TA STRONA UŻYWA COOKIE.
Dowiedz się więcej o celu ich używania. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na korzystanie z cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
statystyki
chignahuapan

Aktualności

img

17.12.2016

Drugie podejście Tadeusza Sochy.

Przeciwko drużynie, w której się wychował miał zagrać już latem, wówczas rozchorował się tuż przed meczem. Teraz Tadeusz Socha staje przed drugą okazją debiutu w meczu ze Śląskiem Wrocław (niedziela, godz. 15.30).

 

Dla obrońcy Arki to spotkanie wyjątkowe. Socha w Śląsku piłkarsko się urodził. Tam grał od wieku juniorskiego, aż po pierwszą drużynę, w której osiągał sukcesy, jakimi niewielu na polskich boiskach może się pochwalić. W sezonie 2010/11 został wicemistrzem Polski, rok później już mistrzem, zaś w rozgrywkach 2012/13 wywalczył z zespołem brązowy medal.

- Jest wielka chęć zagrania tego meczu, bo to dla mnie wyjątkowe spotkanie. Nie ma mnie już w klubie od dwóch lat i nigdy właśnie nie grałem przeciwko niemu. To wzmaga napięcie - mówił przed sierpniowym, wygranym przez Arkę (2:0) meczem z wrocławianami w Gdyni. Wówczas z występu wykluczyła go choroba, chociaż dzień przed wcześniej był jeszcze w pełni sił i gotowości do tej rywalizacji.

- Pamiętam, że obudziłem się rano w dniu meczu i dosłownie nie mogłem ruszyć się o własnych siłach. Wiedziałem wtedy, że w tym meczu nie wystąpię. Przeziębiłem się latem, co nieczęsto się zdarza. Żałowałem tego bardzo, bo to dla mnie wyjątkowe spotkanie. Dodatkowo straciłem po nim miejsce w składzie - wspomina Socha.

We Wrocławiu spotka się ze starymi znajomymi, z którymi sięgał po piłkarskie szczyty w Polsce. A ich jest sporo. Zostali chociażby Mariusz Pawelec, Piotr Celeban, Kamil Dankowski, Paweł Zieliński, Adam Kokoszka, czy Łukasz Madej.

- Kolonia tych zawodników jest spora. Jest też Kamil Biliński, z którym piłkarsko się wychowałem. Bardzo dużo też pozmieniało się w tej drużynie, z trenerem w roli głównej. Poza tym to inaczej zarządzany klub przez zupełnie innych ludzi. Z moich czasów zostało tam chyba więcej piłkarzy, niż osób spełniających w klubie inne role - zauważa Socha.

Przygoda we Wrocławiu skończyła się dla Sochy w zasadzie wraz z finiszem rozgrywek 2013/14. Jesień kolejnego sezonu spędził już bowiem w drużynie rezerw, a kiedy przywracano go na chwilę do pierwszego zespołu, to niewiele to zmieniało, bo i tak nie powąchał ekstraklasowej murawy.

- Mieliśmy problemy z dogadaniem się, a miesiące uciekały. Żałuje, że nie udało mi się odejść pół roku wcześniej, bo miałem taką możliwość. Później była w prasie nagonka, że jestem łapczywy na pieniądze. Wcale tak nie było i uważam, że to było niepotrzebne - tłumaczy Socha.

 

- Byłem bez gry w pierwszym zespole, a potem przyszedł czas na I ligę i Drutex-Bytovię. Musiałem zrobić ten krok w tył. Tak samo postąpiłem, przychodząc jeszcze do pierwszoligowej Arki. Wiedziałem, że to może przynieść efekty i przyniosło. Jesteśmy w ekstraklasie - dodaje z uśmiechem.

Po awansie nadal był podstawowym prawym obrońcą w żółto-niebieskich barwach, prezentował się przyzwoicie, lecz klub zrobił mu konkurencję, sprowadzając na tę samą pozycję Damiana Zbozienia. Właśnie wspomniana choroba przed letnim meczem z wrocławianami sprawiła, że Socha stracił plac, który odzyskał dopiero po czterech miesiącach. Ostatnie występy każą jednak sądzić, że to wychowanek Śląska zagra przeciwko niemu w najbliższym meczu we Wrocławiu.

- Nie powiedziałbym, że miejsce w składzie na to spotkanie mam zapewnione. Rywalizacja jest do ostatniego dnia. Wszystko jest otwarte i wcale nie jest tak, że jak będę zdrowy, to zagram - uspokaja Socha.

 

- Na pewno jednak cieszę się, że wracam do Wrocławia i pewnie tym bardziej chciałbym być w składzie. Czy będzie rodzina na meczu? Ktoś na pewno się pojawi, ale nie będzie to całe drzewo genealogiczne Sochów - śmieje się piłkarz.

 

Dawid Kowalski








Poprzedni Następny

 

 

 

 

 

 

SPONSORZY MŁODEJ ARKI

 

 

     

 

 

 

 

 

 

PARTNERZY MEDIALNI

 

 

Arka Gdynia Copyright Arka Gdynia