Aktualności
19.08.2016
Arka do Warszawy jedzie po...
Arka na wyjazdach gra póki co słabo i nie punktuje, a błędy defensywne produkuje hurtowo. Co gorsza, piłkarze Grzegorza Nicińskiego w piątek wyjeżdżają do stolicy, gdzie dzień później zmierzą się z mistrzem Polski. Mistrzem, z którym w historii Arka wygrała tylko raz! Już na starcie można by więc powiedzieć: "wynik jest jasny".
Legia nigdy nie leżała Arce. Co mecz, to praktycznie piłkarskie wciry. Ostatni raz obie drużyny spotkały się w półfinale Pucharu Polski cztery lata temu. Dwa razy po 2:1 wygrali stołeczni, co specjalnym zdziwieniem nie było. Triumfowali jeszcze w sześciu poprzednich starciach w ekstraklasie, a niepokonani w meczach z Arką są aż... 38 lat! W sezonie 1978/79 żółto-niebiescy wygrali 3:0 i to by było na tyle. Później trwała stagnacja.
Łącznie w 26 starciach między oboma zespołami, tylko jedno (wspomniane przed chwilą) wygrali gdynianie, padło siedem remisów i - uwaga! - aż 18 zwycięstw Legii. Jakby tego było mało, jeszcze gorzej szło arkowcom w stolicy. Tam mogą "pochwalić się" bilansem 0-2-11. Gdzie więc szukać argumentów na pokonanie Legii (lub przynajmniej zdobycie punktu) na jej terenie?
Tonący brzytwy się chwyta, a tą dla żółto-niebieskich powinien być fakt fatalnej formy "Wojskowych" przy jednoczesnych zajęciu głów zupełnie innym tematem. Można wręcz powiedzieć, że gdynianie trafili w idealnym momencie. Będą dla Legii przerywnikiem między pierwszym a drugim meczem decydującej rundy kwalifikacji Ligi Mistrzów z irlandzkim Dundalk. Mówiąc wprost, Arka będzie dla stołecznej drużyny niepotrzebnym dodatkiem w kalendarzu, bo w grę wchodzi przecież osiągnięcie największego sukcesu w polskiej piłce od ponad 20 lat.
Nie wspominając nawet o pieniądzach o jakie toczy się gra. Za awans do fazy grupowej Legia zainkasowałaby bowiem 12 milionów euro. Do tego dochodzi 300 tys. euro za 2. rundę eliminacji, 400 tys. za trzecią i ewentualne 2 mln za wyeliminowanie Irlandczyków. Po podliczeniu daje nam to kolosalną jak na polskie warunki kwotę 14,7 mln euro!
Nie ma zatem wątpliwości, że trener Besnik Hasi mimo korzystnego wyniku w Irlandii (2:0) w meczu z Arką będzie chciał oszczędzić kilku swoich najlepszych piłkarzy na rewanżowe spotkanie z Wyspiarzami. Na niektórych pozycjach zagrają więc zmiennicy i dla nikogo w klubie mecz z żółto-niebieskimi nie będzie kwestią priorytetową. Oczywiście, Legia to zupełnie inna firma, która choćby budżetem bije gdynian na łeb na szyje.
Za tym idzie też kadra i rezerwowi w warszawskim zespole poziomem spokojnie dorównują arkowcom. To jednak i tak będzie minimalny plus dla żółto-niebieskich, jeśli Hasi w bój pośle ludzi z ławki. Ponadto, jeśli wierzyć też piłkarzom Arki, już niebawem żółto-niebieska armia sama powinna się podnieść ze swoich wyjazdowych rozterek.
- Nasze podejście czy to do meczu u siebie, czy na wyjeździe jest niezmienne. Natomiast brakuje nam drobnych detali, które przy pomocy naszej publiczności udaje nam się fantastycznie realizować. O czym mówię? Chociażby o walce o każdą piłkę. Nie ma tutaj mowy, czy to 30., 40. czy 50. metr od bramki - walczymy o każdy centymetr boiska tak samo - diagnozuje problem Łukasiewicz. - W meczach wyjazdowych zdarzyło nam się poczuć, że w danej, niepozornej sytuacji nic nam nie grozi, a koniec końców okazuje się, że wychodzi z tego bramka. Właśnie w tym tkwi cały szkopuł - dodaje.
Czy zatem Arka odpali już na wyjeździe przeciwko Legii? Biorąc pod uwagę newralgiczny moment, w jakim warszawiacy będą w meczu z gdynianami, historia spotkań obu drużyn może w końcu zmienić kierunek. Chociaż na ten remisowy.
Dawid Kowalski
Copyright Arka Gdynia |