Aktualności
08.06.2016
22 bohaterów żółto-niebieskiej armii .
Konrad Jałocha - Przed sezonem w Arce potrzebny był bramkarz, który z miejsca wskoczyłby między słupki. Tę rolę na swoje barki wziął właśnie Jałocha, bo w jako jedyny rozegrał w Arce wszystkie możliwe mecze w tym sezonie. Czyste konto zachował natomiast aż w 14 spotkaniach! To prawie połowa. Rewelacyjny wynik. Choć miał kilka słabszych momentów, to bez problemu przykrył je niekiedy fantastycznymi paradami ratującymi żółto-niebieskich przed porażkami.
Tadeusz Socha - Jedyny mistrz Polski w żółto-niebieskich barwach. Socha od początku świetnie załatał dziurę na prawej stronie defensywy Arki. Pobyt w Gdyni sam z pewnością zapamięta do końca życia. To właśnie tutaj strzelił swoje dwa pierwsze gole w seniorskiej piłce. Jeden na wagę złota i trzech punktów w doliczonym czasie gry meczu przed własną publicznością z GKS-em Katowice. Chwilę później sędzia zakończył spotkanie, a Socha został bohaterem całej Gdyni.
Krzysztof Sobieraj - Kapitan Arki. Tylko o nim można powiedzieć ikona klubu. Pochodzi z Kielc, a stał się legendą żółto-niebieskich. Pamięta każdy z trzech awansów zespołu do ekstraklasy w tym stuleciu. W każdym też brał udział jako piłkarz. Człowiek niezniszczalny, który w praktyce stosuje stwierdzenie „zostawić zdrowie i serce na boisku”. Jeden z dwóch ojców gdyńskiej szatni. Choć koniec kariery jest bliżej, niż dalej, to z Arki może wcale nie odejdzie.
Marcin Warcholak - Do nikogo innego bardziej nie pasuje przydomek „żelazne płuca”. Warcholak na lewej obronie w Arce zasuwa w każdym meczu. Dopiero w 32. kolejce trener Grzegorz Niciński dał mu odpocząć. Niesamowita wydolność i atletyczna budowa to to, co Warcholak posiada bez specjalnego wysiłku. Dar od Boga. W zespole nazywany białym murzynem. Koledzy o nim mówią: „Podobnie, jak czarnoskórzy, Marcin też się urodził z wyrzeźbionym ciałem. Taka genetyka”.
Michał Marcjanik - Cichy i spokojny, w drużynie nie jest typem lidera, ale to niezwykły talent środka obrony. Według Krzysztofa Sobieraja jest najlepszym środkowym defensorem Arki, który niebawem powinien grać w reprezentacji Polski. I gra, tyle, że jak na razie w młodzieżowych drużynach. Marcjanik rozegrał łącznie blisko 30 meczów w sezonie, a to i tak sporo, mając za rywala właśnie Sobieraja i będącego w wyśmienitej formie Brazylijczyka Alana.
Przemysław Stolc - Sezon rozpoczął jako zmiennik na prawej stronie obrony dla Tadeusza Sochy. Okazało się jednak, że jest świetnym uzupełnieniem, bowiem przy słabszej dyspozycji byłego mistrza Polski, Stolc skutecznie go zastępował. Strzelił nawet ważnego gola z rzutu karnego w Grudziądzu z Olimpią, który dał wyrównanie i impuls do walki o pełną pulę. Z Arką związany jest od urodzenia, a klub właśnie takich piłkarzy najbardziej potrzebuje.
Alan Fialho - Brazylijczyka nie sposób nie lubić. Jest niesamowicie pozytywną postacią, która całą energię przenosi na boisko. Tam jest już jednak bardzo skupiony na swoich zadaniach. W Arce określany jako najbardziej ofensywny z tercetu środkowych obrońców. Dowód? Dwa gole w Chojnicach, bez których Arka do Gdyni wracałaby z pustymi rękami, a nie z kompletem punktów. Kiedy tylko mu się zaufa, odpłaca się świetnymi występami. Ambicja to jego drugie imię.
