Aktualności
04.10.2017
Adam Marciniak: Nie robię nic na pokaz.
Adam Marciniak w tym sezonie rozegrał najwięcej spotkań w drużynie, a w ostatniej kolejce znów był kapitanem. Dostał wolne tylko w jednym z 16 oficjalnych meczów. Do dyspozycji szkoleniowca defensor będzie także w piątek, gdy o godzinie 12 żółto-niebiescy rozegrają wyjazdowy sparing z I-ligową Olimpią Grudziądz.
Jacek Główczyński: Ostatni mecz Arki z Cracovią nie był najprzyjemniejszy dla oglądania dla kibiców. Piękno gry "zabiła" taktyka, czy były inne tego przyczyny?
Adam Marciniak: Możliwe. Zarówno Leszek Ojrzyński jak i Michał Probierz są kozakami, jeśli chodzi o taktykę. My mieliśmy masę tych założeń, Cracovia również. Może też było za mało umiejętności piłkarskich? Dlatego nie był to piękny mecz. Bardziej dla koneserów piłki, którzy lubują się w strategiach. Jednak ja mam żal głównie o to, że nie wygraliśmy. Gdyby były 3 punkty, miejsce w górnej "8" tabeli zupełnie nie interesowałoby mnie, w jakim stylu tego dokonaliśmy.
Pan nie jest koneserem polskiej ekstraklasy?
Nie. Praktycznie w ogóle nie oglądam meczów piłkarskich. Poza boiskiem nie jestem fanem futbolu. Czasem tylko indywidualnie analizuje fragmenty swojej gry.
Gdy będzie pan analizował mecz z Cracovią i zestawiał z wcześniejszymi, z pewnością rzuci się w oczy mniejsza liczba pański wrzutek i w ogóle rzadsza gra Arki skrzydłami niż wcześniej. Z czego to wynikało?
Rzeczywiście mało było tego z mojej strony. Życie uprzykrzał mi Kuba Wójcicki, który wracał się pod swoją bramkę, gdy tylko ja włączałem się do akcji ofensywnych. Ponadto nie mogłem sobie znaleźć więcej miejsca na boisku. Przy naszym systemie, Yannick Sambea wychodzi też pod linię i akurat w tym meczu niewiele akcji zagraliśmy.
Strzelił pan jednak po ponad roku przerwy gola w ekstraklasie. Zaprocentowała zmiana rozegrania stałego fragmentu gry, czy był to może przypadek?
Ze stałymi fragmentami już tak jest, że możesz je trenować, wszystko dokładnie rozpisywać, a czasem o powodzeniu lub nie decyduje przypadek. W tym meczu nie miałem wchodzić pod bramkę przeciwnika w takich sytuacjach, a byłem wyznaczony do zabezpieczenia tyłów. Jednak, gdy dostałem żółtą kartkę, zamieniłem się tymi zadaniami z Grześkiem Piesio. Chodziło głównie o to, abym nie musiał ryzykować faulu i ewentualnie czerwonej kartki, gdyby w kontrze uciekł nam Mateusz Szczepaniak.
Po golu strzelonemu klubowi, w którym pan niegdyś grał, manifestował pan radość. Wielu piłkarzy w takich sytuacjach się przed tym wzbrania. Dlaczego pan postąpił inaczej?
Nie robię nic na pokaz. Wszystkie kluby, w których grałem, mam w sercu. Każdy kto mnie zna, o tym wie, że tak jest i w przypadku Cracovii, Górnika Zabrze, a przede wszystkim ŁKS Łódź. I dla obcych ludzi, w telewizji nie muszę robić jakiś gestów pod publikę. Może jakieś dzieciaki będą to rozkminiać, bo one podniecają się zagranicznymi ligami, żyją tym co robi Neymar czy inni... Ja jestem sobą. Strzeliłem gola, który dawał prowadzenie, więc byłem szczęśliwy i się cieszyłem. Nie zmienia to faktu, że Cracovię niesamowicie szanuję, a ludzi związanych z tym klubem będę miał w sercu do końca życia.
autor: Jacek Główczyński
Copyright Arka Gdynia |