Aktualności
19.04.2018
Marcus da Silva: Film mi się urwał.
Jacek Główczyński: Proszę swoimi słowami opisać to co stało się w 85. minucie meczu z Koroną Kielce
Marcus: Naprawdę dużo nie pamiętam, bo jak bramkę strzeliłem to... film mi się urwał. Jeszcze teraz, gdy o tym mówię, płakać mi się chcę. Nie wiedziałem nawet jak się cieszyć. Był to gol mega ważny dla mnie, dla klubu i dla kibiców. Zauważyłem, że Damian Zbozień dostał długą piłę. Myślałem, że do mnie od razu zagra, ale całe szczęście on zrobił inaczej. Podał do Ruben Jurado, który z pierwszej odegrał do mnie. Wówczas zrobiłem jeden krok, poczekałem na piłkę, bo jeszcze kozłowała i z całej siły strzeliłem. Myślę, że to był podobny gol, jakiego zdobyłem jesienią 2016 roku na Legii, gdy wygraliśmy w Warszawie 3:1. Wtedy Arkadiusz Malarz dotknął piłkę i myślę, że bramkarz Korony też lekko to zrobił, ale uderzenie było mocne i szczęśliwe dla nas.
Czy to najważniejszy gol, czy w tych 49 wcześniejszych, które strzelił pan dla Arki, znajdzie pan równie ważne?
Gram w takim klubie, który jest dla mnie mega ważny. Dlatego każda strzelona bramka w jego barwach jest dla mnie ważna. Wiadomo ta będzie wyjątkowa, gdyż była moją 50. w Arce i dała awans do finału Pucharu Polski. Ale dużo satysfakcji sprawiły mi także na przykład gole, które strzelałem FC Midtjylland w Lidze Europy. Najważniejsze, że jesteśmy szczęśliwi i mega zadowoleni. Dziękuję kolegom oraz tym wszystkim prawdziwym kibicom, którzy nas wpierali i cały czas wierzyli w nas. Jesteśmy razem 2 maja na Narodowym.
Na finał Pucharu Polski może pan wyprowadzić Arkę jako kapitan. Będzie to dodatkowa motywacja, aby solidnie przepracować te dwa najbliższe tygodnie?
Ciężko na wszystko pracuję. Wiem, że ja liczę na drużynę, a drużyna liczy na mnie. Każdy chce pomóc. Wydaje mi się. Nie - nie wydaje mi się. Jestem tego pewien. Na 100 procent jesteśmy razem, jesteśmy zespołem. Nie ma znaczenia, czy ja będę kapitanem, czy Michał Marcjanik lub Adaś Marciniak, a może wrócą Krzysiek Sobieraj i Antek Łukasiewicz i ktoś z nich dostanie opaskę. Obojętnie, co się stanie, najważniejsze jest to, że wszyscy wspieramy się nawzajem. I nawet jak rywale są faworytami, to my pojedziemy tam walczyć i grać o swoje.
Dla pana, który był już na Narodowym i trzymał Puchar Polski to dodatkowa wartość pojechać tam jeszcze raz?
Jasne. Każdy z nas chciałby powtórki. Jak przypominam sobie, co wtedy się działo to aż ciarki przechodzą po plecach. Aż brak słów, aby opisać radość, którą odczuwałem, gdy odbierałem trofeum, dostawałem złoty medal za wygranie finału.
Jesienią trener próbował pana i na obu skrzydłach, i w środku pomocy. Teraz w grę wchodzi tylko bok drugiej linii?
O to trzeba pytać trenera. Gdzie on mnie widzi, ja tam zagrać. Nawet jak każe mi wejść między słupki, to ubieram rękawiczki.
Jednak czym bliżej bramki przeciwnika, tym teoretycznie łatwiej o gola?
No tak, ale nie ja tutaj jest najważniejszy. Najważniejsza jest Arka Gdynia. Jak patrzę na wszystkich naszych piłkarzy, to każdy ma chęci do gry.
W sześciu ostatnich meczach ekstraklasy może być trudno o motywację, bo wszystko wskazuje na to, że nic złego w tym sezonie Arce już nie może się stać?
Nie. Do czasu, kiedy są matematyczne szanse na to, że jeszcze możemy spaść, to nadal musimy być skoncentrowani i w każdym meczu ligowym dawać z siebie wszystko. Do tych spotkań trzeba tak podejść jakby sezon dopiero się zaczynał. Na pewno nie będziemy odpuszczać żadnego punktu, ani w żadnej sytuacji.
rozmawiał: Jacek Główczyński
więcej: sport.trojmiasto.pl
Copyright Arka Gdynia |