Aktualności
11.05.2017
Arka nie ma już wyjścia.
Jak szybko z dziękczynnych pokłonów przed piłkarzami po finale Pucharu Polski kibice mogą przejść do frustracji ligowej, pokazać może najbliższy piątek. Nikt nie będzie miał bowiem pretensji o gładką porażkę z Cracovią (0:2), jeśli najbliższe starcia u siebie Arka zakończy zwycięsko. W przeciwnym razie, porażka lub nawet remis z Górnikiem Łęczna mogą sprawić, że cierpliwość gdyńskiego fana zacznie się powoli wyczerpywać.
– To nie jest mecz o sześć punktów. To jest mecz o utrzymanie – zdaje sobie sprawę obrońca Arki Marcin Warcholak.
Piłkarze muszą wznieść się na wyżyny i zagrać zupełnie inaczej niż w Krakowie. Zupełnie inaczej niż nawet w ostatnich tygodniach. Gra Arki nie napawa optymizmem, a ze zwycięstwa kibice nie cieszyli się w żadnym z ostatnich dziewięciu meczów ekstraklasy. Oczywiście to trudne nagle zacząć wygrywać, ale... piłkarze nie mają już wyjścia – są obecnie w strefie spadkowej i brak kompletów punktów w kolejnych meczach sprawi, że paradoks pierwszoligowego zespołu w europejskich pucharach nie będzie już tylko teoretycznym gdybaniem.
Odbiegając nawet od samego wyniku przy Kałuży, w meczu z Cracovią martwi coś zupełnie innego.
– Dużo trzeba zmienić w naszym podejściu do meczu – apeluje pomocnik Mateusz Szwoch.
Arka ten mecz po prostu oddała. Ciężko teraz mówić, czy to wynik wycieńczenia sezonem i na odmianę próżno czekać, czy – czego kibice bardziej by sobie życzyli – chwilowej zadyszki po Pucharze Polski i niejako w kalkulowanej w koszty porażki z „Pasami”.
Z pewnością też zupełnie inny wydźwięk miałaby poniedziałkowa przegrana, gdyby dwa mecze Ojrzyńskiego przed gdyńską publicznością skończyły się szczęśliwiej. Wyrwane zwycięstwa z rąk Arki przez Wisłę Płock i Piast Gliwice sprawiły, że gdynianie miast zajmować teraz 12. miejsce z dorobkiem 20 punktów i trzech przewagi nad strefą spadkową, sami się w niej znajdują.
Dawid Kowalski
Copyright Arka Gdynia |