Aktualności
25.04.2009
Wielkie derby Trójmiasta (Gazeta Wyborcza)
Sobota, godz. 16, stadion przy ul. Traugutta w Gdańsku. Lechia podejmie Arkę Gdynia. Kto wygra, przybliży się do utrzymania w ekstraklasie.
Argumenty za Lechią:
1. Forma sportowa. Od kiedy na stanowisku trenera Tomasz Kafarski zastąpił Jacka Zielińskiego, piłkarze Lechii wyglądają jakby zrzucili z siebie łańcuchy i znów cieszą się grą w piłkę - widać to zarówno na treningach, jak i podczas meczów. W spotkaniach z GKS-em Bełchatów i Polonią Warszawa biało-zieloni chyba ostatecznie pozbyli się łatki "najpaskudniej grającej drużyny polskiej ligi", a ich występy znów można oglądać bez zgrzytania zębami, zasłaniania oczu i wykrzykiwania wniebogłosy lamentów. Po raz ostatni było tak jeszcze w drugiej lidze, za czasów trenera Dariusza Kubickiego. Wielu punktów na razie to nie przyniosło (dokładnie - jeden), ale forma i styl prezentowane przez lechistów w dwóch poprzednich spotkaniach każą przypuszczać, że pierwsze zwycięstwo pod wodzą Kafarskiego zbliża się wielkimi krokami.
2. Forma psychiczna. W przypadku Arki morale zespołu spadło w ostatnich tygodniach do poziomu żuławskich depresji. Słuchając ostatnich wypowiedzi gdyńskich zawodników i patrząc na ich zachowanie, można odnieść wrażenie, że ostatnią rzeczą, która może sprawiać im przyjemność, jest gra w piłkę. I niczego nie zmieniło w tej materii przyjście nowego trenera Marka Chojnackiego. W Lechii wręcz przeciwnie - mimo bardzo trudnej sytuacji w tabeli nikt nawet nie dopuszcza do siebie myśli o spadku, a wypowiedzi Jakuba Zabłockiego w stylu "wreszcie wróciłem na boisko i będę strzelał bramki" pokazują nastawienie biało-zielonych. W meczu z Arką Zabłockiego akurat zabraknie, ale jego koledzy myślą bardzo podobnie...
3. Własny stadion i kibice. W II lidze stadion przy Traugutta był prawdziwym bastionem (51 meczów, 33 zwycięstwa i zaledwie 5 porażek). W ekstraklasie jest już trochę gorzej (5 zwycięstw i 4 porażki w 12 meczach), ale nie ma wątpliwości, że Lechia na własnym boisku jest kilkanaście, jeśli nie kilkadziesiąt procent lepszym zespołem niż na wyjeździe. Głównie dzięki fanom, którzy potrafią stworzyć fantastyczną atmosferę.
4. Statystyka. Co prawda nieżyjący już polski matematyk Hugo Steinhaus powiedział kiedyś, że "najpierw jest kłamstwo, potem wielkie kłamstwo, a dalej to już tylko statystyka", jednak liczby są dla Arki nieubłagane. Żółto-niebiescy nie trafili do siatki przeciwnika od 505 minut, a jeśli wziąć pod uwagę tylko napastników, to nie potrafią oni wkopać piłki między słupki i pod porzeczkę bramki rywali od 10,5 godziny! Arka nie wygrała od siedmiu meczów (po raz ostatni ta sztuka udała im się w grudniu ub.r.) i wyszarpała w tym czasie ledwie dwa punkty. A ostatnie zwycięstwo na wyjeździe odniosła, kiedy na Czesława Michniewicza mówiło się jeszcze "polski Mourinho" (w sierpniu 2008 r.).
