Aktualności
11.10.2018
Arka wreszcie stworzyła tyle sytuacji, ilu oczekiwał od niej trener Smółka
Od początku spotkania widać było, że gdynianie są naprawdę dobrze dysponowani. Próbowali gry kombinacyjnej, utrzymywania się przy piłce, ale szczególnie przez pierwszą połowę nie za bardzo to im wychodziło. Konsekwencja jednak się opłaciła, bo końcówka meczu była w wykonaniu Arki wręcz zabójcza.
– Cierpliwość popłaca – uśmiechał się Smółka. – Dzisiaj tych sytuacji było tyle, ile bym chciał i ilu oczekiwałem od moich zawodników. Wynik mógł być wyższy, ale spokojnie, mamy w sobie sporo pokory i wiemy, co dalej robić – dodał szkoleniowiec.
Arka więc bardzo długo w tym spotkaniu pukała do bramki Dominika Hładuna, ale w końcu znalazła tam drogę. Przetrwała momenty naporu rywala, w których swoją formą po raz enty błysnął bramkarz Pavels Steinbors.
– Duży szacunek, bo mieliśmy ciężkie chwile w tym spotkaniu. Każdy stały fragment gry Zagłębia sprawiał nam ogromne problemy. Na szczęście z opresji ratował nas jak zwykle niezastąpiony Pavels, który co mecz potwierdza swoją wielkość – docenia swojego golkipera trener.
Plan na to spotkanie szkoleniowiec Arki miał przygotowany w najdrobniejszym szczególe. Rozpoczął je od ustawienia 4-3-3, które płynnie przechodziło w 3-4-3, gdy do linii defensorów cofał się Adam Danch, a boczni obrońcy ustawiali się znacznie wyżej.
– Przed każdym meczem jesteśmy przygotowani na kilka wariantów. Ten był po to, by właśnie Danch cofał się do obrońców, tworząc linię trójki stoperów. Gdyby grał z kolei Adam Deja, pewnie tego byśmy nie oglądali, bo to zawodnik dużo bardziej kreatywny i szkoda go do aż tak destrukcyjnych zadań – wyjaśnił Smółka.
Dzięki wygranej żółto-niebiescy tracą już tylko dwa punkty do grupy mistrzowskiej. Drzwi, o których na przedmeczowej konferencji mówił Smółka, właśnie powoli się dla niego i jego piłkarzy uchylają.
– To prawda, ale jeszcze się nie otwierają, ale już bardzo głośno w nie pukamy – zakończył szczęśliwy po meczu opiekun gospodarzy.
Copyright Arka Gdynia |