TA STRONA UŻYWA COOKIE.
Dowiedz się więcej o celu ich używania. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na korzystanie z cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.

statystyki
chignahuapan

Aktualności

img

14.04.2008

Śląsk Wrocław - Arka Gdynia 2:0 (1:0) (Dziennik Bałtycki)

Piłkarze Prokomu Arki zawodzą wiosną na całej linii. W niedzielę we Wrocławiu rozgrywali tak naprawdę mecz nieomal ostatniej szansy. Znali już wyniki pozostałych spotkań kolejki, wiedzieli, że zwycięstwo daje im miejsce w czołówce, zapowiadali, że będą grali dla swojego trenera Wojciecha Stawowego zagrożonego przymusowym pożegnaniem z Gdynią. To było jednak za mało argumentów - oczywiście poza czysto sportowymi - aby sięgnąć po sukces. Arka przegrała bowiem ze Śląskiem 0:2. Ekstraklasa odpływa żółto-niebieskim.
Mecz zaczął się od ataków Arki. W czwartej minucie bramkarz gospodarzy Wojciech Kaczmarek po raz pierwszy, ale nie ostatni w tym spotkaniu, pokazał, że będzie mocnym punktem Śląska, kiedy desperackim rzutem wygarnął piłkę spod nóg Marcina Wachowicza. To jednak w 16. minucie spotkania z gola cieszyli się miejscowi kibice. Piłkarze wrocławscy rozegrali dobra akcję, łatwo przedostali się na pole karne Arki, wymienili w nim jeszcze dwa podania wyprowadzając Przemysława Łudzińskiego oko w oko z Norbertem Witkowskim. Piłkę po pierwszym strzale Witkowski zdołał jeszcze odbić, ale przy dobitce był już kompletnie bez szans. 1:0 dla Śląska i radość we Wrocławiu. Na pytania gdzie byli i co robili w tej akcji obrońcy gdynian powinni sobie odpowiedzieć sami zainteresowani i trener Stawowy. Bo stwierdzenie, że "zgubili krycie" wszystkiego chyba nie tłumaczy. Zresztą cztery minuty później mogło być jeszcze gorzej, ale Witkowski na spółkę z Krzysztofem Sobierajem naprawili błąd Krzysztofa Przytuły.
Gdynianie chcieli odrabiać straty, ale nie potrafili wypracować sobie dobrej sytuacji pod bramką gospodarzy. Próbowali więc strzelać z dystansu. Jednak piłki po strzałach Bartosza Ławy i Damiana Nawrocika pewnie łapał Kaczmarek. Kiedy wreszcie piłka trafiła do wrocławskiej bramki, tuż przed zakończeniem pierwszej połowy gry, to sędzia gola nie uznał. Słusznie, bo strzelec był na pozycji spalonej.
Podopieczni Stawowego mieli jeszcze całą drugą połowę, aby odwrócić losy tego spotkania. Miał w tym pomóc Grzegorz Niciński, który zastąpił Nawrocika, a pięć minut po przerwie za Bartosza Karwana na boisku pojawił się Radosław Wróblewski. "Nitek" zaczął aktywnie i w 52. minucie meczu strzelił mocno z linii pola karnego, ale znowu górą był Kaczmarek. W 64. minucie spotkania gdynianie przeprowadzili najładniejszą akcję w tym meczu. W jej finale pędzący z piłka Bartosz Ława podał w pole karne do Wachowicza, ale najskuteczniejszy zawodnik żółto-niebieskich w tym sezonie przegrał pojedynek sam na sam z Kaczmarkiem. Zaledwie 180 sekund później gdynianie na własnej skórze poznali co znaczy powiedzenie "niewykorzystane okazje się mszczą".
Zakotłowało się przed polem karnym Arki, żaden z gdyńskich obrońców nie zdołał wybić piłki w bezpieczniejsze rejony boiska. a do prostopadle zagranej futbolówki doszedł wprowadzony kilka minut wcześniej Benjamin Imeh i płaskim strzałem pokonał Witkowskiego. W tym golu tyle samo zasług było byłego piłkarza Arki Imeha, jak i nieporadnie interweniujących przy tej akcji dwóch panów Krzysztofów: Przytuły i Sobieraja. W 67. minucie było 2:0 dla Śląska.
Arka jeszcze próbowała coś zdziałać, ale czyniła to bardzo nieporadnie. Gdynianom tej wiosny brakuje szybkości, agresji, determinacji. Niby chcą, ale wyraźnie nie znajdują środków na sforsowanie obrony rywali. Tak samo było we Wrocławiu. Bo cóż z tego, że w 77. minucie bliski szczęścia był Niciński, że w 89. minucie Przytuła źle trafił w piłkę strzelając z woleja z 12 metrów, a w doliczonym już czasie gry Olgierd Moskalewicz strzelił mocno z rzutu wolnego, skoro za każdym razem dobrymi interwencjami popisywał się bramkarz Śląska Kaczmarek. A przecież cudotwórcą to on raczej nie jest...
Tą porażką Arka oddaliła od siebie szanse na wywalczenie awansu do ekstraklasy. Czy bezpowrotnie...? Tak bym tego nie przesądzał, ale coraz bardziej są to już tylko szanse matematyczne. Doprawdy gdyńskim kibicom trudno jest godzić się z takimi stwier- dzeniami.
- Trudno po takim meczu mówić, że nic się nie stało. Trudno mówić, że dobrze graliśmy, skoro to Śląsk wygrał 2:0. Przegraliśmy kolejny ważny mecz. Tracimy punktowy kontakt już nie tylko z Lechią i Piastem, ale także ze Śląskiem i Zniczem. Oblaliśmy trudny egzamin we Wrocławiu, ale nie możemy tracić wiary w to co robimy na treningach, w to, że jeszcze możemy awansować. Teraz musimy wygrać dwa kolejne mecze, które mamy w Gdyni i nadal walczyć - mówił wczoraj trener Stawowy.
No cóż, podobno wiara czyni cuda...

Śląsk Wrocław - Prokom Arka Gdynia 2:0 (1:0)

1:0 Przemysław Łudziński (16 min.), 2:0 Benjamin Imeh (67).
Żółte kartki: Ulatowski, Imeh, Szewczuk (Śląsk) i Przytuła (Arka).
Śląsk: Kaczmarek - Wójcik, Przybyszewski, Pokorny, Wołczek - Klofik (54 Kluzek), Sztylka, Dudek, J. Gancarczyk (82 Szewczuk) - Łudziński, Ulatowski (60 Imeh).
Arka: Witkowski - Sokołowski, Sobieraj, Przytuła, Kowalski - Nawrocik (46 Niciński), Ława, Moskalewicz - Karwan (50 Wróblewski), Chmiest, Wachowicz.
Sędziował: Erwin Paterek (Lublin). Widzów ok. 8000

Janusz Woźniak







Poprzedni Następny

 

 

 

 

 

 

SPONSORZY MŁODEJ ARKI

 

 

     

 

 

 

 

 

 

PARTNERZY MEDIALNI

 

 

Arka Gdynia Copyright Arka Gdynia