Aktualności
10.09.2007
Stal Stalowa Wola - Prokom Arka Gdynia 0:1 (Dziennik Bałtycki)
Piłkarze Prokomu Arki Gdynia potrzebują punktów i zdobyli je wygrywając w najskromniejszym z możliwych rozmiarów. To 1:0 w Stalowej Woli, po golu Grzegorza Nicińskiego, daje powody do radości, tym bardziej, że żółto-niebiescy nadal grają w składzie dalekim od optymalnego. A w meczu przeciwko Stali kontuzji nabawił się jeszcze jeden z liderów zespołu Bartosz Ława.
Najbardziej zestresowanym człowiekiem przed sobotnim meczem Stal - Arka był zapewne trener gospodarzy Albin Mikulski. Szkoleniowiec "Stalówki" po serii bardzo słabych występów drużyny dostał bowiem od zarządu klubu ultimatum zdobycia czterech punktów w dwóch meczach. Z Arka właśnie i kolejnym z Turem Turek. Ewentualna porażka z Arką kończyła więc jego pracę w Stalowej Woli.
Gdynianie od początku, jak na faworyta przystało, zaatakowali. Pierwsze akcje ofensywne nie były jednak zbyt groźne. Jednak w 10 minucie gry bramkarz Stali Tomasz Wietecha musiał wyjmować piłkę z siatki. Na przedpole jego bramki zacentrował David Kalousek, a tam Grzegorz Niciński zdołał przyjąć piłkę i strzelić. Futbolówka odbiła się jeszcze od słupka i wylądowała w siatce. Wietecha nie miał nic do powiedzenia, a uradowany "Nitek" mógł odbierać zasłużone gratulację od od kolegów. Arka prowadziła 1:0.
Gospodarze nie zamierzali jednak kapitulować. Szanse na wyrównanie mieli w 16 minucie meczu, kiedy to Andrzej Bledzewski ubiegł szarżującego na jego bramkę Sebastiana Kęskę. Jednak to Arka miała w pierwszej połowie gry dwie najlepsze sytuacje do podwyższenia prowadzenia. Najpierw Niciński nie skopiował swojego wyczynu z 10 minuty i posłał piłkę nad poprzeczką, a w 31 minucie Marcin Wachowicz strzelał z pięciu metrów, ale za dużo w to uderzenie piłki włożył siły, a za mało precyzji. Gola więc nie było, a końcowy wynik meczu nadal pozostawał sprawa otwartą.
Właśnie w to, że nie wszystko stracone, uwierzyli piłkarze Stali i po przerwie rzucili się do ataku. Czynili to nerwowo, chaotycznie, ale osiągnęli optyczna przewagę. Gdynianie starali się bronić, ale piłka uparcie wracała pod ich pole karne. Gospodarze klarownych sytuacji bramkowych nie potrafili sobie jednak wypracować. Największą szansę na doprowadzenie do remisu mieli miejscowi w 85 minucie gry, lecz Abel Salami i Aldin Hadzić nie potrafili w dogodnej sytuacji celnie strzelić na bramkę Arki.
Kibice i piłkarze Stali musieli więc pogodzić się z kolejna porażką, a za swojego wroga numer jeden w tym meczu uznali sędziego Sebastiana Jarzębka z Bytomia. Najwięcej pretensji mieli o ocenę sytuacji w 60 minucie gry, kiedy to mający już na swoim koncie żółtą kartkę Tomasz Mazurkiewicz sfaulował mającego szansę wyjść na dobra strzelecka pozycję Prejluce Nakoulme.
- Uważam, że była to sytuacja jeden na jeden i Mazurkiewicz powinien dostać drugą żółtą kartkę, a Arka przez pół godziny grać w "10" - żalił się po meczu trener gospodarzy. Albin Mikulski odniósł się także do punktowego ultimatum i ewentualnego pożegnania z drużyną.
- Decyzję o mojej dymisji podejmie zarząd klubu. Gdybyśmy dzisiaj zagrali słabo, sam podał bym się do dymisji, lecz po takiej grze tego nie zrobię - powiedział dziennikarzom Mikulski.
W znacznie lepszym nastroju był oczywiście trener Arki Wojciech Stawowy, chociaż i jemu nie brakuje kłopotów.
