na Sakaliewie "wycenił" na żółtą kartkę, a ponieważ była to już druga indywidualna kara tego zawodnika w tym meczu, więc Jarecki obejrzał jeszcze czerwoną kartkę i mógł udać się pod prysznic. Na boisku zostało tylko 10 zawodników Jagielloni.
Czy Arka potrafi wykorzystać to kadrowe osłabienie rywali? - zastanawiali się gdyńscy kibice w przerwie meczu.
Niestety otrzymali negatywna odpowiedź. Arka nie miała pomysłu na dobrą i skuteczną akcję ofensywną, a w końcówce meczu mogła sama stracić bramkę. W 83 minucie Tomasz Frankowski strzelił z rzutu wolnego w spojenia słupka i poprzeczki, a w 88 i 89 minucie w dobrych sytuacjach znalazł się Grosicki. Za pierwszym razem nie trafił do bramki, a za drugim dobrze spisał się Bledzewski. Arka musi poczekać na wygraną w Gdyni, Jagiellonia na wyjeździe, ale więcej satysfakcji z podziału punktów mieli piłkarze z Białegostoku.
Copyright Arka Gdynia |