Antoni Łukasiewicz - Admirał środka pola. Łukasiewicz swoim doświadczeniem wygrał Arce niejeden mecz. Pamiętny będzie natomiast ten z Dolcanem Ząbki. Drużynie nie szło, ale to właśnie 33-letni weteran swoją walecznością dał jasny sygnał: „Panowie, ten mecz da się wygrać!”. Gdy tylko brakowało go w środku pola, brakowało też stabilizacji. Wykonał tytaniczną pracę po to, by zagrać z Arką w ekstraklasie. Ojciec zespołu numer dwa.
Dariusz Formella - w Arce pojawił się dopiero na spotkania rundy rewanżowej, ale i tak wpływ na awans drużyny miał znacznie większy, niż niektórzy grający cały sezon. Formella w Gdyni walczył o odbudowę formy, po tym, jak w Poznaniu kibice zaczęli go wyśmiewać. Zagrał wszystkim na nosie, będąc podstawowym elementem żółto-niebieskiej układanki. Grał jak z nut, strzelił aż sześć goli i zaliczył cztery asysty. Bez jego udziału o awans byłoby dużo trudniej.
Marcus da Silva - Brazylijczyk staje się powoli symbolem w Arce. Bije w niej rekordy pod względem zdobytych goli, a i nie ma zamiaru nigdzie się z niej ruszać. Mocno związał się z klubem i miastem. Zdecydowanie lepiej zagrał w drugiej części sezonu. Marcus nauczył się sumiennie pracować w destrukcji i tym bardzo pomagał drużynie. Jest też w czołówce strzelców zespołu, zdobywając niekiedy kluczowe dla losów meczów bramki.
Mateusz Szwoch - Podobnie, jak Dariusz Formella, do Arki trafił dopiero w lutym. Powrót na stare śmieci okazał się fantastycznym ruchem. „Bania” został królem asyst z siedmioma kluczowymi podaniami. Zdobył też gola, po którym można było fetować awans. Biega po całej szerokości boiska, a techniką kładzie na murawę niejednego rywala. Na ekstraklasę jak znalazł. Poza tym to człowiek, który dla Arki zrobi wiele, z nią się znakomicie rozumie.
Michał Nalepa - Pierwszoligowiec 2015 roku i człowiek, który za Arkę dałby się pokroić. I to dosłownie. Znakomita jesień i nieco gorsza wiosna w jego wykonaniu, ale potencjał w tym chłopaku drzemie ogromny. Jego marzeniem był awans z Arką do elity. Spełniło się. „Popo” dołożył nie cegiełkę, a cegłę do zrealizowania tego celu. Jednego możecie być pewni - w ekstraklasie Nalepa wsadzi głowę tam, gdzie inni baliby się włożyć nogę.
Damian Mosiejko - To wciąż prosperujący talent w Arce. W tym sezonie zaliczał jedynie epizody, ale kiedy pojawiał się na boisku, potrafił zaprezentować się z przyzwoitej strony. Dostaje coraz więcej szans od trenerów, a wciąż ma przecież dopiero 20 lat. Raz zagrał od pierwszej minuty i nie zawiódł, a drużyna wysoko wówczas wygrała z Rozwojem Katowice. W pozostałych siedmiu spotkaniach na placu gry pojawiał się w roli rezerwowego.
Rashid Yussuff - Skrzydłowy z Anglii zdecydowanie większą rolę w zespole odegrał jesienią. Zapamiętany zostanie z dwóch bramek: tej na otarcie łez w Sosnowcu na 2:4 i dużo istotniejszej w Grudziądzu. W tym meczu cały zespół pokazał ogromny charakter, a Yussuff strzelił zwycięskiego gola w samej końcówce. Trzy punkty dały wówczas pozytywny impuls na kolejne starcia. Wiosną Anglik musiał się pogodzić z rolą rezerwowego, ale nie odpuszczał, kiedy tylko dostawał szansę.