- Nie przyjechaliśmy do Stalowej Woli zwalniać trenera Mikulskiego, tylko wygrać - powiedział. - Każdy trener ma jakieś problemy, a moim jest po tym spotkaniu kolejna kontuzja piłkarza Arki. Tym razem na powiększającą się ciągle listę zawodników niezdolnych do gry trafił Bartek Ława, który skręcił nogę w stawie skokowym, a solidnie poobijani wracają Piotrek Bazler i Marcin Wachowicz. A sam mecz ze Stalą? Powinniśmy, grając dobrze w pierwszej połowie, strzelić z dwie bramki więcej i uniknąć nerwówki i chaosu w drugiej części gry. Nasze zwycięstwo jest jednak zasłużone i z tego się cieszę. Jeżeli chodzi o zmiany w trakcie gry to wszystkie były wymuszone. Marka Szyndrowskiego zdjąłem z boiska w obawie, aby nie dostał drugiej żółtej kartki, a Bazler i Ława zeszli kontuzjowani - zakończył Stawowy.
Strzelec jedynego gola w tym spotkaniu, a trzeciego już w tym sezonie, Grzegorz Niciński nie krył zadowolenia, ale...
- Jestem już za stary, aby emocjonować się nadmiernie strzelanymi bramkami. Najbardziej cieszy mnie to, że wygraliśmy na wyjeździe po dwóch kolejnych remisach na boiskach rywali. Bo Arce najbardziej potrzebne są teraz punkty i awans na wyższą pozycję w ligowej tabeli. W Stalowej Woli zrobiliśmy to co do nas należało, chociaż w drugiej połowie było trochę nerwowo - nie ukrywał "Nitek".
Stal Stalowa Wola - Prokom Arka Gdynia 0:1 (0:1)
Bramka: 0:1 Grzegorz Niciński (10 min.)
Stal: Wietecha - Maciorowski, Lebioda, Gheczy, Trela - Kęska ( 87 Stręciwilk), Krawiec, Nakoulma, Gęśla (58 Pałkus) - Salami, Janicki (78 Hadzić).
Arka: Bledzewski - Kowalski, Sobieraj, Szyndrowski (64 Weinar), Kalousek - Mazurkiewicz, Ława (90 Łabędzki), Moskalewicz - Bazler (66 Ulanowski), Niciński, Wachowicz.
Żółte kartki: Tadeusz Krawiec (Stal) oraz Bartosz Ława, Marek Szyndrowski i Tomasz Mazurkiewicz (Arka).
Sędziował: Sebastian Jarzębak ( Bytom). Widzów ok. 2000
Janusz Woźniak
Najbardziej zestresowanym człowiekiem przed sobotnim meczem Stal - Arka był zapewne trener gospodarzy Albin Mikulski. Szkoleniowiec "Stalówki" po serii bardzo słabych występów drużyny dostał bowiem od zarządu klubu ultimatum zdobycia czterech punktów w dwóch meczach. Z Arka właśnie i kolejnym z Turem Turek. Ewentualna porażka z Arką kończyła więc jego pracę w Stalowej Woli.
Gdynianie od początku, jak na faworyta przystało, zaatakowali. Pierwsze akcje ofensywne nie były jednak zbyt groźne. Jednak w 10 minucie gry bramkarz Stali Tomasz Wietecha musiał wyjmować piłkę z siatki. Na przedpole jego bramki zacentrował David Kalousek, a tam Grzegorz Niciński zdołał przyjąć piłkę i strzelić. Futbolówka odbiła się jeszcze od słupka i wylądowała w siatce. Wietecha nie miał nic do powiedzenia, a uradowany "Nitek" mógł odbierać zasłużone gratulację od od kolegów. Arka prowadziła 1:0.
Gospodarze nie zamierzali jednak kapitulować. Szanse na wyrównanie mieli w 16 minucie meczu, kiedy to Andrzej Bledzewski ubiegł szarżującego na jego bramkę Sebastiana Kęskę. Jednak to Arka miała w pierwszej połowie gry dwie najlepsze sytuacje do podwyższenia prowadzenia. Najpierw Niciński nie skopiował swojego wyczynu z 10 minuty i posłał piłkę nad poprzeczką, a w 31 minucie Marcin Wachowicz strzelał z pięciu metrów, ale za dużo w to uderzenie piłki włożył siły, a za mało precyzji. Gola więc nie było, a końcowy wynik meczu nadal pozostawał sprawa otwartą.