5. Historia. Arka nie wygrała na Traugutta od 35 lat, a bramki nie potrafi strzelić tam od lat 15. W międzyczasie aż trzy razy "przyjęła" w Gdańsku 3 gole, co Lechii (nie licząc dziwnego sezonu 1995/96) nie zdarzyło się nigdy w historii derbów - ani u siebie, ani na wyjeździe. Czy będący w głębokim kryzysie żółto-niebiescy są w stanie zmierzyć się z tymi faktami (statystyka+historia) i przełamać fatalną passę? Bardzo mało prawdopodobne.
Argumenty za Arką:
1. Rewanż. Arka wygra z Lechią, bo nie ma innego wyjścia. Jeśli to się stanie, żółto-niebiescy odbiją się w końcu od dna i na fali zwycięstwa utrzymają w Gdyni ekstraklasę. Porażka w pierwszych derbach u siebie niewątpliwie podziała mobilizująco i aż trudno sobie wyobrazić, aby któryś z arkowców mógł przejść obok meczu. Podczas 90 min nie będzie miejsca na rozpamiętywanie pierwszego meczu, ale przed wyjściem na murawę w głowie każdego z nich nieraz pojawi się żądza rewanżu za porażkę przy Olimpijskiej. Żadne inne zwycięstwo nie smakuje lepiej niż radość z trzech punktów na boisku rywala. Tym bardziej w derbach. Lechia swoje pięć minut miała jesienią. W Gdyni wszyscy kibice liczą, że teraz nadszedł czas Arki.
2. Przełom. Arka wciąż czeka nie tylko na pierwsze wyjazdowe zwycięstwo na wiosnę, od pięciu kolejek nie strzeliła też bramki. Nie ma lepszej okazji do przełamania strzelecko-punktowej niemocy, jak sobotnie derby. Każdy piłkarz Arki, który tego dokona, będzie na łamach wszystkich gazet w Polsce. Na świeżości zagra cały "kręgosłup" drużyny: Dariusz Żuraw, Maciej Scherfchen i Zbigniew Zakrzewski i to na nich będzie spoczywać w największej mierze odpowiedzialność za sobotni wynik.
3. Terminarz. Jeśli żółto-niebiescy pokonają Lechię, oprócz trzech punktów i przewagi psychologicznej będą mieli korzystniejszy od rywali terminarz (choć mimo wszystko o punkty będzie i tak trudno). W walce o utrzymanie, która potrwa do ostatniej kolejki, łatwiejszy "rozkład jazdy" może okazać się kluczowy, a przewaga pięciu punktów nad Lechią - dla gdańszczan nie do odrobienia.
4. Presja. Ze względu na wynik pierwszego meczu, atut własnego boiska, przewagę kibiców i ostatnie wyniki, Lechia do meczu przystąpi w roli faworyta. Arka musi to wykorzystać, bo jest dzisiaj dokładnie w takim samym położeniu jak... Lechia jesienią. Wówczas piłkarze Czesława Michniewicza byli w wysokiej formie i derby mieli wziąć "z marszu". Lechia była drużyną do bicia. Dzisiaj Lechia odżyła po zmianie trenera, a Arka przegrywa wszystko jak leci. Pod ścianą są obie ekipy, ale widmo porażki na własnym obiekcie przy dramatycznej sytuacji w tabeli podopiecznym Tomasza Kafarskiego może spętać nogi. Porażka Arki w 8. kolejce nie miała w tabeli dużego znaczenia (do końca sezonu było ponad 20 meczów, dziś tylko pięć).
5. Trener. Wreszcie nikt - zarówno w szeregach gości, jak i gospodarzy - jak trener Chojnacki nie zna smaku derbów. 29 derbowych meczów (w roli piłkarza i trenera) musiało odcisnąć znaczące piętno na jego filozofii gry, którą przed wyjściem na boisko przekaże swoim podopiecznym. Jednak, aby myśleć o sukcesie, Arka musi zapomnieć o ostatnich tygodniach ciągłych niepowodzeń, bo w derbach liczy się tylko tu i teraz. W sobotę na ustach kibiców będzie tylko ten jeden mecz, bez względu na wszystko, co było przedtem i co nastąpi później.
