Aktualności
29.09.2016
Strzał w dziesiątkę Arki.
Konia z rzędem temu, kto po jednej trzeciej sezonu zasadniczego Lotto Ekstraklasy spodziewał się Arki Gdynia wśród pięciu najlepszych zespołów. Żółto-niebiescy w tych rejonach tabeli zadomowili się już blisko trzy miesiące temu
Dziesięć spotkań to idealny moment na podsumowania. Liczba, o której niejednokrotnie mówią trenerzy, jako o dającej pewien obraz na cele drużyny w sezonie. Jeśli więc mamy iść tą drogą, to o czym myślą w Arce? O pucharach? Oczywiście, że nie, lecz dotychczasowy jej wynik musi budzić podziw.
Najlepsza dziesiątka w tym wieku
Dla Arki to szósty sezon w najwyższej klasie rozgrywkowej w obecnym stuleciu. Kiedy pod uwagę weźmiemy wspomniane dziesięć serii gier, w żadnym z nich nie znajdziemy żółto-niebieskich tak wysoko w tabeli, jak teraz. W sezonie 2005/06 - pierwszy po 23-letniej przerwie z ekstraklasą - gdynianie byli przedostatni w tabeli, bez żadnego zwycięstwa w dorobku! Sześć punktów, które udało się wtedy zgromadzić, to zasługa tylu właśnie remisów.
Postępów w tej materii nie było rok później. Arka trenera Wojciecha Stawowego znowu była królową remisów (ponownie sześć podziałów punktów), lecz doszło do tego jedno zwycięstwo, co w sumie dało 13. miejsce w zestawieniu.
Po rocznej przerwie spowodowanej karną degradacją, gdynianie wrócili w łaski ekstraklasy. Pod czujnym okiem Czesława Michniewicza zespół zaliczył progres. W 10. kolejek jego zawodnicy wybiegali 13 punktów. Następny sezon to znowu tułanie się po dolnych rejonach tabeli (12. miejsce i jedynie dziewięć punktów). Niewiele lepiej było w rozgrywkach 2010/11, czyli tych, po który Arka na pięć lat zniknęła z mapy polskiej ekstraklasy. Wówczas 12 punktów i takie samo miejsce zwiastowało wprawdzie ciężką walkę o utrzymanie, ale nikt nie brał pod uwagę spadku.
Jak wiele w klubie zmieniło się przez tak długi pobyt na zapleczu, niech świadczą obecne wyniki. Od tych wspomnianych w Gdyni odcinają się grubą kreską, drużyna pisze zupełnie inną historię, wykręca inne liczby, których przytaczanie za kilka lat będzie przyjemnością. Otóż, 5. miejsce w porównaniu do lokat z lat ubiegłych samym w sobie jest już bajką. Do tego warto dodać liczbę 17 punktów i wręcz idealną - a na tle reszty z stawki na pewno niedoścignioną - statystykę spotkań u siebie.
"To nas mają się bać"
Arka zakotwiczyła w wśród najlepszych drużyn ekstraklasy już pod koniec lipca i do tej pory nigdzie się stamtąd nie rusza. Raz można było zobaczyć gdynian na 8. pozycji, lecz ani razu (oprócz tabeli po inauguracyjnej serii spotkań) nie widzieliśmy ich wśród zespołów grupy spadkowej.
- Wiemy, co chcemy grać i to gramy - mówi krótko obrońca Marcin Warcholak.
U siebie piłkarze Grzegorza Nicińskiego punktują każdego i choć na wyjazdach jest nieco gorzej, to zmiana taktyki na te spotkania coraz częściej przynosi efekty. Przykładem niech będzie chociażby mecz w Poznaniu z rozpędzającym się Lechem, skąd do Trójmiasta arkowcy przywieźli cenny punkt. Taktyka szczelnej defensywy znakomicie się wówczas sprawdziła.
Przed własną publicznością żółto-niebiescy w meczach o stawkę są niepokonani już blisko rok. Skuteczność z I ligi przenieśli na ekstraklasę i wykręcają w niej imponujące liczby. Brak porażki w pięciu spotkaniach u siebie i aż cztery zwycięstwa w tegorocznych rozgrywkach już brzmią znakomicie, lecz jeszcze większe wrażenie robi bilans bramkowy: 10:1. A najbliższym rywalem Arki jest 15. w tabeli wicemistrz Polski, Piast Gliwice.
- To nas nakręca, dodaje motywacji i pewności siebie. To rywal nas ma się bać w Gdyni, a nie my jego - twierdzi napastnik Paweł Abbott. - Pracujemy na to sami z tygodnia na tydzień, z meczu na mecz. Nie zastanawiamy się, co będzie za kilka spotkań, a w następnym. To sprawia, że krok po kroku stajemy się silniejsi, a u siebie niesamowicie niosą nas trybuny - dodaje.
