Aktualności
30.06.2020
Marcus da Silva: Do końca z honorem
Jakub Treć (Przegląd Sportowy): Po wygranej z Zagłębiem (3:2) nadzieje na utrzymanie mocno wzrosły. Porażka z Rakowem sprawiła, że powietrze z was uleciało?
Marcus Da Silva (piłkarz Arki Gdynia): Każdy wie, że nasza sytuacja jest trudna. Jednak jestem przekonany o tym, że dopóki będą matematyczne szanse na utrzymanie, każdy będzie walczył do końca. Nie wyobrażam sobie innego podejścia. W piłce nie takie rzeczy się zdarzały. Do Kielc pojedziemy po trzy punkty, zresztą nie mamy już innego wyjścia, jak wygrywać wszystko do końca. Może się okazać, że i to nie wystarczy, bo musimy się oglądać na Wisłę Kraków i liczyć na jej potknięcia. Niezależnie od tego, na którym miejscu zakończymy ten sezon, musimy go zakończyć honorowo.
Z czego wynika brak regularności Arki w tym sezonie? Po dobrym meczu nie potraficie tego przełożyć na kolejny.
Gdybym to wiedział, to bym już dawno podzielił się tą wiedzą z drużyną i z trenerem. Wszyscy się ciągle nad tym zastanawiamy, ale jak widać nie jest łatwo znaleźć jeden powód czy przyczynę takiego stanu.
Udana końcówka jesieni zapowiadała spokojniejszą wiosnę, niż widzieliśmy. Wiele punktów Arka zgubiła u siebie z bezpośrednimi rywalami.
Zawsze powtarzam, że jak nie idzie, to nie idzie i nawet szczęście nie pomoże. Nie znam drużyny, która gra słabo cały sezon, a na koniec wygrywa fartem. Wielokrotnie pokazywaliśmy, że potrafimy grać w piłkę i jak mieliśmy swój dzień, to wygrywaliśmy niezależnie od klasy przeciwnika. Na pewno nie możemy grać tak, jak w pierwszej połowie z Rakowem. Naprawdę trudno jest wygrać przegrywając dwoma bramkami do przerwy, zwłaszcza na wyjeździe.
To, że Arka kolejny sezon walczy o utrzymanie, miało teoretycznie jej pomóc i sprawić, że brak umiejętności uda się nadrobić doświadczeniem. Tymczasem częściej widać zmęczenie drużyny tym faktem, że kolejny rok trzeba drżeć o ligowy byt. Zgodzi się pan z tym, że w Arce liderów i ludzi z charakterem nie brakuje?
Trener Ireneusz Mamrot przejął zespół w trudnej sytuacji. Trener naprawdę robi wszystko, na co obecnie stać ten zespół. Podczas meczu problemem nie jest lider. Gra jedenastu zawodników. Oczywiście w jednym czy w dwóch spotkaniach można się pobudzić, krzyknąć, natomiast w dłuższej perspektywie trzeba pokazać umiejętności. Na krzyki nie odniesie się serii zwycięstw. Wiele czynników wpływa na końcowy wynik. Ważne jest również doświadczenie. Pamiętam złość trenera po przegranych derbach, kiedy prowadziliśmy w końcówce spotkania, a nie potrafiliśmy tego utrzymać. Wtedy na pewno brakowało nam cwaniactwa, przytrzymania piłki, zagrania na czas.
Jest pan osiem lat w zespole, więc zdążył pan już wiele wygrać i też dużo przegrać z Arką. Obecna szatnia mocno różni się z tą w poprzednich latach? Nadal tworzycie zgraną drużynę, czy jednak wiele osób patrzy już w innym kierunku bardziej martwiąc się o własny interes?
Nasza szatnia niczym się nie różni pod tym względem od innych. Teraz nie jest specjalnie wesoło, brakuje żartów, bo też obecny moment nie bardzo na to pozwala. Nikt nie gra słabo dlatego, że tak chce. Gorsze zagranie czy gorszy strzał nie wynika ze słabej szatni. Niektóre drużyny, jak chociażby Legia często zmieniają piłkarzy, a mimo wszystko udaje się utrzymać dobrą atmosferę. Tę budują wyniki, a do Legii przychodzą zawodnicy o wysokich umiejętnościach i wówczas nie potrzebują tworzyć wielkiego klimatu w szatni.
Ponownie zakończy pan sezon z przynajmniej jedną bramką. Wierzył pan, że się to uda?
Na pewno tak. Cieszę się oczywiście ze strzelonej bramki, ale bardziej patrzę na naszą sytuację w tabeli. Pokazałem, że Arka może jeszcze na mnie liczyć, ale szkoda porażki.