Tomasz Osowski, Maciej Korolczuk
Argumenty za Lechią:
1. Forma sportowa. Od kiedy na stanowisku trenera Tomasz Kafarski zastąpił Jacka Zielińskiego, piłkarze Lechii wyglądają jakby zrzucili z siebie łańcuchy i znów cieszą się grą w piłkę - widać to zarówno na treningach, jak i podczas meczów. W spotkaniach z GKS-em Bełchatów i Polonią Warszawa biało-zieloni chyba ostatecznie pozbyli się łatki "najpaskudniej grającej drużyny polskiej ligi", a ich występy znów można oglądać bez zgrzytania zębami, zasłaniania oczu i wykrzykiwania wniebogłosy lamentów. Po raz ostatni było tak jeszcze w drugiej lidze, za czasów trenera Dariusza Kubickiego. Wielu punktów na razie to nie przyniosło (dokładnie - jeden), ale forma i styl prezentowane przez lechistów w dwóch poprzednich spotkaniach każą przypuszczać, że pierwsze zwycięstwo pod wodzą Kafarskiego zbliża się wielkimi krokami.
2. Forma psychiczna. W przypadku Arki morale zespołu spadło w ostatnich tygodniach do poziomu żuławskich depresji. Słuchając ostatnich wypowiedzi gdyńskich zawodników i patrząc na ich zachowanie, można odnieść wrażenie, że ostatnią rzeczą, która może sprawiać im przyjemność, jest gra w piłkę. I niczego nie zmieniło w tej materii przyjście nowego trenera Marka Chojnackiego. W Lechii wręcz przeciwnie - mimo bardzo trudnej sytuacji w tabeli nikt nawet nie dopuszcza do siebie myśli o spadku, a wypowiedzi Jakuba Zabłockiego w stylu "wreszcie wróciłem na boisko i będę strzelał bramki" pokazują nastawienie biało-zielonych. W meczu z Arką Zabłockiego akurat zabraknie, ale jego koledzy myślą bardzo podobnie...
3. Własny stadion i kibice. W II lidze stadion przy Traugutta był prawdziwym bastionem (51 meczów, 33 zwycięstwa i zaledwie 5 porażek). W ekstraklasie jest już trochę gorzej (5 zwycięstw i 4 porażki w 12 meczach), ale nie ma wątpliwości, że Lechia na własnym boisku jest kilkanaście, jeśli nie kilkadziesiąt procent lepszym zespołem niż na wyjeździe. Głównie dzięki fanom, którzy potrafią stworzyć fantastyczną atmosferę.
4. Statystyka. Co prawda nieżyjący już polski matematyk Hugo Steinhaus powiedział kiedyś, że "najpierw jest kłamstwo, potem wielkie kłamstwo, a dalej to już tylko statystyka", jednak liczby są dla Arki nieubłagane. Żółto-niebiescy nie trafili do siatki przeciwnika od 505 minut, a jeśli wziąć pod uwagę tylko napastników, to nie potrafią oni wkopać piłki między słupki i pod porzeczkę bramki rywali od 10,5 godziny! Arka nie wygrała od siedmiu meczów (po raz ostatni ta sztuka udała im się w grudniu ub.r.) i wyszarpała w tym czasie ledwie dwa punkty. A ostatnie zwycięstwo na wyjeździe odniosła, kiedy na Czesława Michniewicza mówiło się jeszcze "polski Mourinho" (w sierpniu 2008 r.).
5. Historia. Arka nie wygrała na Traugutta od 35 lat, a bramki nie potrafi strzelić tam od lat 15. W międzyczasie aż trzy razy "przyjęła" w Gdańsku 3 gole, co Lechii (nie licząc dziwnego sezonu 1995/96) nie zdarzyło się nigdy w historii derbów - ani u siebie, ani na wyjeździe. Czy będący w głębokim kryzysie żółto-niebiescy są w stanie zmierzyć się z tymi faktami (statystyka+historia) i przełamać fatalną passę? Bardzo mało prawdopodobne.
