Aktualności
19.02.2020
Łukasz Kowalski: Nie z takich tarapatów drużyna wychodziła
Za czasów "Kowala" Arka bywała w o wiele bardziej dramatycznej sytuacji niż teraz, gdy znajduje się w strefie spadkowej, ale do bezpiecznej pozycji brakuje ledwie dwóch punktów:
- Przed ostatnią kolejką sezonu 2008/09 byliśmy na ostatnim miejscu, trzy drużyny były przed nami o dwa oczka, z tej czwórki dwie miały spaść niżej. W tygodniu przed ostatnim meczem zaczęły się kwestie proceduralne z ŁKS, ale wychodząc na ostatni mecz w Gdyni z Odrą Wodzisław mogliśmy liczyć nie tylko na siebie oraz że inne wyniki ułożą się właściwie.
Liczyliście nad cud?
- Cudem było, że w ogóle mieliśmy szanse na utrzymanie. Przez całą wiosnę szło nam jak po grudzie, nie wygraliśmy ani jednego meczu - wspomina Kowalski.
Cud się jednak zdarzył. Arka wygrała 2-1 i nawet gdyby ŁKS dostałby licencję, gdynianie utrzymaliby się w lidze: - Doskonale pamiętam te zawody. W 20. minucie zawołał mnie Marek Chojnacki i powiedział: młody się zes.. tzn. spalił, wchodzisz! Wojtek Wilczyński popełnił błąd przy bramce dla Odry i trener uznał, że nie ma co czekać, wszedłem na boisko jeszcze przed przerwą.
Pod koniec "Nitek" zdobył zwycięską bramkę, a mi serce utkwiło w gardle w doliczonym czasie gdy piłka leciała w kierunku naszego bramkarza, Norberta Witkowskiego. Ten chciał ją złapać w tzw. "koszyczek", ale futbolówka odbiła się od kępy trawy, zmyliła Norberta i tylko jego bark sprawił, że nie wpadła do siatki. Gdyby wpadła, bylibyśmy zdegradowani.
Czy to najbardziej dramatyczna batalia o utrzymanie, w której brał udział Kowalski?
- Ależ skąd! - były obrońca Arki stanowczo protestuje.
- Rok później na ostatni mecz pojechaliśmy na mecz ze Śląskiem. Żeby być pewnym musieliśmy wygrać, ale we Wrocławiu nigdy nam nie szło i mimo prowadzenia 1-0 po pierwszej połowie, ulegliśmy 1-2. W tym czasie w Gliwicach pod bramką Cracovii działy się dantejskie sceny, Piast miał cztery stuprocentowe sytuacje. W jednej z nich gliwicki zawodnik trafił w swojego kolegę z drużyny. Ostatecznie "Pasy" wygrały 1-0, po golu w ostatniej minucie i pomogły utrzymać nam się w lidze. Za rok już tyle szczęścia nie mieliśmy i spadliśmy.
Na czym Arka może opierać obecnie swoje szanse na utrzymanie? Bo chyba nie tylko na historii?
- Spokojnie, jest jeszcze 15 meczów do końca rozgrywek, wiele się może wydarzyć. Rywalami w ligowej walce są, tak jak za moich czasów Górnik Zabrze i ŁKS oraz, to nowość, Wisła Kraków, która wtedy była mistrzem. Jestem urodzonym optymistą, jeśli były dwa mecze do końca i sześć punktów straty wówczas faktycznie byłoby źle, a tak wszystko w nogach piłkarzy, muszą walczyć - przekonuje Kowalski, który dziś prowadzi treningi indywidualne z młodymi adeptami w gdyńskim klubie.
"Kowal" jest również trenerem II-ligowego Gryfa Wejherowo:
- Mam cały czas kontakt z szatnią I zespołu Arki i nie słyszałem złego słowa na trenera Aleksandara Rogicia. Z tego co zdążyłem zauważyć to świetny fachowiec i nasza największa nadzieja na zachowanie ligowego statusu. Jako trener staram się również coś wziąć dla siebie od serbskiego szkoleniowca. Wszystko w nogach piłkarzy, przecież trener nie wyjdzie na boisko i nie strzeli za nich gola.
A co ze stroną organizacyjną gdyńskiego klubu? Pod koniec ubiegłego stulecia Kowalski przyszedł do Arki razem z Rafałem Murawskim, który jest jednym z udziałowców klubu przeżywającego głośne ostatnio problemy organizacyjne:
- Sytuacja może nie jest idealna, ale pamiętam jak Arka miała 18 milionów długu, mówiono, może nie o likwidacji klubu, a o wycofaniu z rozgrywek. Wszystko skończyło się dobrze, nie z takich tarapatów wychodziliśmy - Optymistycznie podsumowuje Łukasz Kowalski.
Maciej Słomiński
Copyright Arka Gdynia |