Dla pana jest to ostatni sezon w ekstraklasie?
Młodszy już nie będę, ale zobaczymy. Jeżeli spadniemy, to nawet po szybkim powrocie szanse będą małe, abym grał.
Fizycznie czuje się pan dobrze?
Czuje się tak, jak zagrałem w ostatnim meczu. Trenerzy często podkreślają, że jesteś tak dobry, jak twój ostatni mecz. Można grać pięć spotkań dobrze, w jednym czy dwóch zagrać słabiej i od razu zaczynają się dyskusje o blokadach i słabszej formie. Myślę, że jeśli będę dawał drużynie impuls do lepszej gry, nadal będę miał tą samą pasję do gry, to na pewno będę chciał grać.
W przypadku spadku wiele osób zostanie w Arce?
Trudno powiedzieć, bo chęć zawodników, to jedno, ale wszystko zależy od ludzi zarządzających. Myślę, że rozmowy będą się toczyły dopiero po zakończeniu sezonu.
Jak wygląda pana sytuacja w klubie?
Dostaliśmy aneksy do umów, które obowiązują do końca lipca. Na dalsze decyzje jak wspomniałem musimy czekać.
Jeśli klub nie przedłuży z panem kontraktu, to będzie pan dalej grał w piłkę w innym miejscu?
Jeżeli będę w rytmie meczowym i treningowym, to na pewno będę chciał jeszcze pograć.
Będzie pan chciał zostać w Gdyni?
Na pewno tak, mam tutaj żonę i dzieci.
Od początku, kiedy wszedł pan na boisko w meczu z Rakowem widać było dużą ochotę do gry. Pierwszą bramkę zdobył pan osobą Patryka Kuna, przy drugim nie było już żadnych wątpliwości czyja to bramka.
Bardzo chciałem pomóc, wiedziałem, jaka jest stawka tego spotkania. Wygrywając z Rakowem i tak byśmy czekali na wyniki pozostałych spotkań, ale najpierw to my musimy wygrywać. Nie chciałem składać broni po słabszej pierwszej połowie. Mocno wierzyłem w to, że możemy odwrócić jeszcze wynik meczu, zwłaszcza że nie mieliśmy już nic do stracenia. Większa determinacja w drugiej połowie przełożyła się na obraz meczu. Można powiedzieć, że wygraliśmy 2:1, szkoda tylko, że nie dało nam to nawet punktu.
Dobra znajomość stadionu w Bełchatowie pomogła panu w jakiś sposób, czy epizod w tym klubie był tak dawno, że nie miał żadnego wpływu?
Spędziłem tam rok czasu, przed meczem oczywiście można sobie popatrzeć z sentymentem na były stadion, ale nie miało to większego znaczenia. Bardzo chciałem pomóc drużynie, czułem, że mogę się przydać. Szkoda tylko, że nie pomogłem w wygranej.
Było to pana 199 spotkanie w barwach Arki. Najprawdopodobniej przekroczy pan granicę dwustu meczów, dodatkowo pnie się pan w klasyfikacji najlepszych strzelców w historii Arki. Patrzy pan w te statystyki?
Oczywiście znam te statystyki, ale nie patrzę na nie codziennie. Nie napinam się na te liczby. Zamieniłbym je na dobro klubu. Pewnie jak się jest młodszym zawodnikiem, to indywidualne osiągnięcia są ważniejsze, wraz z doświadczeniem priorytety się zmieniają. Ważniejszy dla mnie jest cel drużyny, co nie zmienia faktu, że jest to dla mnie duża satysfakcja. Osiągnięcia z Arką, puchary, strzelone bramki będą wspaniałymi wspomnieniami po karierze.
Możecie jako drużyna żałować teraz tych kilku punktów, które straciliście w związku z decyzjami sędziów. Część z nich była dla was kluczowa, dla pana była to nieuznana bramka z Pogonią Szczecin.
Czasu nie cofniemy, rozmawianie o tym nie zwróci nam punktów. Za moment jednak nikt nie będzie wracał do tamtych meczów i przyczyn porażek.
Szczególnie mogą boleć remisy w dwóch kluczowych spotkaniach z Wisłą Kraków i Wisłą Płock, których nie potrafiliście wygrać.
Oba mecze były do wygrania. Nie udało się. W Płocku było to trudne spotkanie. Było duszno, ciężko się grało, choć wiem od znajomych, że to spotkanie wyglądało w telewizji słabo.
Jakub Treć
Copyright Arka Gdynia |