Argumenty za Arką:
1. Rewanż. Arka wygra z Lechią, bo nie ma innego wyjścia. Jeśli to się stanie, żółto-niebiescy odbiją się w końcu od dna i na fali zwycięstwa utrzymają w Gdyni ekstraklasę. Porażka w pierwszych derbach u siebie niewątpliwie podziała mobilizująco i aż trudno sobie wyobrazić, aby któryś z arkowców mógł przejść obok meczu. Podczas 90 min nie będzie miejsca na rozpamiętywanie pierwszego meczu, ale przed wyjściem na murawę w głowie każdego z nich nieraz pojawi się żądza rewanżu za porażkę przy Olimpijskiej. Żadne inne zwycięstwo nie smakuje lepiej niż radość z trzech punktów na boisku rywala. Tym bardziej w derbach. Lechia swoje pięć minut miała jesienią. W Gdyni wszyscy kibice liczą, że teraz nadszedł czas Arki.
2. Przełom. Arka wciąż czeka nie tylko na pierwsze wyjazdowe zwycięstwo na wiosnę, od pięciu kolejek nie strzeliła też bramki. Nie ma lepszej okazji do przełamania strzelecko-punktowej niemocy, jak sobotnie derby. Każdy piłkarz Arki, który tego dokona, będzie na łamach wszystkich gazet w Polsce. Na świeżości zagra cały "kręgosłup" drużyny: Dariusz Żuraw, Maciej Scherfchen i Zbigniew Zakrzewski i to na nich będzie spoczywać w największej mierze odpowiedzialność za sobotni wynik.
3. Terminarz. Jeśli żółto-niebiescy pokonają Lechię, oprócz trzech punktów i przewagi psychologicznej będą mieli korzystniejszy od rywali terminarz (choć mimo wszystko o punkty będzie i tak trudno). W walce o utrzymanie, która potrwa do ostatniej kolejki, łatwiejszy "rozkład jazdy" może okazać się kluczowy, a przewaga pięciu punktów nad Lechią - dla gdańszczan nie do odrobienia.
4. Presja. Ze względu na wynik pierwszego meczu, atut własnego boiska, przewagę kibiców i ostatnie wyniki, Lechia do meczu przystąpi w roli faworyta. Arka musi to wykorzystać, bo jest dzisiaj dokładnie w takim samym położeniu jak... Lechia jesienią. Wówczas piłkarze Czesława Michniewicza byli w wysokiej formie i derby mieli wziąć "z marszu". Lechia była drużyną do bicia. Dzisiaj Lechia odżyła po zmianie trenera, a Arka przegrywa wszystko jak leci. Pod ścianą są obie ekipy, ale widmo porażki na własnym obiekcie przy dramatycznej sytuacji w tabeli podopiecznym Tomasza Kafarskiego może spętać nogi. Porażka Arki w 8. kolejce nie miała w tabeli dużego znaczenia (do końca sezonu było ponad 20 meczów, dziś tylko pięć).
5. Trener. Wreszcie nikt - zarówno w szeregach gości, jak i gospodarzy - jak trener Chojnacki nie zna smaku derbów. 29 derbowych meczów (w roli piłkarza i trenera) musiało odcisnąć znaczące piętno na jego filozofii gry, którą przed wyjściem na boisko przekaże swoim podopiecznym. Jednak, aby myśleć o sukcesie, Arka musi zapomnieć o ostatnich tygodniach ciągłych niepowodzeń, bo w derbach liczy się tylko tu i teraz. W sobotę na ustach kibiców będzie tylko ten jeden mecz, bez względu na wszystko, co było przedtem i co nastąpi później.
Tomasz Osowski, Maciej Korolczuk
Copyright Arka Gdynia |