Aktualności
11.05.2009
Grali jak nigdy przegrali jak zawsze (Dziennik Bałtycki)
Tylko gdyńscy kibice o mocnych nerwach mogli bez uszczerbku dla zdrowia oglądać ostatnie minuty meczu Polonia Bytom - Arka Gdynia. Żółto-niebiescy zagrali najlepszy mecz tej wiosny, ponad 80 minut mieli przewagę i inicjatywę, prowadzili 1:0, aby w 180 sekund - pomiędzy 84 a 87 minutą - stracić dwa gole i trzy punkty. Koszmar.
Gdynianie zaskoczyli gospodarzy odważną grą od pierwszych minut. Umiejętnie przesuwali grę na połowę rywali, nękali bramkarza Polonii strzałami z dystansu. Naprawdę było to inna Arka niż w rozegranych tej wiosny spotkaniach. Kiedy więc w 58 minucie, po faulu na Marcinie Wachowiczu, sędzia podyktował rzut karny dla gdynian, a Dariusz Żuraw zamienił go na bramkę wydawało się, że Arka musi wreszcie po raz pierwszy tej wiosny wygrać. Tym bardziej, że nadal atakowała. Do 83 minuty nic nie wskazywało na zmianę tego optymistycznego scenariusza. A jednak... W 84 minucie było już 1:1. Obrońcy Arki chcieli zastosować pułapkę ofsajdową. Ich intencji nie zrozumiał Przemysław Trytko, został, a łamiąc linię spalonego potwierdził opinię, że napastnik we własnym polu karnym to nieszczęście. Z prezentu skorzystał Adrian Klepczyński posyłając piłkę do siatki z kilku metrów. Remis to też nie był zły wynik dla gdynian, ale i tego nie potrafili uszanować. Trzy minuty później po faulu Marcina Budzińskiego w pobliżu pola karnego gospodarze mieli rzut wolny. Piłkę po strzale Marka Bażika tylko odbił przed siebie Andrzej Bledzewski, a jego koledzy z obrony ze stoickim spokojem patrzyli jak dobija ją - i tym samym cały zespół Arki - do bramki Michał Zieliński. Ponad 80 minut dobrej gry i trzy minuty niefrasobliwości, błędów, które zadecydowały o końcowym rezultacie.
- Jestem skopany psychicznie. Graliśmy dobrze, a wystarczyły trzy minuty i dostaliśmy w ... ryja. A przecież mogliśmy odmienić w tym spotkaniu nasze wiosenne losy. Zrobić milowy krok do utrzymania. Futbol bywa okrutny - mówił po meczu rozgoryczony Grzegorz Niciński.
- Takiego meczu chyba jeszcze w karierze nie przegrałem. To znaczy takiego w którym mieliśmy przewagę, kontrolę nad grą, zostawiliśmy na boisku zdrowie i serce, a mimo wszystko po ostatnim gwizdku ze zwycięstwa cieszyli się rywale - nie mógł odżałować Wachowicz.
- Przegraliśmy na własne życzenie, robiąc w ostatnich minutach błędy, które nie powinny się zdarzyć. Niestety także mój błąd przyczynił się w jakimś stopniu do straty drugiego gola. Zabrakło nam też szczęścia - diagnozował przyczyny porażki Budziński.
W innym nastroju, co zrozumiałe, był trener Polonii Jurij Szatałow.
- Jest sztuką grać słabo i wygrać. Swoim piłkarzom mogę podziękować za walkę do końca, bo dzięki temu odwrócili losy meczu - powiedział szkoleniowiec.
Arka na odwrócenie swoich losów i poprawę miejsca w tabeli będzie miała jeszcze trzy szanse. To mecze z Ruchem Chorzów i Odrą Wodzisław w Gdyni oraz wyjazdowa potyczka z GKS Bełchatów.
Janusz Woźniak - POLSKA Dziennik Bałtycki
Gdynianie zaskoczyli gospodarzy odważną grą od pierwszych minut. Umiejętnie przesuwali grę na połowę rywali, nękali bramkarza Polonii strzałami z dystansu. Naprawdę było to inna Arka niż w rozegranych tej wiosny spotkaniach. Kiedy więc w 58 minucie, po faulu na Marcinie Wachowiczu, sędzia podyktował rzut karny dla gdynian, a Dariusz Żuraw zamienił go na bramkę wydawało się, że Arka musi wreszcie po raz pierwszy tej wiosny wygrać. Tym bardziej, że nadal atakowała. Do 83 minuty nic nie wskazywało na zmianę tego optymistycznego scenariusza. A jednak... W 84 minucie było już 1:1. Obrońcy Arki chcieli zastosować pułapkę ofsajdową. Ich intencji nie zrozumiał Przemysław Trytko, został, a łamiąc linię spalonego potwierdził opinię, że napastnik we własnym polu karnym to nieszczęście. Z prezentu skorzystał Adrian Klepczyński posyłając piłkę do siatki z kilku metrów. Remis to też nie był zły wynik dla gdynian, ale i tego nie potrafili uszanować. Trzy minuty później po faulu Marcina Budzińskiego w pobliżu pola karnego gospodarze mieli rzut wolny. Piłkę po strzale Marka Bażika tylko odbił przed siebie Andrzej Bledzewski, a jego koledzy z obrony ze stoickim spokojem patrzyli jak dobija ją - i tym samym cały zespół Arki - do bramki Michał Zieliński. Ponad 80 minut dobrej gry i trzy minuty niefrasobliwości, błędów, które zadecydowały o końcowym rezultacie.
- Jestem skopany psychicznie. Graliśmy dobrze, a wystarczyły trzy minuty i dostaliśmy w ... ryja. A przecież mogliśmy odmienić w tym spotkaniu nasze wiosenne losy. Zrobić milowy krok do utrzymania. Futbol bywa okrutny - mówił po meczu rozgoryczony Grzegorz Niciński.
- Takiego meczu chyba jeszcze w karierze nie przegrałem. To znaczy takiego w którym mieliśmy przewagę, kontrolę nad grą, zostawiliśmy na boisku zdrowie i serce, a mimo wszystko po ostatnim gwizdku ze zwycięstwa cieszyli się rywale - nie mógł odżałować Wachowicz.
- Przegraliśmy na własne życzenie, robiąc w ostatnich minutach błędy, które nie powinny się zdarzyć. Niestety także mój błąd przyczynił się w jakimś stopniu do straty drugiego gola. Zabrakło nam też szczęścia - diagnozował przyczyny porażki Budziński.
W innym nastroju, co zrozumiałe, był trener Polonii Jurij Szatałow.
- Jest sztuką grać słabo i wygrać. Swoim piłkarzom mogę podziękować za walkę do końca, bo dzięki temu odwrócili losy meczu - powiedział szkoleniowiec.
Arka na odwrócenie swoich losów i poprawę miejsca w tabeli będzie miała jeszcze trzy szanse. To mecze z Ruchem Chorzów i Odrą Wodzisław w Gdyni oraz wyjazdowa potyczka z GKS Bełchatów.
Janusz Woźniak - POLSKA Dziennik Bałtycki
Copyright Arka Gdynia |