Właśnie w to, że nie wszystko stracone, uwierzyli piłkarze Stali i po przerwie rzucili się do ataku. Czynili to nerwowo, chaotycznie, ale osiągnęli optyczna przewagę. Gdynianie starali się bronić, ale piłka uparcie wracała pod ich pole karne. Gospodarze klarownych sytuacji bramkowych nie potrafili sobie jednak wypracować. Największą szansę na doprowadzenie do remisu mieli miejscowi w 85 minucie gry, lecz Abel Salami i Aldin Hadzić nie potrafili w dogodnej sytuacji celnie strzelić na bramkę Arki.
Kibice i piłkarze Stali musieli więc pogodzić się z kolejna porażką, a za swojego wroga numer jeden w tym meczu uznali sędziego Sebastiana Jarzębka z Bytomia. Najwięcej pretensji mieli o ocenę sytuacji w 60 minucie gry, kiedy to mający już na swoim koncie żółtą kartkę Tomasz Mazurkiewicz sfaulował mającego szansę wyjść na dobra strzelecka pozycję Prejluce Nakoulme.
- Uważam, że była to sytuacja jeden na jeden i Mazurkiewicz powinien dostać drugą żółtą kartkę, a Arka przez pół godziny grać w "10" - żalił się po meczu trener gospodarzy. Albin Mikulski odniósł się także do punktowego ultimatum i ewentualnego pożegnania z drużyną.
- Decyzję o mojej dymisji podejmie zarząd klubu. Gdybyśmy dzisiaj zagrali słabo, sam podał bym się do dymisji, lecz po takiej grze tego nie zrobię - powiedział dziennikarzom Mikulski.
W znacznie lepszym nastroju był oczywiście trener Arki Wojciech Stawowy, chociaż i jemu nie brakuje kłopotów.
- Nie przyjechaliśmy do Stalowej Woli zwalniać trenera Mikulskiego, tylko wygrać - powiedział. - Każdy trener ma jakieś problemy, a moim jest po tym spotkaniu kolejna kontuzja piłkarza Arki. Tym razem na powiększającą się ciągle listę zawodników niezdolnych do gry trafił Bartek Ława, który skręcił nogę w stawie skokowym, a solidnie poobijani wracają Piotrek Bazler i Marcin Wachowicz. A sam mecz ze Stalą? Powinniśmy, grając dobrze w pierwszej połowie, strzelić z dwie bramki więcej i uniknąć nerwówki i chaosu w drugiej części gry. Nasze zwycięstwo jest jednak zasłużone i z tego się cieszę. Jeżeli chodzi o zmiany w trakcie gry to wszystkie były wymuszone. Marka Szyndrowskiego zdjąłem z boiska w obawie, aby nie dostał drugiej żółtej kartki, a Bazler i Ława zeszli kontuzjowani - zakończył Stawowy.
Strzelec jedynego gola w tym spotkaniu, a trzeciego już w tym sezonie, Grzegorz Niciński nie krył zadowolenia, ale...
- Jestem już za stary, aby emocjonować się nadmiernie strzelanymi bramkami. Najbardziej cieszy mnie to, że wygraliśmy na wyjeździe po dwóch kolejnych remisach na boiskach rywali. Bo Arce najbardziej potrzebne są teraz punkty i awans na wyższą pozycję w ligowej tabeli. W Stalowej Woli zrobiliśmy to co do nas należało, chociaż w drugiej połowie było trochę nerwowo - nie ukrywał "Nitek".
Stal Stalowa Wola - Prokom Arka Gdynia 0:1 (0:1)
Bramka: 0:1 Grzegorz Niciński (10 min.)
Stal: Wietecha - Maciorowski, Lebioda, Gheczy, Trela - Kęska ( 87 Stręciwilk), Krawiec, Nakoulma, Gęśla (58 Pałkus) - Salami, Janicki (78 Hadzić).
Arka: Bledzewski - Kowalski, Sobieraj, Szyndrowski (64 Weinar), Kalousek - Mazurkiewicz, Ława (90 Łabędzki), Moskalewicz - Bazler (66 Ulanowski), Niciński, Wachowicz.
Żółte kartki: Tadeusz Krawiec (Stal) oraz Bartosz Ława, Marek Szyndrowski i Tomasz Mazurkiewicz (Arka).
Sędziował: Sebastian Jarzębak ( Bytom). Widzów ok. 2000
Janusz Woźniak
Copyright Arka Gdynia |