Dla urodzonego w Węgorzewie Patryka Kuna, wszystko w ekstraklasie było nowe. To jego pierwszy sezon w najwyższej klasie rozgrywkowej, więc statystyki występów (24 mecze, z czego 16 w podstawowym składzie), mając na uwadze małe doświadczenie pomocnika, są bardzo dobre.
Gorzej wygląda rubryka tych najważniejszych statystyk. W niej dwa gole i zero asyst. Jak na skrzydłowego mizerny wynik.
- Nie mogę być z tego zadowolony. Zdaję sobie sprawę, że brakuje mi liczb. Goli mam mało, asyst też. Muszę ciężko pracować i wierzyć, że zacznę być bardziej pożytecznym piłkarzem dla Arki - mówi „PS” Kun.
Dobre tylko początki
Na początku sezonu miał pewne miejsce w składzie gdynian. W końcówce rundy częściej wchodził z ławki. I zimą przeszedł metamorfozę. Był królem okresu przygotowawczego (strzelił najwięcej goli w sparingach). To miała być zapowiedź efektywniejszego Kuna na wiosnę. Wydawało się, że tak będzie, tym bardziej, że w starciu z Wisłą Kraków trafił do siatki. Na tym na razie jednak poprzestał. Okazuje się bowiem, że najlepiej prezentuje się na początkach rund (jedną z dwóch bramek zdobył w 1. kolejce sezonu ze Śląskiem Wrocław).
- Dobrą formą w okresie przygotowawczym wywalczyłem sobie miejsce w podstawowej jedenastce. Z Lechem zagrałem od początku, z Wisłą strzeliłem gola. Myślę, że dobrze się wtedy zaprezentowałem. Później było już gorzej. Z Zagłębiem szybko dostałem żółtą kartkę, zostałem zmieniony w przerwie. Od tego momentu mecze nie wychodzą mi najlepiej - bije się w pierś Kun.
Teraz odzyskać mu miejsce w jedenastce będzie ciężko.
– Nie czuję żadnego zjazdu fizycznego, po prostu słabiej prezentowaliśmy się jako drużyna i szkoleniowiec musiał dokonać zmian, dlatego usiadłem na ławce. Po meczu z Jagiellonią trener Ojrzyński miał pretensje do zmienników, że nic nie wprowadzili do gry Arki. Zastrzeżenie były także do mnie. To nie był mój dzień, z czego zdaję sobie sprawę. Porażkę trzeba przekuć w sukces i pracować ciężej – przekonuje skrzydłowy.
Sinusoida
Forma Kuna bardzo faluje, podobnie jak postawa gdynian, którzy nieudanym początkiem wiosny mocno skomplikowali sobie sprawę awansu do pierwszej ósemki.
- Potraciliśmy za dużo punktów ze słabszymi przeciwnikami - stawia diagnozę 22-latek. - A pozostałe przypadki? Wiele razy przegrywaliśmy na styk. To nie były spotkania, w których przeciwnik nas stłamsił. Jeden bramka decydowała o końcowym wyniku. Trochę brakuje nam szczęścia i umiejętności. Z Termaliką z kolei szczęście się do nas uśmiechnęło. Ale byliśmy też skuteczni. W kolejnych meczach musimy dążyć do tego, aby być bardziej precyzyjnym pod bramką - dodaje Kun.
Przed Arką starcia z Legią Warszawa i Lechią Gdańsk. - Nie mamy nic do stracenia. Nadal walczymy o ósemkę. Wszystko jeszcze jest do wygrania - przekonuje pomocnik żółto-niebieskich.
Sympatyk Romy
Kun stara się aktywnie spędzać czas wolny. Biega, ćwiczy indywidualnie. Ale też dba o samorozwój. – Czytam książki, sporo o treningu mentalnym. Nawet po kilkanaście minut dziennie. Chcę się rozwijać wszechstronnie w piłce, a odpowiednie nastawienie to klucz do sukcesu – zapewnia.
W ostatnim czasie zainteresował się też zdrową dietą.
– Zacząłem współpracę z dietetykiem. Nie mam ścisłych wytycznych na temat tego co mam konkretnie jeść, dieta musi być urozmaicona. Wszystko zależy oczywiście od intensywności i ilości treningów w tygodniu. Dziennie muszę spożywać średnio między trzy, a cztery tysiące kalorii. Staram się unikać glutenu. Mam problem z cerą, wyskakują mi krosty na twarzy. Robiłem testy na tolerancję pokarmową i wyszło, że muszę odstawić jajka. No i nabiał, czyli produkty z laktozą i kazeiną. Z diety muszę także wyeliminować migdały. Szkoda jajek, bo wcześniej jadłem je non stop. Choćby w formie omletu czy jajecznicy - mówi Kun, który prywatnie jest kibicem AS Romy.
- Wszystko zaczęło się od Francesco Tottiego, legendy klubu. Plakatów z nim w pokoju nie wieszałem, miałem za to koszulkę. Lubię Romę, ale nie jest to jakiś fanatyzm, który przejawia się tym, że oglądam każde ich spotkanie z szalikiem na szyi. W klasyfikacji ulubionych lig na pierwszym miejscu jest Serie A – uśmiecha się pomocnik.
Piotr Wiśniewski