Dziesięć spotkań to idealny moment na podsumowania. Liczba, o której niejednokrotnie mówią trenerzy, jako o dającej pewien obraz na cele drużyny w sezonie. Jeśli więc mamy iść tą drogą, to o czym myślą w Arce? O pucharach? Oczywiście, że nie, lecz dotychczasowy jej wynik musi budzić podziw.
Najlepsza dziesiątka w tym wieku
Dla Arki to szósty sezon w najwyższej klasie rozgrywkowej w obecnym stuleciu. Kiedy pod uwagę weźmiemy wspomniane dziesięć serii gier, w żadnym z nich nie znajdziemy żółto-niebieskich tak wysoko w tabeli, jak teraz. W sezonie 2005/06 - pierwszy po 23-letniej przerwie z ekstraklasą - gdynianie byli przedostatni w tabeli, bez żadnego zwycięstwa w dorobku! Sześć punktów, które udało się wtedy zgromadzić, to zasługa tylu właśnie remisów.
Postępów w tej materii nie było rok później. Arka trenera Wojciecha Stawowego znowu była królową remisów (ponownie sześć podziałów punktów), lecz doszło do tego jedno zwycięstwo, co w sumie dało 13. miejsce w zestawieniu.
Po rocznej przerwie spowodowanej karną degradacją, gdynianie wrócili w łaski ekstraklasy. Pod czujnym okiem Czesława Michniewicza zespół zaliczył progres. W 10. kolejek jego zawodnicy wybiegali 13 punktów. Następny sezon to znowu tułanie się po dolnych rejonach tabeli (12. miejsce i jedynie dziewięć punktów). Niewiele lepiej było w rozgrywkach 2010/11, czyli tych, po który Arka na pięć lat zniknęła z mapy polskiej ekstraklasy. Wówczas 12 punktów i takie samo miejsce zwiastowało wprawdzie ciężką walkę o utrzymanie, ale nikt nie brał pod uwagę spadku.
Jak wiele w klubie zmieniło się przez tak długi pobyt na zapleczu, niech świadczą obecne wyniki. Od tych wspomnianych w Gdyni odcinają się grubą kreską, drużyna pisze zupełnie inną historię, wykręca inne liczby, których przytaczanie za kilka lat będzie przyjemnością. Otóż, 5. miejsce w porównaniu do lokat z lat ubiegłych samym w sobie jest już bajką. Do tego warto dodać liczbę 17 punktów i wręcz idealną - a na tle reszty z stawki na pewno niedoścignioną - statystykę spotkań u siebie.
"To nas mają się bać"
Arka zakotwiczyła w wśród najlepszych drużyn ekstraklasy już pod koniec lipca i do tej pory nigdzie się stamtąd nie rusza. Raz można było zobaczyć gdynian na 8. pozycji, lecz ani razu (oprócz tabeli po inauguracyjnej serii spotkań) nie widzieliśmy ich wśród zespołów grupy spadkowej.
- Wiemy, co chcemy grać i to gramy - mówi krótko obrońca Marcin Warcholak.
U siebie piłkarze Grzegorza Nicińskiego punktują każdego i choć na wyjazdach jest nieco gorzej, to zmiana taktyki na te spotkania coraz częściej przynosi efekty. Przykładem niech będzie chociażby mecz w Poznaniu z rozpędzającym się Lechem, skąd do Trójmiasta arkowcy przywieźli cenny punkt. Taktyka szczelnej defensywy znakomicie się wówczas sprawdziła.
Przed własną publicznością żółto-niebiescy w meczach o stawkę są niepokonani już blisko rok. Skuteczność z I ligi przenieśli na ekstraklasę i wykręcają w niej imponujące liczby. Brak porażki w pięciu spotkaniach u siebie i aż cztery zwycięstwa w tegorocznych rozgrywkach już brzmią znakomicie, lecz jeszcze większe wrażenie robi bilans bramkowy: 10:1. A najbliższym rywalem Arki jest 15. w tabeli wicemistrz Polski, Piast Gliwice.
- To nas nakręca, dodaje motywacji i pewności siebie. To rywal nas ma się bać w Gdyni, a nie my jego - twierdzi napastnik Paweł Abbott. - Pracujemy na to sami z tygodnia na tydzień, z meczu na mecz. Nie zastanawiamy się, co będzie za kilka spotkań, a w następnym. To sprawia, że krok po kroku stajemy się silniejsi, a u siebie niesamowicie niosą nas trybuny - dodaje.
Dawid Kowalski
Copyright Arka Gdynia |