Miroslav Bożok - Od samego początku sezonu Słowaka dopadł pech. Kontuzja w meczu pucharowym sprawiła, że do dyspozycji był dopiero miesiąc później. Jesienią zawodnik podstawowego składu i choć zimowy okres przygotowawczy miał najlepszy w całej drużynie, wiosną był tylko rezerwowym. Cierpliwie czekał na swoją szansę, aż w końcu ją dostał i wykorzystał. W ekstraklasie jednak powinien dużo bardziej rozwinąć skrzydła.
Yannick Sambea - Zimowe wzmocnienie Arki, które przebojem przedarło się do podstawowego składu po tym, jak w Miedzi Legnica trener Ryszard Tarasiewicz nie widział dla niego miejsca. Zawsze uśmiechnięty, po meczu pija yerbamate. Fantastycznie uzupełnił środek pola i zdobył tej wiosny dwa nieprzeciętnej urody gole. Kropnął z dystansu w meczu z Rozwojem w Katowicach i Stomilem w Olsztynie. Który ładniejszy? Ciężko orzec.
Patrik Lomski - Obok Damiana Mosiejki rozegrał najmniej minut w tym sezonie. Większość czasu spędzał na leczeniu kontuzji, ale nie można zapomnieć jednego pozytywnego akcentu w jego wykonaniu. Dał bowiem świetną zmianę w Grudziądzu z Olimpią, bo po jego rajdzie zespół zarobił rzut karny, od którego wszystko się zaczęło. Potencjał ma spory, ale niestety niewykorzystany. Czy zostanie w drużynie na ekstraklasę?
Paweł Wojowski - Mimo, że w tym sezonie rozegrał znacznie mniej minut, niż w poprzednim, to był to czas spędzony zdecydowanie pożyteczniej. Wojowski był w znacznie lepszej formie, zaliczył świetny zimowy okres przygotowawczy, ale też niestety dla niego za rywala na lewej stronie obrony miał Marcina Warcholaka. Zdobył jednak gola w kluczowym z psychologicznego punktu widzenia momencie - na 3:1 w meczu u siebie z ówczesnym liderem Wisłą Płock.
Grzegorz Tomasiewicz - „Ofiara” zimowych transferów w Arce, bo przez nie Tomasiewicz częściej okupował ławkę rezerwowych, niż biegał po murawie. Umiejętności ma wysokie, mimo niewielkiego wzrostu. Jego zalety to ogromna walka przy jednoczesnej zwinności. W Chojnicach zdobył swojego jedynego gola w tym sezonie, choć zasłużył na znacznie więcej. Cierpliwie czeka na swoją szansę, a w roli dżokera odnajduje się bardzo dobrze.
Paweł Abbott - O nim w Gdyni śpiewane są pieśni. Poza boiskiem niesamowicie zdystansowany człowiek. A na nim? Lis pola karnego. Abbott przeżywa w Arce kolejną młodość. Dano mu drugą szansę, a on odpłacił się znakomitą grą i aż 12 golami w sezonie. Gdyby nie kontuzja, ciągle byłby w grze o koronę króla strzelców I ligi. Bez niego zespół musi zmieniać filozofię swojej gry - tak mocno Arka uzależniona jest od swojego snajpera.
Rafał Siemaszko - To jego drugi pobyt w Arce i tym razem dużo bardziej udany. Przede wszystkim trafia do siatki, świetnie współpracuje na boisku ze wszystkimi partnerami, w szczególności z Pawłem Abbottem, z którym stworzył swoistą symbiozę. Jego gra wygląda dojrzalej i wydaje się, że drugie podejście z Arką do elity będzie dla Siemaszki zdecydowanie okazalsze. Tam powinien w końcu trafić do siatki, czego brakowało w sezonie 2010/11.
Gaston Sangoy - Miał być gwiazdą I ligi, a w efekcie zagrał tylko jeden wybitny mecz. Trzeba mieć jednak na uwadze, że klub długo czekał na certyfikat Argentyńczyka, a ten później się rozchorował. Brakowało mu również okresu przygotowawczego, który spędziłby z drużyną. Spotkanie ze Stomilem w Olsztynie pokazało jednak, że Sangoy potrafi bardzo wiele. Tylko pytanie czy klub da radę zatrzymać go na nowy sezon?
Dawid Kowalski
Copyright Arka Gdynia |